Nowe władze PZPN-u wprowadziły pierwszą ważną reformę w walce z patologią. "Dekadę za późno"

Dawid Szymczak
To pierwsza poważna reforma wprowadzona przez nowe władze PZPN: w meczach dzieci do lat 10 nie będą liczone gole i nigdzie nie znajdziemy informacji o wynikach ani tabelach. Środowisko jest podzielone, pomysł budzi i nadzieje, i obawy. Eksperci podkreślają, że to tylko pierwszy krok do większej zmiany. Ta najważniejsza musi zajść w głowach trenerów.

- Na meczach dzieci od lat dochodziło do patologicznych sytuacji - zgadzają się trenerzy, rodzice i eksperci. Mecz o awans? Grają najlepsi, liczy się tylko zwycięstwo. Turniej? Żadnych zmian, żelazny skład, rezerwowi cały dzień na ławce. Komuś idzie słabiej? Ławka, bez szans na naukę. Mały piłkarz popełni błąd? Trener wściekły - krzyczy zamiast tłumaczyć. Często liczy się tylko wynik, wynik, wynik, zdarzały się mecze ośmiolatków, w których remis gwarantował jednej z drużyn pozostanie w lidze, więc przez całe spotkanie drużyna ta się broniła i kopała po autach, żeby uciekał czas.

Zobacz wideo "Trochę się obawiam, czy Legia nie pójdzie śladem Lecha z poprzedniego sezonu"

Popularny jest też tzw. "efekt joysticka". Chodzi o trenerów, którzy przez cały mecz podpowiadają swoim zawodnikom najlepsze rozwiązania i sterują nimi, jakby grali na konsoli, zabijając w nich kreatywność. Są też prezesi i dyrektorzy, którzy przed najbardziej prestiżowymi spotkaniami boją się, że wynik pójdzie w świat, więc każą taki mecz za wszelką cenę wygrać, bo inaczej młody piłkarz może nie przyjść do akademii, która przegrała.

Powszechnie mówi się o wynikomanii. Liczą się tylko awanse i spadki. A to nie wychowuje piłkarzy.

Dlatego na początku września, na pierwszym posiedzeniu po związkowych wyborach, PZPN zdecydował, że w meczach dzieci od 6 do 10 lat nie będą liczone wyniki ani prowadzone tabele. "W rundzie jesiennej sezonu 2021/2022 rozgrywki te odbywać się będą zgodnie z dotychczasową formą przyjętą przez poszczególne Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej, lecz bez wyników i tabel. Od rundy wiosennej wszystkie wojewódzkie ZPN, będą prowadzić rozgrywki dziecięce według jednolitego systemu, ustalonego przez Departament Szkolenia i Reprezentacji Narodowych PZPN" - czytamy w związkowym komunikacie. Nowy prezes PZPN Cezary Kulesza pisał na Twitterze, że "pierwszy element szeroko zakrojonej reformy szkolenia. Rozpoczynamy od rozgrywek dzieci w wieku 6-11 lat. Jesteśmy przekonani, tak jak liczni eksperci, że szkolenie dzieci powinno opierać się na zabawie, a nie rywalizacji".

- Kraje, które w szkoleniu są o krok przed nami - jak Niemcy, Anglia czy Holandia - już dawno to wprowadziły. Teraz, dekadę za późno, robią to kraje rozwijające się piłkarsko - mówi Piotr Matecki, prezes stowarzyszenia szkółek i akademii piłkarskich PASS oraz prezes Akademii Piłkarskich Reissa.

Dzieci liczą gole, ale nie muszą się już bać

W niektórych regionach w Polsce dzieci grają już bez wyników i tabel. Tak jest w Wielkopolsce oraz zachodniopomorskim. - Dzieci nic nie straciły: nadal liczą sobie bramki, chcą je zdobywać, po każdej bardzo się cieszą, pragną wygrywać. To naturalne. Trenerzy natomiast mają większy spokój i po trzech latach widać już, że lepiej rozumieją, po co są te mecze bez wyników - mówi Marek Safanów, edukator PZPN, autor projektu "Pierwsza piłka", który rozgrywki w formie turniejów zapoczątkował właśnie w zachodniopomorskim.

- Chodzi o to, by młody piłkarz pracował przez cały tydzień np. nad kierunkowym przyjęciem piłki i w meczu mógł to bez konsekwencji przećwiczyć. Trener nie mówi na odprawie: "Macie wygrać!", tylko "Próbujcie dzisiaj przyjmować piłkę tak, jak ćwiczyliśmy". Dziecko może ją stracić, rywal może przez to strzelić gola, ale dziecka nie może ograniczać strach przed stratą - wyjaśnia.

- Trenerzy byli zakładnikami wyników. Czasami nawet wbrew swoim przekonaniom. Przyjeżdżał do klubu prezes i pytał trenerów, jak im poszło na ostatnich turniejach. Trener Maciej dawał grać wszystkim swoim piłkarzom, pozwalał im się wyszaleć, dawał swobodę, skupiał się na ich rozwoju i na koniec zajmował szóste miejsce. Trener Tomek grał cały czas najlepszym składem i patrzył tylko na wynik. Zajmował pierwsze miejsce. Kogo chwalił prezes? Kto dostawał premię? I prezes zapamiętywał, że Maciek jest słabym trenerem, a Tomek dobrym. Ale czy Tomek wychowa dobrego piłkarza? - pyta Safanów.

"Trenerzy nie są mentalnie i merytorycznie przygotowani. Winę ponosi PZPN"

Pojawiają się jednak wątpliwości - czy radykalna zmiana w przepisach zmieni podejście trenerów? Tu są spore obawy. Szkoleniowcy, z którymi rozmawialiśmy, zgadzają się, że reforma rozgrywek najmłodszych jest potrzebna, ale ze względu na trenerów powinna być odpowiednio przygotowana, a nie wprowadzana praktycznie z dnia na dzień. 

- Każdy system szkolenia powinno dostosować się do poziomu edukacyjnego i trenerskiego w danym kraju, a także do mentalności całego narodu, a tu sporo pracy przed nami - twierdzi Matecki. - Trenerzy w Polsce nie są mentalnie i merytorycznie przygotowani do przeprowadzenia z dnia na dzień takiej reformy i dostosowania się do niej. Winę za to ponosi PZPN, który w erze Zbigniewa Bońka wycofał się z faktycznego szkolenia trenerów na wyższych uczelniach, gdzie trenerzy zdobywali kompleksową wiedzę, której nie da się przekazać na raptem trzech zjazdach - mówi prezes Akademii Piłkarskich Reissa.

- Dzisiaj każdy z nas może zrobić kilkugodzinny kurs i wziąć się za trenowanie dzieci. Nie ma w nim przedmiotu "komunikacja międzyludzka" czy "umiejętności interpersonalne", a w przypadku wdrażania tej reformy kompetencje z tego zakresu będą bardzo potrzebne. To, że wielu trenerów od lat powtarza, że rodzice wywierają presję, wtrącają się i utrudniają prowadzenie drużyny, wynika właśnie z tego nieprzygotowania. Dobry komunikacyjnie trener bardzo rzadko ma problem z rodzicami swoich piłkarzy. Problemem zatem nie jest tylko system rozgrywek, ale zmiana w podejściu i edukacja trenerów - tłumaczy Matecki. 

- Zmiana będzie dość wyraźna. I to z dnia na dzień: z walki o wynik w każdym meczu, z wynikomanii, przechodzimy na drugi biegun, gdzie nie liczy się goli i nie ma tabel. Zmiana systemu szkolenia to ewolucja, a nie rewolucja. U nas jednak PZPN robi przez ostatnie lata wszystko ad hoc. Brakuje wizji i strategii. Są jakieś pomysły bez planu wieloletniego, analizy zagrożeń itd. - uważa Matecki. 

Wśród trenerów są przypadki nieuleczalne

Trenerzy wskazują przykład Niemiec, gdzie każdy nowy pomysł najpierw jest testowany w kilku landach. Na podstawie lokalnych doświadczeń wynajduje się błędy, wyciąga wnioski, poprawia założenia i dopiero wdraża nowe idee w skali kraju.

W Polsce takim poletkiem doświadczalnym mogłoby być zachodniopomorskie, gdzie likwidacja ewidencji wyników i tabel nastąpiła w 2018 roku. Jak wyglądał ten proces? - Najpierw organizowaliśmy pokazowe turnieje, żeby każdy mógł zobaczyć, na czym ma to polegać - opowiada Marek Safanów. - Wysyłaliśmy do każdego klubu tzw. "scenariusze fair play", czyli instrukcje, jak te turnieje powinny przebiegać, na co zwrócić szczególną uwagę. Dbaliśmy też o infografiki w Internecie i na stadionie. "Rodzicu, zachowaj się odpowiednio podczas meczu" - i kilka najważniejszych punktów. "Trenerze, prowadź świadomie swój zespół" - i kilka złotych zasad - dodaje szkoleniowiec.

Nie ma wątpliwości, że najwięcej po reformie będzie zależało od trenerów. "Są przypadki nieuleczalne" - słyszymy od jednego z trenerów. Środowisko oczekuje od nowych władz PZPN, że zadba o całą resztę "uleczalnych", czyli zacznie stawiać na ich edukację i uświadamianie. Kluczowa dla powodzenia tego projektu będzie wiara trenerów w jego słuszność.

- Środowisko trenerów jest w tej sprawie podzielone, ale potrafi się do tego przekonać. W zachodniopomorskim na początku 68 proc. trenerów było za tym pomysłem, ale po trzech latach popiera go 90 proc. - mówi Safanów. - W Wielkopolsce też odbiór takich turniejów jest pozytywny. Poza tym świadomość trenerów rośnie. Może wolniej niż by się chciało, ale jednak rośnie. Kiedyś na dziesięciu spotkanych trenerów świadomych było dwóch, dzisiaj jest pięciu lub sześciu - szacuje Marcin Drajer, trener koordynator w Wielkopolskim Związku Piłki Nożnej, w którym już od roku w meczach najmłodszych nie liczy się wyników.. 

Czy rodzice potrafią się bawić razem z dziećmi?

Drugim ważnym fundamentem szkolenia dzieci jest świadomość ich rodziców. Często to oni podgrzewają atmosferę, wywierają presję, artykułują niepotrzebne oczekiwania. - Spotykałem się z takimi sytuacjami, że trener apelował do rodziców, żeby nie mówili dziecku, że najbliższy mecz zdecyduje o awansie. A dzieci i tak to wiedziały, chociaż były na tyle małe, że raczej nie wyszukiwały tabel w Internecie. Informacje przekazywali im rodzice. Może nawet nieświadomie. Tata mówił mamie, jaki to w weekend jest ważny mecz, a dziecko słyszało. Udzielała mu się ta atmosfera, zaczynało się nakręcać i często gubiło ten główny cel, jakim jest zabawa - mówi Kamil Sosnowski, autor bloga "Tata trampkarza".

Właśnie, zabawa. To w tym kierunku ma zmierzać szkolenie najmłodszych. W kategoriach skrzat, żak i orlik zamiast tradycyjnych lig mają odbywać się turnieje. W PZPN uważają, że są one mniej stresogenne niż spotkania ligowe. Co tydzień nowe rozdanie, wyniki z poprzedniego turnieju odchodzą w niepamięć, bo nikt ich nie utrwala, a trenerzy po trzech-czterech porażkach nie zaczynają kombinować i wystawiać tylko najlepszych zawodników, żeby poprawić miejsce w tabeli. 

W PZPN słychać porównania do podwórkowych meczów sprzed lat. Gra sprawiała wtedy frajdę, a mecz stanowił okazję do spotkania z przyjaciółmi. Rywalizacja była zacięta, każdy chciał wygrać, ale nie było trenera, który karcił za błędy, więc dryblingi bywały równie cenne jak gole. Na koniec jedni się cieszyli, drudzy musieli uporać się z porażką, ale gdy spotykali się następnego dnia, gra zaczynała się od nowa i nikt nie pamiętał, jaki wynik był dzień wcześniej. Ważną częścią takich turniejów, nazywanych niekiedy piknikami lub festynami, by unikać określenia kojarzącego się z rywalizacją o medale, są rodzice.

- Idealny scenariusz? Nauczyć rodziców kibicowania wszystkim dzieciom, a nie tylko swojej drużynie. To możliwe. Sam to widziałem w Niemczech i na niektórych turniejach w Polsce - mówi Safanów. - Niemcy są mistrzami amatorskiej piłki, bawią się nią najlepiej na świecie. U nich turnieje przypominają festyny. Rodzice z różnych drużyn dzielą się obowiązkami i współpracują: ktoś piecze placki, ktoś odpowiada za grilla, ktoś rozlewa piwo, ktoś dba o muzykę i wszyscy się integrują. Zaciera się ten podział: nasze dzieci, wasze dzieci. Pada gol? Wszyscy się cieszą, gratulują strzelcowi i za chwilę wracają do prowadzonych rozmów - opowiada Safanów.

Pomysł mający ograniczyć złą rywalizację zacznie się od najostrzejszej walki? 

Poza edukacją trenerów i wychowywaniem rodziców, jest jeszcze jeden problem - reforma mająca ograniczyć destrukcyjną rywalizację, zacznie się właśnie od bardzo ostrej walki o rozstawienie w przyszłym sezonie. Bo PZPN ogłosił: "W sezonie 2021/2022 będzie wprowadzony okres przejściowy, umożliwiający wojewódzkim ZPN prowadzenie tabel ligowych w rozgrywkach E1 (orlik starszy), w celu ustalenia kolejności drużyn na koniec sezonu rozgrywkowego, umożliwiającej stworzenie rozstawienia zespołów w rozgrywkach młodzików D2 (młodzik młodszy) w kolejnym sezonie rozgrywkowym 2022/2023". 

To także ważny aspekt szkolenia - doprowadzanie do spotkań drużyn, które są na podobnym poziomie. Mecze kończące się wynikami 20:1 nikomu nic nie dają - lepszym wszystko przychodzi z łatwością, słabsi nie mogą przećwiczyć najprostszych elementów. Dlatego ideałem jest, by dzieci rywalizowały z rówieśnikami na podobnym poziomie.

Ale jak do tego doprowadzić? - Brakuje jasnych wytycznych, dotyczących kwalifikowania zespołów do danych grup zaawansowania - przyznaje Piotr Matecki. - Nie wiadomo, jakie kryteria będą o tym decydowały. Przyjdzie wrzesień 2022 i każdy klub będzie chciał grać w tej najlepszej grupie. To rodzi kolejne zagrożenie: zespoły nie będą dopasowane umiejętnościami. Nikogo to nie będzie rozwijać, również trenerów, a dzieci po kilku takich porażkach mogą się zniechęcić, bo w meczach ze znacznie silniejszymi nawet nie dotkną piłki. Jest to bardzo poważne zagrożenie, które może sprawić, że wiele silnych klubów odpuści rozgrywki WZPN, albo będzie je traktowało po macoszemu, żeby w tym czasie wziąć udziału w turniejach z udziałem lepszych drużyn. Najpewniej z wynikami. Błędne koło - dodaje trener z Akademii Reissa. 

Potrzebna edukacja, cierpliwość i pomysły. A przede wszystkim - pieniądze

Nie wiadomo, co z tym zrobi PZPN. Nowe pomysły wciąż się rodzą, inne - jak np. przydzielanie do jednej grupy klubów, których seniorzy grają w ekstraklasie i I lidze lub tworzenie wewnętrznych tabel - odpadają. Mogą o tym decydować wysyłani w teren trenerzy-koordynatorzy. Być może o zdanie będą pytani też trenerzy, którzy najlepiej orientują się w środowisku. Prawdopodobnie wojewódzkie związki dostaną swobodę w dobraniu klucza przydziału. A co województwo, to inny pomysł. Idealnych - brakuje. 

- Trenerzy koordynatorzy lub edukatorzy mieliby decydować jeżdżąc i obserwując? Właściwie każdy z nich jest powiązany z jakimś klubem, może nie być obiektywny. Decydująca ma być klasyfikacja z poprzedniego sezonu? To sprawi, że zaczniemy się zaraz zabijać na tych boiskach. Wynik będzie ważniejszy niż kiedykolwiek, bo wpłynie na przydział zespołu na kolejny sezon. Zamiast uczyć czegoś nowego, będziemy uczyli jeszcze większej rywalizacji, cofniemy się, a dzieciom zrobimy krzywdę  - uważa Matecki.

- Słowem: żeby ta reforma wypaliła, PZPN musi ją dofinansować. Żeby przeprowadzić nieodpłatne kursy, żeby wysłać w teren trenerów-mentorów, żeby to dobrze ograć w mediach i stworzyć rozpoznawalną markę. Koszty będą duże, ale warte zachodu - podsumowuje Safanów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.