Hiszpanie wygwizdywali go i śpiewali: "Jak słaby jesteś". Dziś kłaniają się w pas i się wstydzą

Zwycięstwo Hiszpanii nad Chorwacją (5:3 po dogrywce) smakuje tym lepiej, że bohaterem meczu był Alvaro Morata - napastnik, który wygrał walkę z hejtem. Przez ostatnie tygodnie przechodził on drogę krzyżową, czytając skandaliczne wpisy "kibiców" życzących śmierci jego dzieciom. Nie załamał się, parł do przodu i dziś triumfuje.

Hiszpanie, jako naród, latają od ściany do ściany. Albo jest świetnie, albo fatalnie. Stany pośrednie nie istnieją. Przekonywali się o tym praktycznie wszyscy bohaterowie reprezentacji, na czele z medalistami mundiali czy Euro – Fernando Torresem, Ikerem Casillasem, Sergio Ramosem czy Davidem Villą. Każdy z nich był pod ostrzałem, każdego chciano wyrzucać z kadry, ale żaden nie miał tak bardzo pod górę jak Alvaro Morata.

Hiszpania postawiła krzyżyk na Alvaro Moracie. Ale dziś to on jest bohaterem

Ten miły, dobrze wychowany chłopak jeszcze kilka dni temu był wyzywany od najgorszych. Dziś jest narodowym bohaterem. Mecz z Chorwacją rozpoczął od zmarnowania stuprocentowej sytuacji, a kilkadziesiąt sekund później bramkarz Unai Simon popełnił fatalny błąd i nagle to rywal prowadził 1:0. Ale później dotarliśmy do dogrywki. W niej golkiper swoimi paradami utrzymał zespół przy życiu, a napastnik zdobył bramkę na 4:3 i rozpoczął akcję zakończoną piątym golem dla La Roja, zostając bohaterem kraju, który postawił na nim krzyżyk.

Zobacz wideo To jest geneza porażki Polski na Euro 2020

Morata to prywatnie jeden z najmilszych facetów w reprezentacji Hiszpanii. Dziennikarze lubią go za otwartość i szczerość. On w język się nie gryzie, także wtedy, gdy za każdym razem musi odpowiadać na pytania o wątpliwą mentalność. Ale, jako piłkarz, szczególnie lubiany na Półwyspie Iberyjskim nie jest. Kibicom nie spodobało się na przykład, że opowiadał o przywiązaniu i do Realu, i do Atletico (grał w obu ekipach). Napastnik trafił na celownik i został uznany za jedynego winnego już przed startem Euro. Wygwizdywanie go rozpoczęto w towarzyskim starciu z Portugalią (0:0) i kontynuowano w meczu ze Szwecją (0:0). W obu spotkaniach Morata zmarnował stuprocentowe okazje i musiał słuchać przyśpiewek jak "Que malo eres" ("Jak słaby jesteś"). 

– To, czy piłka wpada do siatki, decyduje, czy znajdziesz się na okładkach, czy cała Hiszpania obrzuci cię gównem – w ten sposób Morata opisywał sytuację, w której się znalazł. Ale po meczu ze Szwecją, w którym piłka do siatki nie wpadła, kraj zmienił podejście do napastnika. W mediach rozpoczęła się nagonka na tysiące fanów, którzy wydawali setki euro (bilety kosztowały od 60 do 185 euro), by móc wygwizdać napastnika, a także na krytykę w mediach społecznościowych. Dziennik "MARCA" na okładce dał zdjęcie Moraty i informację, że na mecz z Polską wyjdzie Alvaro i 13 tysięcy osób, które będą go wspierać. Luis Enrique na konferencji prasowej wyjął kartkę i zaczął wyliczać, że w historii reprezentacji Hiszpanii tylko Villa miał lepsze liczby i że żaden z obecnych najlepszych napastników w Europie nie miał tak dobrych statystyk. Ale co z tego, skoro krzywda została już wyrządzona?

Alvaro Morata odpowiada na hejt: "Chciałbym, by inni postawili się na miejscu człowieka, któremu życzy się śmierci dzieci"

Kibice przestali wygwizdywać Moratę, uspokoiła się nagonka w mediach, piłkarza na każdym kroku wspierali koledzy z kadry, a selekcjoner wystawiał go od pierwszej minuty w każdym meczu. Ba, w starciu ze Słowacją (5:0) nawet wybrał go do wykonywania jedenastki. Ale Alvaro ją zmarnował. A potem udzielił wywiadu radiu COPE, o którym mówił cały świat sportu. – Może kiedyś byłbym wkur..., ale dziś czuję się dobrze i jestem bardzo szczęśliwy – przekonywał na starcie rozmowy. Można o niej powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że od Moraty biło w niej szczęście.

– Rozumiem krytykę za to, że nie strzeliłem gola. Może rzeczywiście nie wykonałem swojej pracy tak, jak powinienem. Wkur... mnie to, że zagram źle. Po meczu z Polską nie spałem przez dziewięć godzin – ujawnił piłkarz. – Ale chciałbym, by ludzie postawili się na moim miejscu. By byli człowiekiem, który otrzymuje groźby, któremu życzy się śmierci dzieci... A gdy dojdzie do tragedii, powiedzą, że byłem dobrym chłopakiem. Wkurza mnie, że żona i troje naszych dzieci słuchają różnych obelg. Idą na stadion w koszulkach z nazwiskiem "Morata" i słuchają wyzwisk. Tak nie może być! – grzmiał Morata.

Przerażająca skala hejtu w mediach społecznościowych. "Znormalizowaliśmy go"

– To sprawa tak poważna, że powinna trafić w ręce policji, która powinna podjąć twarde, ostre kroki – przekonywał Luis Enrique, zwracając uwagę na problem związany z hejtem, który coraz mocniej dotyka świat futbolu. W lutym w Sport.pl opisywaliśmy, że Anglicy ruszyli na wojnę z hejtem. Trudno stwierdzić, by ją wygrywali, szczególnie gdy zobaczymy wyniki raportu z badań przeprowadzonych przez "The Guardian" wraz z fundacją Hope not Hate. 

W trakcie trzech grupowych meczów Anglików na Euro do piłkarzy i trenera wysłano ponad dwa tysiące obraźliwych wiadomości na samym Twitterze. Ludzie czepiali się wszystkiego, od sportu, przez ubiór, na podejściu do klękania i wspieraniu walki z rasizmem kończąc. I choć Twitter czy inni giganci mediów społecznościowych zapowiadają działania ograniczające rozpowszechnianie hejtu, to na okrągłych słowach się kończy. – Dotarliśmy do sytuacji, w której znormalizowaliśmy hejt wylewający się każdej sekundy przez wszystkich 365 dni w roku – twierdzi Sanjay Bhandari, szef organizacji Kick It Out, działającej na rzecz wykluczenia rasizmu ze świata futbolu. I nietrudno się z nim zgodzić, bo każdy, kto zmierzył się ze zmasowanym hejtem, w tym autor tego tekstu, słuchał haseł w stylu: "Ale o czym ty mówisz? Przecież wystarczy wyłączyć telefon". Albo: "Z czego ty robisz problem? Nie patrz w komentarze". Ale to nie takie proste.

Alvaro Morata przez hejt musiał wyrzucić telefon. "Zaszliśmy o krok za daleko"

– Musiałem wyrzucić telefon do drugiego pokoju – nie ukrywał Morata. – Jeszcze kilka lat temu bardziej bym się tym przejmował – nie ukrywa napastnik, który od kilku lat współpracuje z psychologiem. Joaquin Valdes, psycholog ze sztabu Luisa Enrique, pomaga mu wyzbyć się strachu przed lataniem czy nauczyć się odcinać od wirtualnej rzeczywistości. Ale czy to możliwe w obecnych czasach, gdy dostęp do mediów społecznościowych jest tak prosty? 

– Zaszliśmy o krok za daleko – twierdzi Koke, a sam Morata podkreśla, że krytyka krytyką, ale że najtrudniej jest dla niego zrozumieć, iż futbol przekłada się na życie jego najbliższych. Oczywistym jest, że, jako przystojny mężczyzna, wielki piłkarz i milioner, żyje w uprzywilejowanych warunkach. Ale to nie sprawia, że omijają go wszelkie problemy świata codziennego. Dalej jest mężem, ojcem trójki dzieci i normalnym facetem zmagającym się z problemami życia codziennego. – Jestem atakowany częściej niż inni. Miałem dwie opcje. Zamknać usta i się wyciszyć albo skonfrontować się z krytyką i wyjść do mediów – mówił Morata w COPE, nie pozostawiając wątpliwości, która opcja bardziej mu odpowiadała.

Alvaro Morata i porady od Gianluigiego Buffona: "Nikt nie może zobaczyć, że płaczesz"

Podczas Euro Moratę można było chwalić za wszystko, tylko nie za skuteczność. Strzelił gola z Polską (1:1) i nie był przyczyną kiepskich wyników Hiszpanów, ale to w nim kibice znaleźli sobie kozła ofiarnego. – Czasem wracam do domu i myślę: "Jak mogłem to spudłować?". To wpływa na mnie, jasne, ale też na obraz mojej kariery, bo ludzie oceniają mnie w prosty sposób. Strzelił gola? Nie? A zatem rozegrał chu... mecz – narzekał Alvaro na łamach "The Guardian", którego dziennikarz, Sid Lowe, w ESPN przypominał anegdotę z pierwszego etapu Moraty w Turynie. 

"Gdy grali razem w Turynie, zapłakanego Moratę spotkał Gianluigi Buffon. Zasugerował mu, by nikt nie zobaczył go w tym stanie. I bynajmniej nie chodziło o to, by Alvaro tłumił swoje emocje. Ale by nikt nie mógł wykorzystać tego obrazka. Bo ludzie krzywdzą, nawet gdy nie zdają sobie z tego sprawy. Buffon sugerował, że Morata może być jednym z najlepszych na świecie, jeśli tylko poradzi sobie z mentalnymi wahaniami formy. I poza boiskiem był jego mentorem, pomagając mu radzić sobie z krytyką".

Chorwacja – Hiszpania. Alvaro Morata – napastnik specyficzny

Hiszpanie, jako naród, mają tendencję do wielbienia tego, co swoje. Piłkarzy oglądają przede wszystkim w LaLiga. Zagranicznych rozgrywek nie włączają, bo i po co? Przy obecnej kadrze, składającej się z zaledwie 10 z 24 z graczy występujących w LaLiga, to problem. Bo nawet jeśli Dani Olmo, Cesar Azpilicueta czy wspomniany Morata będą błyszczeć w klubach, to i tak będą marginalizowani oraz oceniani wyłącznie na podstawie występów w kadrze. A te bywają nierówne, co najlepiej widać na przykładzie Moraty, piłkarza takiego jak kraj – chodzącego od ściany do ściany.

Alvaro to napastnik specyficzny. Gdyby oceniać go wyłącznie na podstawie pracy na rzecz drużyny w pressingu czy rozgrywaniu piłki, byłby jednym z najlepszych na świecie. Ma jednak problem z tym, co dla snajpera najważniejsze: ze zdobywaniem bramek. A to właśnie ten aspekt gry jest determinujący dla oceny napastników. Statystyki Hiszpana są bardzo dobre – w ostatnim sezonie w Juventusie miał 20 goli i 12 asyst w 44 spotkaniach, w kadrze ma w sumie 20 trafień w 43 występach – ale akurat tego piłkarza na podstawie liczb się nie da, bo strzela seriami. Sinusoidalnie. Gdy żre, wszystko przychodzi mu z łatwością. Gdy nadchodzi kryzys, napastnikowi pod bramką rywala nie wychodzi nic. Ale i to się zmienia.

Graham Hunter, hiszpański korespondent UEFA, przed poniedziałkowym starciem zadawał pytanie, które podsumowywało i Moratę, i reprezentację Hiszpanii: "Czy są oni na tyle mocni psychicznie, by poradzić sobie z problemami i wygrać Euro 2020?". I choć po meczu z Chorwacją trudno określać La Roję jako faworyta Euro, to jednocześnie trudno wątpić w mentalną siłę tej drużyny. I jej bohatera, Alvaro Moraty.

Więcej o:
Copyright © Agora SA