Przed rozpoczęciem turnieju WTA w Warszawie wielu kibiców czekało na finał z udziałem Igi Świątek z Karoliną Muchovą, ale plany te trzeba było zweryfikować już po 1/8 finału, gdy rozstawiona z dwójką tenisistka niespodziewanie pożegnała się z rywalizacją. Przeglądając zmniejszającą się stopniowo stawkę, za przedwczesny meczu o tytuł uznano ćwierćfinałowy pojedynek Polki z inną Czeszką - Lindą Noskovą. Tyle że 18-latka dopiero oswaja się z tourem i dopiero w drugiej części spotkania była w stanie mocniej poprzeszkadzać faworytce. Ale nie na tyle, by ją mocniej zmęczyć przed drugim sobotnim występem. Pierwsza rakieta świata wygrała bowiem 6:1, 6:4.
Noskova, mając niespełna 19 lat, jest 59. w światowym rankingu, ma w dorobku wielkoszlemowy triumf w juniorskim Roland Garros i występ w jednym finale zawodów WTA. Świątek w tym wieku plasowała się na zbliżonej pozycji i miała bardzo podobne osiągnięcia (triumfowała w juniorskim Wimbledonie).
- To młoda zawodniczka, która dopiero wchodzi do touru. (...) Wiem, jak to jest być underdogiem - wspominała Polka, opowiadając dziennikarzom o ćwierćfinałowej rywalce przed meczem.
Polscy kibice kobiecego tenisa mogą tylko z zazdrością spoglądać na kolegów z Czech. Noskova jest dziewiątą rakietą w kraju, a przed nią - poza wspomnianą Muchovą są m.in. Barbora Krejcikova i Karolina Pliskova. Nastolatka w sobotę pokazała, że drzemie w niej duży potencjał, ale by wyprzedzić bardziej doświadczone rodaczki na światowej liście, przede wszystkim potrzebuje większej regularności.
W ćwierćfinale nie mogła też liczyć na taryfę ulgową, którą miały dwie poprzednie rywalki Polki w Warszawie. Wówczas faworytka stopniowo się rozkręcała - teraz od pierwszej piłki czuła się już pewnie i widać było, że przyzwyczaiła się już do nawierzchni na kortach Legii. Choć Czeszka próbowała kąśliwych serwisów, to w wymianach już regularnie polegała. Tenisistka Tomasza Wiktorowskiego co chwila więc zaciskała pięść po wygranym punkcie.
Przy wyniku 5:0 dla Świątek w pierwszym secie można było odnieść wrażenie, że może dojść do powtórki z pamiętnego finału w Rzymie sprzed dwóch lat, gdy Polka odprawiła Pliskovą "na rowerze", czyli wygrała bez straty gema. Już w końcówce tej partii Noskova zaczęła jednak próbować zagrań, które przynosiły jej efekt. Zebrała trochę braw m.in. za skrót, po którym zapisała na swoim koncie jedynego w tej odsłonie gema.
W drugiej stała się dla Polki już trudniejszą przeszkodą. Zmieniła nieco taktykę i zmusiła 22-latkę do większego wysiłku. Świątek nie pozwoliła sobie jednak na nadmierną utratę sił, co w sobotę jest szczególnie ważne. Z powodu deszczu w przypadku awansu do półfinału wiadomo było, że będzie miała do rozegrania dwa spotkania. A po drugie, pogoda w sobotę jak na razie dopisuje i pojedynek ten toczył się w pełnym słońcu. Tym razem więc trzymane przez kibiców parasolki chroniły ich przed żarem, a nie deszczem, sporo głów nakrytych było kapeluszami, a niektórych za wachlarz służyły choćby ulotki.
Świątek jeszcze w tamtym roku nieraz mówiła, że wciąż rzadkością jest dla niej rywalizacja w tourze z tenisistkami młodszymi od niej. W sobotę wystąpiła w roli profesorki. I dało to o sobie znać pod koniec meczu, gdy przy stanie 4:4 zaliczyła przełamanie, a następnie dopięła wygraną w dwóch setach. Po odpoczynku zaś wróci na kort, by w półfinale zmierzyć się z Yaniną Wickmayer.