Maryna Gąsienica-Daniel to alpejka, jakiej Polska nie miała od dekad. Na ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pekinie zajęła ósme miejsce w gigancie. Na mistrzostwach świata w 2021 roku była szósta w gigancie i ósma w gigancie równoległym. Teraz na MŚ do francuskich Meribel i Courchevel Maryna przyjechała w formie dającej prawo znów widzieć ją w gronie najlepszych. I oczywiście z marzeniami o życiowym sukcesie.
W poniedziałek 6 lutego na początek mistrzostw Gąsienica-Daniel wystartowała w kombinacji. Rywalizację złożoną z supergiganta i slalomu skończyła na 11. miejscu, swoim najwyższym w historii startów na imprezach mistrzowskich.
- Jesteśmy zadowoleni - mówi nam trener Marcin Orłowski. I przyznaje, że nawet bardziej ze zrealizowania pewnych celów niż z wyniku. Jak to rozumieć?
- Kombinacja składa się z supergiganta i slalomu i chociaż w jednej z tych konkurencji, a najlepiej w obu, musisz być dobry, a nawet bardzo dobry, żeby walczyć o medale. My jesteśmy na razie całkiem nieźli w supergigancie, ale ciągle jeszcze nie jesteśmy wysoko, a slalom bardzo mało trenujemy. Trudno więc się spodziewać cudów w kombinacji, dlatego nasze założenia na ten start były takie, żeby zapoznać się z trasą przed supergigantem [start w środę] i mniej więcej poznać profil giganta [koronna konkurencja Maryny odbędzie się 16 lutego] - tłumaczy trener.
- Do tego już wiemy, jak wszystko organizacyjnie działa, gdzie się możemy poruszać, trenować i mamy nadzieję, że jak najszybsze ogarnięcie kwestii logistycznych zaprocentuje na nasze docelowe starty - dodaje Orłowski.
Niespełna 29-letnia Gąsienica-Daniel startami i treningami w najbliższych kilku dniach będzie się szykowała do giganta i do giganta równoległego (15 lutego).
Jak słyszymy, czas może grać na korzyść naszej świetnej gigancistki. Maryna ma pewne problemy zdrowotne (słyszymy, że z żołądkiem), o których ani ona, ani nikt z jej otoczenia nie chce zbyt dużo mówić. Nie po raz pierwszy twarda góralka nie chce się nad sobą rozczulać.
- Jakieś problemy wyszły, po Semmeringu [tam pod koniec grudnia Gąsienica-Daniel kolejny raz wyrównała swój rekord życiowy, zajmując szóste miejsce w gigancie] się to zaczęło. Na dzień dzisiejszy jest to trochę opanowane, ale temat jeszcze nie jest zakończony, Maryna musi jeszcze brać lekarstwa i uważać na siebie - mówi nam Orłowski. - Mamy to w miarę pod kontrolą i mamy nadzieję, że to nie będzie przeszkadzać - dodaje trener.
Szkoleniowiec naszej najlepszej alpejki wierzy, że z każdym dniem mistrzostw jego zawodniczka będzie się czuła coraz lepiej i coraz pewniej. - Jest jeszcze 10 dni do głównego startu. Maryna była już w top 10 na MŚ i na igrzyskach, będzie się chciała pokazać z jak najlepszej strony i myślę, że ma teraz mniejszą presję. Możemy walczyć, ryzykować, tak naprawdę nie mamy nic do stracenia. Chcemy osiągnąć jeszcze lepsze wyniki niż do tej pory. Możemy podchodzić do sprawy bez presji, bez stresu - przekonuje Orłowski.
Czy takie podejście - z dobrą formą i ryzykiem - oznacza, że trener i jego zawodniczka myślą o medalu? Wiadomo, że Maryna nie jest faworytką do podium, bo będzie miała rywalki, które były już na nim po wielokroć. Ale ona i Orłowski są bardzo ambitni i wygląda na to, że chcą poszukać szansy.
- Na pewno chcemy - odpowiada Orłowski. - Maryna jest czarnym koniem. I to jest fajne. Możemy tylko pozytywnie zaskoczyć - kończy trener.