Kamil Stoch nie wystartuje w przyszłym tygodniu w zawodach Pucharu Świata w amerykańskim Lake Placid. 35-latek został wycofany po tym, jak nie przebrnął przez kwalifikacje w Willingen. Decyzję w tej sprawie ogłosił po konkursie trener naszej kadry Thomas Thurnbichler, choć sam Stoch również wspominał, że potrzebuje odpoczynku.
Trzykrotny mistrz olimpijski odniósł się do sprawy w rozmowie ze Skijumping.pl. W jej trakcie zdradził, do kogo należało ostatnie słowo. - Była to decyzja sztabu szkoleniowego. Co prawda nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z trenerem, ale w zaistniałej sytuacji uważam, że to będzie najlepsze rozwiązanie i na pewno wyjdzie mi to na dobre - stwierdził.
W tej sytuacji Stoch wybierze się do domu, a reszta kadry uda się do Stanów Zjednoczonych. Do imprezy docelowej, czyli mistrzostw świata w Planicy pozostało jeszcze 20 dni. - Wierzę w to, że chwila odpoczynku, oddechu, wyciszenia się da naprawdę pozytywny efekt. To nie jest tak, że ja zapomniałem, jak się skacze. W takiej samej sytuacji byłem w zeszłym roku i miałem nadzieję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy - dodał skoczek, nawiązując do przerwy, jaka miała miejsce przed igrzyskami w Pekinie.
Zawodnik z Zębu zadeklarował również, że nie narzeka na zdrowie ani przygotowanie fizyczne. Problemem wydaje się zatem sfera mentalna. - Wydaje mi się, że jest to efekt przeciążenia nawet nie tyle fizycznego, ile psychicznego. Po prostu ja sam daje sobie za dużo na głowę, mam bardzo dużo ambicji. Z każdym dobrym konkursem, czy dobrymi skokami sam sobie jeszcze dokładam, czasami nieświadomie i przychodzi taki moment, że zaczynam nagle osiągać gorsze rezultaty - wyjaśnił.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Kamil Stoch odpadł w kwalifikacjach po bardzo krótkim skoku na 100,5 m. Zajął 51. miejsce. Zdradził, co było przyczyną tak słabej próby. - Poniekąd czułem, że tak się może dzisiaj wydarzyć, bo zastosowaliśmy pewne bardzo ekstremalne rozwiązanie, gdzie ja miałem się poczuć ekstremalnie w pewnym elemencie skoku i to był wóz albo przewóz. Albo to zadziała, albo się skończy tak, jak się skończyło. Gdybym to zrobił dobrze, byłoby naprawdę super, ale nie sprostałem temu zadaniu - przyznał.