- To śmieszne, że pozwala się na ich używanie. Przecież już kiedyś nie wydano zgody na zmiany związane z kolcami, a teraz tak po prostu się je dopuszcza? To dziwne i nieuczciwe. Gdybym mógł w nich pobiec, złamałbym granicę 9,5 sekundy - mówił dla agencji Reutera podczas igrzysk w Tokio Usain Bolt. - Ci, którzy w nich biegają, są oszustami - stwierdził za to zwyciężczyni największych maratonów na świecie, Tegla Loroupe z Kenii cytowana przez "The Times".
Oboje nie są fanami "superkolców", dla nich to "technologiczny doping". A to buty, które pomogły polskim biegaczom i biegaczkom, którzy w Tokio zdobyli złoty medal w sztafecie mieszanej 4x400 metrów i mogą zrewolucjonizować kolejne miesiące, a może nawet i lata w biegach.
- To są buty lekkoatletyczne, które robią furorę w tym sezonie - mówi nam mistrz olimpijski, Kajetan Duszyński, prezentując model Nike Air Zoom Victory. To w nich wbiegł na metę podczas igrzysk w Tokio, na ostatniej zmianie złotej sztafety mieszanej 4x400 metrów. To po części dzięki nim przywiózł do Polski złoty medal, którego nikt się nie spodziewał. Jeszcze w Tokio nazwał je "game changerem". - Coś, co je wyróżnia to płytka karbonowa. Wcześniej stosowano głównie plastikowe. But różni się także przede wszystkim grubością podeszwy, bo wcześniej produkowano wszystkie modele tak, żeby były jak najlżejsze. Potem przyszedł jednak maraton, którego wyniki zmieniły nastawienie producentów - tłumaczy biegacz.
A mówił o biegu z października 2019 roku, gdy Kenijczyk Eliud Kipchoge złamał barierę 2 godzin w maratonie. Trzy lata wcześniej, gdy podczas olimpijskiego finału maratonu światu pokazano Nike Vaporfly 4% ze specjalnymi karbonowymi płytkami, trudno było przypuszczać, że to tylko początek wielkich technologicznych zmian w biegach i sprzętu, o którym dotąd nikt nawet nie śnił. Kipchoge na nogach miał buty o dotąd niespotykanej czterocentymetrowej podeszwie, nazywane Nike Air Zoom Alphafly. Kilka dni później w podobnym obuwiu rekord kobiet w biegu mieszanym pobiła jego rodaczka, Brigid Kosgei. Światowe media zaczęły pisać o rewolucji i pytać się innych rekordzistów, czy nie boją się o swoje wybitne osiągnięcia. Buty porównywano do strojów z łusek rekina, które pozwalały na niezwykłe bicie rekordów w pływaniu, ale zostały szybko zakazane.
- Ta podeszwa wygląda dziwacznie, kontrastując z chudymi łydkami biegaczy, ale za to przynosi niesamowite efekty. Jest sprężysta, amortyzowana, z wkładkami z włókna węglowego, a wszystko po to, żeby lepiej oddawać energię. Światowa Lekkoatletyka określiła szczegóły techniczne dotyczące butów i dopóki te nowe mieszczą się w ramach regulacji, wszystko jest w porządku. Szkoda tylko, że rekordy zaczynają powszednieć, a w wynikach dopisuje się coraz częściej, w jakim obuwiu biegacz uzyskał wynik - przyznawał wówczas Marek Plawgo dla Sport.pl w wypowiedzi z artykułu Michała Gąsiorowskiego opublikowanego rok po wynikach Kipchoge'a i Kosgei. I po kolejnych rekordach na 5 i 10 km, w maratonie, biegu godzinnym, czy półmaratonie.
To, że na igrzyska w Tokio gruba podeszwa wkroczy do średnich dystansów było pewne. Eksperci w firmach obuwniczych już głowili się, w jaki sposób przełożyć osiągi maratończyków i długodystansowców do osiągania jeszcze lepszych czasów na krótszych dystansach. I tak powstały "superkolce". Zawodnicy będący na wysokich kontraktach u producentów butów dostali je szybko - nawet rok przed startem w Tokio. Światowa federacja dokonała nawet ciekawej zmiany - zmieniła limit wysokości kolców do 2,5 centymetra. Spodziewano się rewolucji - dotąd biegano głównie w kolcach o wysokości mniejszej niż centymetr, a często około pół centymetra. Teraz pojawiło się przekonanie, że w związku z tworzeniem butów nowej technologii to musi się zmienić. Nikt nie wiedział jednak, jak trenować w nowych modelach, jak dokładnie ich używać i gdzie będą dawały najwięcej - na 1500, 800, a może nawet 400 metrów i mniej.
- Karbonowa wkładka sprawia, że but robi się twardszy i dzięki temu oddaje więcej energii podczas biegu - opisuje Kajetan Duszyński. Wcześniej zawodnicy mówili, że w "superkolcach" czują się, jakby biegli w sprężynach. - Na krótszych dystansach lepiej czuję się jednak w butach starszej generacji. W tych trudniej się rozpędzić, ale są dobre do biegania na dystansach, bo biegnie się mniejszym kosztem energii - ocenia Polak.
Jego zdaniem kluczem jest tu zresztą sama podniesiona podeszwa, a nie jak twierdzą niektórzy karbonowa płytka. Ta sama, która ma też wywoływać kontuzje po długim okresie trenowania w "superkolcach". - Po biegach w butach z samą karbonową płytką, bez podniesionej podeszwy zaczęły mnie boleć Achillesy. Mam z nimi problemy już od dawna, więc to nie jest może najlepsza skala porównawcza, ale w tych z wyższą podeszwą biega mi się dobrze i nie mam problemów. Są jednak i tacy, którzy rezygnują z nich, bo mają kłopoty, więc na razie to wszystko tylko opinie - wskazuje Duszyński. I dodaje, że poza możliwymi urazami problemem w przypadku używanego przez niego modelu jest to, jak szybko się zużywa.
Korzystanie z "superkolców" jako możliwą przyczynę swojej kontuzji wskazał po igrzyskach Marcin Lewandowski, a wcześniej mówiło się o tym także w kontekście urazu Ewy Swobody, który wykluczył sprinterkę ze startu w Tokio. - To nowość, z którą nikt nie ma większego doświadczenia. Myślę, że samo to, że one podwyższają stopę może prowadzić do jakichś przeciążeń. To raczej but startowy, a nie do codziennej pracy nad własną formą na treningach - ocenia trener Duszyńskiego, Krzysztof Węglarski.
- Te buty nie są dla wszystkich - dodaje Węglarski. - Żeby zawodnik z tego skorzystał, musi sam dysponować ładną techniką biegu, biegać z tylnego odbicia, mieć biodro w przodzie. To rzeczy obowiązkowe i jeśli tego zawodnik nie ma, to kolce, mimo że przyspieszają tempo biegu, to nie pomogą mu tak, jak może to sobie wyobrażać. A mogą nawet zaszkodzić - twierdzi szkoleniowiec.
Jeszcze większym problemem, który pojawił się wraz z nadejściem "superkolców" była bardzo ograniczona dostępność poszczególnych modeli. Polskim biegaczom udało się je dostać zaledwie kilka tygodni przed igrzyskami. - Firmy wystawiły niewielki nakład, który rozszedł się w kilka godzin. Mieliśmy to szczęście, że udało nam się je zamówić - zdradza Kajetan Duszyński. Spośród zawodników męskiej sztafety tylko Karol Zalewski miał kontrakt z firmą New Balance i to w jej kolcach startował podobnie, jak choćby Justyna Święty-Ersetic, czy Natalia Kaczmarek. Reszta zawodników kupiła buty Nike - uważane za najszybsze, choć wciąż trudno je porównywać.
Efekty były wprost niewyobrażalne. - Na sprawdzianie przedolimpijskim Kajetan nabiegał nieoficjalny rekord Polski. Biegał niesamowicie, inni zresztą też. U niego to była chyba taka życiowa dyspozycja, którą świetnie wykorzystał też na samych igrzyskach - wskazuje Krzysztof Węglarski. I to ważne: trzeba zaznaczyć, że "superkolce" potrzebują świetnej formy zawodnika. - Nawet te buty same nie biegają - śmiała się w Tokio Natalia Kaczmarek. - Trzeba mieć formę, a my jesteśmy w superformie. Przyglądałam się też i chyba wszyscy w finale miksta biegli w takich butach. Teraz wszyscy mamy takie same możliwości - dodała zawodniczka.
Co teraz ze sprawą "superkolców"? Wiele portali lekkoatletycznych zaczęło ich bronić. Po pierwsze, bo chcemy bicia rekordów i ciągłego rozwoju dyscypliny, jak i możliwości zawodników. Po drugie, bo nie wiemy, jak bardzo wpływają na wyniki. To, że bicie w nich najlepszych czasów jest łatwiejsze, to jedno, ale brakuje dalszych badań dotyczących tego, jak poprawiają komfort biegania. Nie da się określić, ile czasu zyska zawodnik noszący "superkolce", a ile zawodnik w butach starszej generacji. Po trzecie, bo niedługo nikt może o nich już nie pamiętać. Napędziły rozwój technologii do tego stopnia, że nawet będący przeciwko "superkolcom" Karsten Warholm pobił rekord świata i zdobył złoto w biegu na 400 metrów przez płotki mężczyzn, wykorzystując buty specjalnie przygotowane mu przez firmę Puma we współpracy z mistrzem konstruktorów w Formule 1, Mercedesem.
Dostęp do "superkolców" powinien być większy - to jasne, ale nietrudno zrozumieć, jak choćby pandemia wpłynęła na rynek producentów rewolucyjnego sprzętu. Teraz ci skupią się zapewne na badaniu osiągów zawodników w "superkolcach", ale także sferach, w których te nie są jeszcze aż tak widoczne. Więc kto wie, czy Usain Bolt nie miał racji i jego rekord nie będzie w zagrożeniu, gdy ta technologia dojdzie także do świata sprinterów. - Na pewno pójdzie to w kierunku tego, żeby biegać jeszcze szybciej, ale i zdrowiej. Jeżeli będą zbyt kontuzjogenne, to może ten kierunek się nieco zmieni. To jednak dopiero pierwszy sezon, kiedy ta technologia jest stosowana częściej, więc będzie unowocześniana. Kolejne sezony powinny upływać pod znakiem biegania w takich butach, a czas pokaże, jak dokładnie się to przyjmie - mówi Kajetan Duszyński. Mamy więc do czynienia z nową erą w biegach. W najbliższym czasie raczej się nie zatrzyma. Będzie tylko przyspieszała wraz z rozwojem "superkolców", a może i kolejnych nowinek.