Od dziesięciu lat na esportowej scenie buduje się jeden z jej najważniejszych tytułów. Counter-Strike: Global-Offensive pokonał w tym czasie naprawdę długą drogę, zdobywając serca fanów na całym świecie. Ta historia trwa dalej, a gra, choć dla wielu będąca już przeżytkiem, stale się rozwija, utrzymując pokaźne liczby graczy. Jak wygląda to czysto pod esportowym kątem?
Dokładnie 21 sierpnia 2012 roku Counter-Strike: Global Offensive trafił na platformę Steam. Odświeżony klasyk był świetną propozycją zarówno dla wieloletnich fanów serii jak i zupełnie nowych graczy. Gra udoskonalała dobrze znany koncept - cały czas wszystko kręciło się wokół starć terrorystów z antyterrorystami, ale wyniesiono to na zupełnie nową płaszczyznę. Rozgrywka była jeszcze bardziej płynna, dynamiczna i widowiskowa. Pierwsze miesiące pokazały, że jedynym co mogło ograniczać graczy, była ich kreatywność.
Valve nie bało się eksperymentować na swoim nowym "dziecku". W grze pojawiało się dużo zawartości. Zmieniano mapy, dodawano bronie i szukano idealnego balansu w rozgrywce. Wraz z upływem lat sporo się pod tym względem zmieniło, ale wcześniej twórcy przywiązywali do tego dużą wagę.
Z czasem wizytówką CS:GO stały się też kultowe skiny i inne przedmioty. Dokonywano przeróżnych wymian i transakcji opiewających na dziesiątki tysięcy dolarów. Counter-Strike stał się prawdziwą giełdą, a wciąż była to przecież "tylko" gra komputerowa.
Po premierze CS:GO na nowy tytuł przeniósł się trzon esportowych scen CS'a 1.6. i Source'a. Profesjonalni gracze wiedzieli, że muszą iść za nowymi perspektywami, co wymuszało na nich adaptację do nowych standardów. Pierwsze miesiące Counter-Strike'a: Global Offensive należały zdecydowanie do legendarnych Ninjas in Pyjamas. Można powiedzieć, że stali się oni pierwszym hegemonem CS:GO. Zanotowali oni również jedną z najbardziej ikonicznych serii zwycięstw, wygrywając 87 map z rzędu, co przerwano dopiero w marcu 2013 roku.
Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.
Stopniowo wszystko zaczęło coraz bardziej się nakręcać. Kolejne regiony wystawiały mocne składy, które z powodzeniem rywalizowały na szczeblu międzynarodowym. Rosła liczba inwestorów i sponsorów, co przekładało się również na większe pule pieniężne w turniejach. 2013 rok został dopięty pierwszym w historii CS:GO Majorem - DreamHackiem Jönköping w Szwecji. Zwycięzcą okazało się fnatic.
Kolejne lata zainaugurowały legendarne cykle turniejów pokroju IEM Katowice i IEM Kolonia. Na intensywną skalę swoje rozgrywki organizował też DreamHack. Bardzo bogaty terminarz jeszcze bardziej pomógł rozbudowywać scenę CS:GO. W 2016 roku na Majorach pula nagród wzrosła do miliona dolarów, podczas gdy jeszcze rok wcześniej było to tylko 250 tysięcy dolarów. Rekord finansowy został ustanowiony w 2021 roku przy okazji PGL Major Sztokholm. W sumie do wygrania były 2 miliony dolarów, z czego połowa trafiała bezpośrednio do kieszeni zwycięzców.
Minęła dekada sukcesów i porażek CS:GO. Nie obyło się bez skandali pokroju nakrywania oszustów na gorącym uczynku czy sprzedawania spotkań. Mimo wszystko nadal tytuł trzyma się w jednym kawałku. Być może panuje obecnie pewnego rodzaju stagnacja, lecz z drugiej strony scena nadal trzyma swój poziom. Kolejne turnieje biją rekordy oglądalności, a gra jest jeszcze daleko od stanu zapomnienia. Skoro widowiska przyciągają w szczytowych momentach widzów liczonych w milionach, to ewidentnie nie jest źle, nieprawda?
Counter-Strike ma teraz godnego konkurenta w postaci VALORANTA. Tytuł Riot Games jest obecnie na fali wznoszącej, a twórcy zapowiadają bardzo konkretne ruchy. A jednak CS:GO wydaje się być niezagrożone. Wszystko nadal przebiega według normy. Może i kilku znaczących zawodników przeniosło się na VALORANTA, a nowa produkcja przekonała część fanów tradycyjnego Counter-Strike'a, lecz liczby nadal bronią produkcji Valve.
Druga połowa 2022 roku zapowiada się bardzo intrygująco. W listopadzie odbędzie IEM Rio 2022, który może pobić wszelkie rekordy oglądalności. Byłoby to pięknym prezentem na 10 urodziny CS:GO. CS:GO, które choć ma już swoje lata, trzyma się naprawdę dobrze. I oby tak dalej!