F1. Śmierć zabrała w jeden weekend dwóch wielkich kierowców. "Dwa pogrzeby, dwa światy"

Przez 12 lat śmierć omijała tory Formuły 1. Gdy w końcu sobie o niej przypomniała, uderzyła ze zdwojona siłą. W ciągu jednego weekendu na torze Imola w 1994 r. zabrała aż dwóch kierowców: Ayrtona Sennę i Rolanda Ratzenbergera. Dziś mija 25. rocznica tragicznego wypadku Austriaka
Zobacz wideo

Gdyby stworzyć wykresy talentu Ayrtona Senny i Rolanda Ratzenbergera, pewnie trudno byłoby znaleźć punkty styczne. Różniła ich także charyzma, majątek i liczba mistrzowskich tytułów. Łączyły miłość do ścigania, rok urodzenia i na koniec - śmierci. Chociaż z rokiem urodzenia Ratzenberger trochę manipulował. Obaj urodzili się co prawda w 1960 r., ale walczący o pozyskanie sponsorów Austriak nie chciał przerażać swoją metryką i odejmował dwa lata dla lepszego efektu. Szczęśliwy zbieg okoliczności otworzył mu w końcu furtkę do spełnienia marzeń. Nowo powstały zespół Simtek szukał kierowców, Ratzenberger zrobił wrażenie na jego szefie Nickim Wirthie, a przyjaciółka prowadząca agencję menedżerską w Monaco obiecała wsparcie finansowe. Na początek na sześć wyścigów. 

W pogoni za szczęściem

Weekend na Imoli był jego trzecim w Formule 1. W pierwszym nie przebrnął kwalifikacji, w drugim zajął 11. miejsce. Podczas czasówki w San Marino wypadł w szykanie Acque Minerali. Wrócił po chwili na tor i różnymi manewrami starał się sprawdzić, czy z samochodem wszystko jest w porządku. Nie wyczuł niczego niepokojącego i uznał, że nie ma sensu tracić czasu na zjazd do garażu. Ruszył dalej w walce o jak najlepszą pozycję na starcie. Wspomniane manewry nie wykryły niestety drobnych uszkodzeń przedniego skrzydła. Tyle że te drobne uszkodzenia przy ogromnych prędkościach Formuły 1 stają się śmiertelnie niebezpieczne. Granatowy Simtek przejechał właśnie szybki łuk Gillese'a Villeneuve'a, kiedy przednie skrzydło nie wytrzymało oporów powietrza i urwało się. Gwałtowny brak docisku sprawił, że Ratzenberger pojechał prosto w betonową ścianę. 25 lat temu nie miał szansa na przeżycie. Widzowie oglądający transmisję kwalifikacji nie zapomną nigdy białego kasku opadającego bezwładnie na bok kokpitu Simteka.

 Flaga ukryta w bolidzie

Tragiczna wiadomość błyskawicznie obiegła cały padok. Ayrton Senna był zdruzgotany i poważnie rozważał wycofanie się z wyścigu. Gerhard Berger, rodak Rolanda Ratzenbergera, oglądał wszystko na małym monitorze w swoim bolidzie. - Poczułem się źle, wyskoczyłem z samochodu i poszedłem do naszego motorhome'u, cały się trzęsąc. W takich momentach pytasz siebie, czy chcesz dalej jeździć, czy nie. Potem mówisz sobie "tak, zamierzam ścigać się w niedzielę". Wychodzisz więc i koncentrujesz na swojej pracy. To było trudne, bardzo trudne - opowiadał Berger dziennikarzowi Guardiana. Podobne przemyślenia miał Senna. Nieco wbrew sobie wystartował jednak w niedzielę, spotykając przeznaczenie za zakrętem Tamburello. W roztrzaskanym Williamsie Brazylijczyka znaleziono wtedy flagę Austrii, którą chciał pomachać za metą wyścigu o GP Prix San Marino. Senna znalazł ją w resztkach bolidu Ratzenbergera.

Puste miejsce na starcie

Ekipa Simteka była w rozsypce. Oglądanie takiej tragedii zawsze zostawia głębokie ślady. Jej szef Nick Wirth opowiadał po latach, także w Guardianie: Twoje ciało zachowuje się dziwnie w takich sytuacjach. Orientujesz się, że nie jesteś w stanie dłużej funkcjonować w normalny sposób. Tracisz kontrolę nad nogami, które robią się jak galareta, chce ci się wymiotować, nie przez to, co właśnie zobaczyłeś, ale z powodu przeszywających cię emocji.

Roland Ratzenberger znany był z bardzo pozytywnego usposobienia i szerokiego uśmiechu. Ale kto by się nie uśmiechał, realizując swoje marzenia. Bernie Ecclestone przekonał całą ekipę, by nie wycofywała się z Grand Prix i w ten sposób uczciła pamięć zmarłego przyjaciela. Tak też się stało, a jego miejsce na starcie pozostało puste. Zespołowy partner Ratzenbergera, David Brabham, przejechał natomiast 27 okrążeń, po czym zakończył wyścig. Tuż przed tragicznym wypadkiem Ayrtona Senny.

Dwa pogrzeby, dwa światy

Ich pogrzeby odbyły się w ten sam weekend. Gdy cały świat śledził wydarzenia z San Paulo, gdzie tłumy przygnębionych Brazylijczyków wyległy na ulice, w Salzburgu pojawiło się około 250 osób. - Został zapomniany przez świat Formuły 1. Wielu zapomniało, ale nie ja - powiedział wtedy Johnny Herbert, długoletni przyjaciel Rolanda i jeden z tych kierowców, którzy pojawili się w Austrii. Herbert razem z Gerhardem Bergerem przylecieli prosto z pogrzebu Senny. Oprócz niego w Salbuzrgu pojawili się także Heinz-Harald Frentzen, Karl Wendlinger i prezydent FIA Max Mosley. - Był dobrym przyjacielem, rozmawialiśmy o naszych marzeniach przez wiele lat. Dostałem się do Formuły 1 przed nim, ale w tamtym sezonie świetnie było go zobaczyć. Miał szczęśliwą twarz mówiącą "dostałem się" - wspominał Herbert w wywiadzie dla CNN. Na nagrobku Ratzenbergera widnieje napis "Er lebte fur seinen Traum", czyli "Żył dla swoich marzeń". Jego ojciec Rudolf nie ma wątpliwości. "Choć zabrzmi to dziwnie, to Roland zmarł jako szczęśliwy człowiek".

Więcej o:
Copyright © Agora SA