Zillmann pozdrowiła swoją dziewczynę. "Wcześniej parę razy wspomniałam, ale po montażu nie było puszczane"

- Kochajmy się wszyscy, no! Miejmy otwarte oczy. Nie mówmy innym, kogo im wolno kochać, a kogo nie - prosi Katarzyna Zillmann. Z wicemistrzynią olimpijską w wioślarskiej czwórce podwójnej rozmawiamy o czymś więcej niż wielki, sportowy sukces.

- Bardzo pozdrawiam moją dziewczynę, Julię - powiedziała Katarzyna Zillmann grupie polskich dziennikarzy na torze Sea Forest Waterway w Tokio. To była taka wypowiedź, do której trzeba wrócić i dać szansę powiedzieć wicemistrzyni olimpijskiej to, co chce powiedzieć.

Zobacz wideo Marzyła o medalu igrzysk, odpadła w 1/8 finału. "Przeszkoda nie do pokonania"

Z Katarzyną Zillmann spotkaliśmy się w wiosce olimpijskiej kilka godzin po sukcesie jej i koleżanek ze srebrnej czwórki podwójnej. Rozmawialiśmy w małej grupce - Kasia oraz dziennikarze Sport.pl, WP SportowychFaktów i Onetu.

Jak się czujesz po tak emocjonującym dniu?

Katarzyna Zillmann: Wyjątkowo. Jak nigdy wcześniej. Jeszcze sobie tego wszystkiego nie uporządkowałam. Jeszcze nie odczytałam wszystkich powiadomień i gratulacji.

 

Dostałaś jakieś wyjątkowe, zaskakujące gratulacje?

- Bardzo miła była wzmianka na Make Life Harder [popularny, prześmiewczy profil na Instagramie] o mojej akcji z 2019 roku [chodzi o udział w akcji "Sport przeciwko homofobii"]. W kontekście całej sytuacji w Polsce podkreślili, że akurat to ja zdobyłam medal. Trochę mnie to zaskoczyło.

Ale to chyba idealny dzień na takie przypomnienie?

- Tak. Każdy dzień jest dobry na mówienie o tym głośno, ale ten jest szczególny, zgadzam się. A, jeszcze Karolina Korwin-Piotrowska mi gratulowała. To mnie wzruszyło. Od dawna ją obserwuję, wstawia bardzo wartościowe rzeczy.

Długo jesteś razem ze swoją dziewczyną?

- Z Julią Walczak, kanadyjkarką. Niedługo. Kilka miesięcy. Zawsze mi się wydawało, że nie byłam w szafie ukryta, a tu się okazuje, że trzeba wszystko oficjalnie powiedzieć. Już wcześniej parę razy wspomniałam o tym w różnych wywiadach, ale jednak później po montażu nie było to puszczane.

Czujesz się dyskryminowana?

- To jest głębszy temat. Chyba nie na dzisiaj.

Przepraszamy, ale dziś rozmowy z Tobą będzie czytało mnóstwo ludzi, może jednak warto dziś pewne rzeczy powiedzieć?

- Jej, ale presja! Dobrze: myślę, że ludzie żyją w swojej bańce. Heteroseksusalnej. Oni nie odczuwają na własnej skórze dyskryminacji, więc jej nie widzą. Nie rozglądają się dookoła, żeby wesprzeć kogoś, kto może się gorzej poczuć nawet przez głupi tekst.

Myślisz też o sportowcach, którzy są autorami takich tekstów? Na przykład o sportsmence, która jest na tych igrzyskach i reprezentuje Polskę?

- Tak. Przykre to jest. I żenujące. Tak mogę powiedzieć.

Kilka dni temu startująca w Tokio w strzelectwie Aleksandra Jarmolińska wyznała, że po igrzyskach weźmie w Danii ślub z inną kobietą. Słyszałaś o tym?

- Poznałam ją na ceremonii otwarcia. Zazdrościłam, że jej się udało zdobyć męskie ciuszki, jasną marynarkę. My wszystkie cztery musiałyśmy wyglądać tak samo, więc się w sukienkę odstrzeliłam.

Znasz Katarzynę Skorupę?

- Nie znam. Ale wiem, że to wyautowana siatkarka.

Tak, ona zawsze mocno, stanowczo zabierała głos.

- Ja nie za bardzo się z tym kryłam, ale nie miałam okazji do wypowiadania się. Potrzebę czułam, ale nie miałam okazji. A robotę bardzo doceniam robotę każdego sportowca, który się w tym temacie w Polsce udziela. Dużo dzieciaków przeczyta nasze wypowiedzi i to może im bardzo pomóc. Tak było, jak zrobiłam sobie niby tylko głupie zdjęcie w koszulce "Stop homofobii". Dostałam wtedy kilka wiadomości od dziewczyn, które trenują wioślarstwo. Są młodsze. Jedna dziewczyna się tak przede mną otworzyła, że opisała mi swoją trudną sytuację w domu. Powiedziała, że bardzo jej pomógł ten mój post, bo jestem z jej środowiska, no i coś tam pływam. Nawet 100 hejterskich komentarzy i tysiąc zniesmaczonych min jedna taka wiadomość mi rekompensuje.

Gdybyś miała w trzech zdaniach przekazać Polakom to, co dla Ciebie jest najważniejsze, to co byś powiedziała?

- Kochajmy się wszyscy, no! Tak cywilnie, po ludzku. Miejmy otwarte oczy. Nie mówmy innym, kogo im wolno kochać, a kogo nie. To są takie podstawowe rzeczy, których nie chciałabym powtarzać, ale, niestety, trzeba je powtarzać. Miejmy otwarte oczy na potrzeby innych. Znajdźmy w sobie empatię. Pamiętajmy, że każdy, kogo spotykamy, może przeżywać trudne chwile. Wbijanie szpilek, dawanie niemiłych komentarzy może wywrzeć naprawdę bardzo negatywny wpływ na człowieka.

To teraz opowiedz, co się działo zaraz, gdy wróciłyście do wioski olimpijskiej.

- Od razu zadzwoniłam do dziewczyny. I pokazałam medal. A ona się przyznała, że przez ostatnie dwa tygodnie była kłębkiem nerwów, ale gdy rozmawialiśmy, to mówiła, że luz, fajnie, okej, co tam u ciebie? Ja wstałam i tak dalej, ha, ha. Dziś jest wielka ulga i rozluźnienie. Druga do dzwonienia była mamusia. Mamusia, którą musiałam bardzo uspokajać. Była bardzo rozemocjonowana.

Płakała?

- Bardzo. Widziałam filmik, jak rodzicie wspólnie oglądali finał na przystani. O trzeciej rano. Bardzo mnie ten filmik wzruszył. Popłakałam się przy oglądaniu.

Mega sprawa. Rodzice nigdy nic mi nie narzucali: żadnej presji, żadnych oczekiwań. To bardzo pomaga. Oni mi nigdy w życiu nie przeszkodzili. Dali mi wolną rękę. Nauczyłam się dzięki temu odpowiedzialności. Sama kontroluję swoje życie od bardzo wczesnych etapów. I nie miałam żadnych oporów na przykład przed przedstawieniem im dziewczyny. Chcę jeszcze powiedzieć, że jestem bardzo wzruszona wszystkim, co się dzieje. Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Czuję się emocjonalnie związana ze wszystkimi ludźmi, którzy się teraz na różne sposoby przy mnie pojawiają. Cieszę się przeogromnie!

Więcej o:
Copyright © Agora SA