Sceny w meczu USA - Serbia! Zadecydowały ostatnie minuty

Łukasz Cegliński
Znakomite widowisko w półfinale koszykarskiego turnieju na igrzyskach w Paryżu. LeBron James i Stephen Curry musieli wznieść się na absolutne wyżyny, by pokonać Serbię prowadzoną przez Nikolę Jokicia. Zwyciężyli 95:91 dzięki akcjom gwiazd w ostatnich minutach.

Po 30 minutach zanosiło się na sensację. Serbia prowadziła z USA 76:63 i nie było w tym żadnego przypadku. Nikola Jokić, MVP ostatniego sezonu NBA, wraz z watahą zdeterminowanych kolegów, byli skuteczniejsi, spokojniejsi i sprytniejsi, Amerykanie momentami walili głową w mur. Ich seria czterech złotych medali na igrzyskach, wisiała na włosku.

Zobacz wideo "To zostanie zapamiętane na wieki!" Ruciak o historycznym sukcesie siatkarzy

Ale nadeszła 33. minuta i jej kilkanaście sekund, które wstrząsnęły tym spotkaniem – Amerykanie zdobyli błyskawiczne sześć punktów, a Jokić popełnił czwarte przewinienie. Jak do tego doszło? Najpierw, w momencie, w którym Kevin Durant trafiał za trzy, Jokić sfaulował Anthony’ego Davisa. Amerykanie po tym przewinieniu mieli piłkę z boku i po wznowieniu kolejną trójkę trafił Devin Booker. USA zbliżyły się na 73:78, Jokić musiał grać ostrożniej i jasne było, że mecz w pewnym sensie zaczyna się od nowa.

Stephen Curry i LeBron James na kosmicznym poziomie

Amerykanie ten nowy początek wykorzystali – w gazie był Durant, Joel Embiid świetnie wykorzystywał fakt, że Jokić musi uważać na piąte przewinienie, przewaga Serbów topniała w oczach. W 27. minucie LeBron James doprowadził do remisu 84:84.

Kilka akcji później znakomity tego dnia Stephen Curry trafił swój dziewiąty rzut za trzy i USA wyszły na prowadzenie 87:86. Po chwili rozpędzony James zdobył kolejne dwa punkty, a kilkanaście sekund później Curry trafił z kontry. Co to był za zryw, co to był za pokaz basketu! Zmęczona Serbia chwiała się w narożniku, Amerykanie wyprowadzali cios za ciosem.

Ostatecznie wygrali 95:91, a ich gwiazdy przeszły do historii. Curry zdobył rewelacyjne 36 punktów (9/14 za trzy!), a James zaliczył czwarte triple-double w historii igrzysk - do 16 punktów dodał 12 zbiórek i 10 asyst. Dla Serbów 20 punktów zdobył Bogdan Bogdanović, a Jokić dodał 17, a także pięć zbiórek i 11 asyst. Pokonani spisali się w tym spotkaniu świetnie, ale dalej grają faworyci - napakowany gwiazdami zespół USA, o którym Svetislav Pesić, trener Serbów, kilkakrotnie mówił, że jest najlepszą koszykarską drużyną w historii, lepszą niż legendarny Dream Team z 1992 roku z igrzysk w Barcelonie.

Popis koszykówki w wykonaniu Serbów

W pierwszej połowie Serbowie grali momentami znakomicie. Z pomysłem, wyrachowaniem i wysoką skutecznością. W ataku byli cierpliwi i wykorzystywali Jokicia do rozgrywania piłki, starali się też spowalniać grę, by wybijać z rytmu Amerykanów. W obronie natomiast byli bardzo uważni, a przede wszystkim świetnie wracali pod swój kosz, nie dając kochającym biegać rywalom szans na kontry. A kiedy już gracze z USA próbowali się rozpędzać, to Serbowie taktycznie ich faulowali. Zrobili wszystko, by grać na swoich warunkach.

I dzięki temu ich przewaga rosła od początku – akcja po akcji, trójka po trójce, obrona po obronie, do aż 42:25 w 14. minucie. Niesamowicie skuteczni byli rozgrywający – Aleksa Avramović do przerwy zdobył 15 punktów (4/6 za trzy), Bogdanović dodał 12 (2/4 z dystansu). Świetnie spisywał się też Jokić, który do przerwy miał dziewięć punktów oraz aż siedem asyst. Do przerwy było 54:43 – wrażenie robiły i różnica na korzyść Serbów, i liczba punktów, które rzucili Amerykanom, i 54 proc. skuteczności w rzutach z gry, i ledwie trzy straty, które popełnili przez 20 minut.

Amerykanie musieli być trochę w szoku, bo przez te 20 minut nie mogli grać swojego basketu. Szybkiego, dynamicznego, czerpiącego przewagę z dużej liczby zbiórek. Owszem, znakomicie spisywał się Curry, który w pierwszej kwarcie zdobył aż 17 z 23 punktów reprezentacji USA, przebłyski mieli James i Embiid, ale po 20 minutach jasne było, że jeśli Amerykanie chcą awansować do finału, muszą swoją grę diametralnie zmienić.

W Paryżu powtórki ostatnich finałów

Tylko że długo się to nie udawało. Niby Amerykanie po przerwie zagrali twardziej, uważniej, ale Serbowie wciąż znajdowali pozycje za linią trójek i trafiali jak szaleni – w 27. minucie, po drugim z rzędu rzucie z dystansu Ognjena Dobricia, wciąż było 65:53. I można się było tylko zastanawiać, gdzie byłby zespół USA bez Curry’ego, który w tamtym momencie miał 27 punktów przy rewelacyjnej skuteczności 8/12 za trzy.

W ostatniej minucie trzeciej kwarty Marko Gudurić trafił za trzy z faulem, dodał do tego punkt z linii i Serbowie powiększyli przewagę do 76:61 i dopiero wtedy swoje pierwsze punkty w meczu zdobył Kevin Durant. Amerykanie przegrywali różnicą 13 punktów, mieli 10 minut na odrobienie strat.

No i ostatecznie odrobili, czwartą kwartę wygrali aż 32:15. W niedzielnym finale Amerykanie spotkają się z Francją – to będzie powtórka finału z poprzednich igrzysk w Tokio, gdy triumfowali ci pierwsi. W meczu o trzecie miejsce Serbowie zmierzą się z Niemcami – to będzie z kolei powtórka finału zeszłorocznych mistrzostw świata, które wygrali Niemcy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.