Profesjonalna scena esportowa zbudowana wokół VALORANTA zmienia się na naszych oczach. ostatnich dniach zakończono proces rekrutacji do rozgrywek franczyzowych, które dzielą się na trzy różne regiony, a także przedstawiono panujące w nich reguły. Te doprowadzą do sporego zamieszania i wielkiego przetasowania pomiędzy poszczególnymi drużynami.
Riot Games odpowiedzialne za organizację i dbanie o rozwój sceny esportowej wokół swoich największych hitów, ponownie postawił na utworzenie rozgrywek w formie franczyzowej. Tym razem chodzi, rzecz jasna, o scenę VALORANTA. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się całkiem sporo o nadchodzącym wizerunku rozgrywek.
Te zostały podzielone, przynajmniej póki co, na trzy wiodące ligi: Ameryki (Ameryka Północna, Łacińska i Brazylia), EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka) oraz Pacyfik. W każdej z nich występuje wyłącznie dziesięć drużyn, a chętnych na zajęcie miejsc miało nie brakować. Wszak Riot odrzucił wnioski takich podmiotów jak G2 Esports, TSM czy OpTic. Pierwsze mecze w ramach lig ruszą już na początku przyszłego roku.
Wraz z oficjalnym zawiązaniem rozgrywek, Riot Games przedstawiło także szereg dotyczących ich zasad. Jedna z nich odnosi się do tzw. importów, czyli uczestnictwo zawodników w ligach, do których nie są przypisani na bazie obywatelstwa lub prawa do pobytu. W League of Legends reguła ta zakłada, że przynajmniej trzech z pięciu graczy musi być reprezentantami danego regionu.
W przypadku VALORANTA zasada ta jest jeszcze bardziej zacięta i dopuszcza wyłącznie jednego importowanego zawodnika. Co może to oznaczać dla sceny? Przede wszystkim ogromne przetasowania w wyjściowych piątkach, wszak wiele przyjętych do franczyzy zespołów może nie spełniać postawionych reguł. Poszczególni zawodnicy czy drużyny już teraz wystosowują odpowiednie ogłoszenia. Jedno jest pewne - najbliższe tygodnie zapowiadają się emocjonująco.
Komentarze (0)
Ścisłe zasady w VALORANT. Zmiany mogą wprowadzić w ruch karuzelę
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!