Wiele nacji w świecie tenisa ma obecnie swoje wielkie talenty. Brazylijczycy liczą na Joao Fonsekę, Rosjanie już mają mnóstwo pociechy z Mirry Andriejewej, Czechom coraz bardziej rozwija się Jakub Mensik, a teraz dużej nadziei doczekała się Kanada. Victoria Mboko robi na światowych kortach coraz większą furorę. Jej rodzice pochodzą z Demokratycznej Republiki Konga, z której uciekli w 1999 roku przed wojną domową. Wychowana w Toronto 18-latka od najmłodszych lat trenuje tenis, a teraz Kanadyjczycy mają nadzieję, że zostanie kiedyś drugą po Biance Andreescu (US Open 2019) indywidualną mistrzynią wielkoszlemową z ich kraju.
Do tego poziomu jeszcze daleko, Mboko to dziś 120. rakieta świata, ale progres w ostatnich miesiącach poczyniła niebywały. Na początku roku miała serię aż dwudziestu zwycięstw z rzędu w turniejach ITF. W Australian Open nie miała jeszcze możliwości zagrać, ale Roland Garros to co innego. Kwalifikacje przebrnęła bezbłędnie, nie tracąc choćby seta. Podobnie zresztą było w dwóch pierwszych rundach drabinki głównej. Lulu Sun i Eva Lys nie miały z nią większych szans.
Jednak runda trzecia była skokiem jakościowym jeśli chodzi o rywalkę. Gigantycznym, bo naprzeciwko Kanadyjki stanęła mistrzyni olimpijska właśnie z paryskich kortów Qinwen Zheng. Rozstawiona z nr 8 Chinka też nie napotkała wcześniej dużego wyzwania. Anastazja Pawluczenkowa i Emiliana Arango nie były w stanie jej zagrozić. Mboko miała jednak do tego predyspozycje.
Początek w wykonaniu 18-latki był nieco nerwowy. Wyrzucała całkiem sporo piłek, brakowało jej stabilizacji w grze, przez co została przełamana na 1:3. Zheng również przydarzyła się wpadka. Już w kolejnym gemie straciła przewagę, mimo prowadzenia 40:15. Jednak Chinka szybko się otrząsnęła, a przy breakpoincie przy stanie 3:2 Mboko zmarnowała doskonałą szansę. Miała wolno lecącą piłkę i większość kortu wolne. Uderzyła jednak słabo i prosto w miejsce, gdzie czekała Zheng. Efektem było kolejne przełamanie. Tej straty Kanadyjka nie odrobiła. Serwując na seta Chinka, wygrała do zera i zapisała seta na swe konto.
Jeden winner i jedenaście niewymuszonych błędów w pierwszym secie. Mboko musiała mocno poprawić te proporcje, jeśli chciała zagrozić Zheng w drugiej partii. Zaczęła ją jednak kiepsko, bo straciła serwis, choć już w następnym gemie się ocknęła i odrobiła stratę. Kanadyjce brakowało jednak w tym spotkaniu pójścia za ciosem, złapania dobrej serii. Zaś bez tego z kimś takim jak Zheng nie może rywalizować.
Chinka tak jak w pierwszym secie przełamała ją ponownie i ponownie do zera. Mboko miała jeszcze wielką szansę odrobić stratę. Przy stanie 3:4 wywalczyła sobie trzy breakpointy. Jednak Zheng wyratowała się świetnymi serwisami. To definitywnie przesądziło o wygranej siódmej rakiety świata. Na ostatnie dwa gemy trzeba było kilka minut poczekać, bo ktoś z publiczności wymagał pomocy medycznej. Po powrocie Mboko miała kolejną dużą szansę w postaci dwóch breakpointów na 5:5. Niestety dla siebie, dziś takich sytuacji nie wykorzystywała. Zheng wytrwała i wygrała seta 6:4, a cały mecz 6:3, 6:4.
To był bardzo udany wielkoszlemowy debiut dla Mboko. Pokonywała solidne rywalki, jej talent jest niezaprzeczalny. Jednak Zheng pokazała jej dziś, ile brakuje. Dobry mecz w wykonaniu Chinki. Z pewnymi kłopotami w niektórych momentach, ale jak na klasową zawodniczkę przystało, potrafiła sobie z nimi radzić. Poza tym miała też nieco szczęścia, a to jak wiadomo sprzyja lepszym. W IV rundzie zmierzy się z lepszą z ukraińsko-rosyjskiej rywalizacji Dajana Jastremska - Liudmiła Samsonowa.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!