Weronika Lizakowska i Klaudia Kazimierska pokazały w czwartek na Stade de France, że na igrzyska do Paryża przyjechały świetnie przygotowane.
Obie Polki pobiły swoje rekordy życiowe. A Lizakowska nawet go nie pobiła, tylko zmiażdżyła. Wielka szkoda, że nie dostała za to nagrody.
- Widzieliście to? Widzieliście, co ta dziewczyna zrobiła?! – ekscytował się Aleksander Dzięciołowski, spotykając w biurze prasowym mnie i jeszcze dwoje dziennikarzy z Polski. - Strasznie mi szkoda, że nie weszła do finału. Płakała u mnie, mówiła, że z tego rekordu wcale się nie cieszy – dodawał reporter TVP.
Tak, Lizakowska nie cieszy się ani trochę. A przecież zrobiła coś wielkiego. 26-letnia biegaczka przyjechała na igrzyska z rekordem życiowym wynoszącym 4:03,15 s. A w półfinale uzyskała kapitalny czas 3:57,31 s. Czyli poprawiła się o prawie sześć sekund!
Wynik Lizakowskiej jest też zdecydowanie lepszy od dotychczasowego rekordu Polski. W 2000 roku, czyli aż 24 lata temu, Lidia Chojecka przebiegła 1500 metrów w czasie 3:59,22 s.
Niestety, choć to był siódmy czas półfinałów, to dla Lizakowskiej nie ma miejsca w 12-osobowym finale. A to dlatego, że do finału awansowały zawodniczki z miejsc 1-6 z każdego z dwóch półfinałów. Lizakowska była siódma w swojej serii. Do historii przejdzie jako zawodniczka z najlepszym w historii czasem, który nie dał awansu do olimpijskiego finału.
- Było tak blisko finału. Najgorzej, że nie mogłam nic więcej zrobić. Jest mi przykro, nie cieszę się – mówi Lizakowska ze łzami w oczach. - Trzymam kciuki za Klaudię. Niech zdobędzie medal, niech poprawi ten mój rekord Polski – dodaje.
Kazimierska w swoim biegu była piąta. Wynikiem 4:00,21 s też ustanowiła swój nowy rekord życiowy. – Cieszę się, że mam tutaj jeszcze jeden bieg. Brakuje mi czasu poniżej czterech minut, więc może uda się w finale. Chcę pokazać, że polskie biegi średnie są na dobrym poziomie – mówi Kazimierska.
O medalu nie mówi. On jest niemal na pewno poza zasięgiem. Ale liczymy na walkę, to na pewno! Finał zaplanowano na sobotę na godzinę 20.15.