• Link został skopiowany

TVN 24 dociska Legię o pobicie piłkarzy. "To na pewno nam nie pomaga"

Bartłomiej Kubiak
Zapaść drużyny i pomysły na wyciągnięcie Legii z kryzysu nie były jedynym tematem powitalnej konferencji prasowej z Aleksandarem Vukoviciem. "Jak wyglądał powrót z Płocka?", "Czy policja cały czas jechała za autokarem?", "Ilu zawodników jest na zwolnieniach lekarskich?", "Czy będzie pan ich namawiał, by złożyli zawiadomienia na policję?" - trener, ale też rzeczniczka Legii, musieli zmierzyć się dociekliwością reporterów niezajmujących się piłką nożną.
Legia Warszawa i TVN 24
Agencja Wyborcza.pl

To już była połowa konferencji prasowej, na którą do centrum treningowego Legii w Książenicach ściągnęły tłumy dziennikarzy. Tych piłkarskich, na co dzień piszących o Legii, ale także reporterów stacji telewizyjnych, którzy wyjaśniają zajścia z niedzielnego wieczoru. Na wracający do Książenic autokar z piłkarzami napadli legijni chuligani, którzy pobili kilku zawodników.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

- Pani rzecznik, przeanalizujmy to, co się wydarzyło w niedzielę. Policyjny radiowóz od razu jechał przed albo za autokarem, kiedy piłkarze wyjechali z Płocka? - zapytał dziennikarz TVN 24. - Jeśli chodzi o zabezpieczenie przejazdu piłkarzy, ono miało miejsce cały czas — odpowiedziała Izabela Kruk.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Reporter był jednak dociekliwy, bo komunikat Legii i stanowisko policji, jeśli chodzi o eskortę radiowozów, nie są jednoznaczne. Dlatego dziennikarz TVN 24 pytał dalej. - To wiemy, że były tu radiowozy w okolicy, ale czy jeden z nich jechał cały czas za zawodnikami? - Tak, za autokarem — potwierdziła Kruk. - Od momentu wyjazdu ze stadionu Wisły? - upewniał się dziennikarz. - Tak, ale już panu wcześniej powiedziałam, że nie chcę wchodzić w szczegóły. Mogę tylko odnieść się do oświadczenia, które wydaliśmy w poniedziałek. Bo to, co mogliśmy teraz jeszcze powiedzieć, powiedziałam już na wstępie w odpowiedzi na pytanie pani Izabeli Koprowiak. Dlatego prosiłabym, abyśmy skupili się na przedmeczowych kwestiach — dodała Kruk.

- No to przedmeczowo zapytam: ilu zawodników od niedzieli jest na zwolnieniach lekarskich? - dociekał dalej dziennikarz TVN 24. - Mogę tylko dodać, że jesteśmy w stałym kontakcie z zawodnikami, ale to są bardzo delikatne sprawy, więc nie chcielibyśmy ich teraz publicznie rozstrząsać — odpowiedziała Kruk.

- Czy wy jako klub analizujecie w ogóle to, co się dzieje wokół środowiska kibiców ? To jaki był transparent podczas meczu ze Spartakiem — wszyscy widzieliśmy, jakoś musiał zostać wniesiony na stadion, czy klub miał informacje, że znajdzie się tam taki napis, którego nie chcę tutaj cytować o tej godzinie [kartoniada na dwie trybuny, która utworzyła napis: "Jazda z k***ami"]? - pytał dalej dziennikarz TVN 24. - Jeszcze raz dodam, że nie będziemy komentować tego, o co pan pyta. Mogę tylko ewentualnie poprosić pana o odniesienie się do poniedziałkowego oświadczenia — powiedziała Kruk.

Vuković: To na pewno nam nie pomaga

Kolejne pytania dziennikarz TVN 24 miał już do trenera: - Czy zawodnicy, z którymi pan już rozmawiał, czują tutaj się bezpiecznie, czy pan także czuje się bezpiecznie? - Wiadomo, że każdy człowiek jest inny, reaguje inaczej na to, co widzi i co go spotka. Różne są reakcje poszczególnych piłkarzy. Mogę zapewnić, że we wtorek wszyscy będą do mojej dyspozycji — oczywiście poza tymi, którzy są kontuzjowani — odparł Vuković.

- Ale to też nie jest tak, że tutaj jest aż tak dramatycznie — kontynuował Serb. - Ja też byłem w podobnej sytuacji w 2017 roku. Uważam, że jedynym plusem tamtego wydarzenia było to, że następny mecz mieliśmy za dwa tygodnie — mieliśmy trochę więcej czasu na to, aby to przetrawić i bezproblemowo kontynuować naszą pracę. Teraz jest sytuacja, w której potrzebujemy graczy z czystą głową. Ale na ile może być czysta głowa u ludzi, którzy przegrywają mecz za meczem i stoją przed kolejnym spotkaniem, w którym presja wyniku jest bardzo duża? To na pewno nam nie pomaga. Myślę jednak, że jesteśmy sobie w stanie z tym poradzić. Zrobimy wszystko — wśród trenerów, ale i zawodników — aby tak było — odparł Vuković

A dziennikarz pytał dalej: - Czy pan jako doświadczona osoba w świecie sportu będzie namawiał swoich zawodników, żeby jednak złożyli zawiadomienia na policję? - Nie, nie będę nikogo na nic namawiał. Nie jestem osobą, która uważa się teraz za autorytet, aby decydować o sytuacji, która wydarzyła się komuś w momencie, kiedy nie byłem tutaj obecny. I sam nie wiem, co tak naprawdę miało miejsce. Tak jak powiedziałem, będę chciał z każdym się spotkać, porozmawiać. Dopiero wtedy będę wiedział, jak każdy z nich się czuje — przyznał Vuković.

Cztery lata temu doszło do podobnego incydentu

Vuković wrócił do sytuacji z 2017 roku, bo to nie pierwszy raz, kiedy piłkarze Legii zostali pobici przez chuliganów. Podobna sytuacja miała miejsce właśnie cztery lata temu — po porażce 0:3 z Lechem w Poznaniu. Wtedy do zdarzenia doszło na klubowym parkingu w Warszawie, gdzie na autokar z piłkarzami czekała grupa około 50 osób.

Według relacji "Przeglądu Sportowego" sytuacja wtedy wyglądała następująco: "Pseudokibice rzucili się na piłkarzy, uderzając głównie w tył głowy, z "liścia" w twarz. Tak, by czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Oberwał nawet Vuković, ówczesny asystent trenera Romeo Jozaka, który stał z boku i wszystkiemu się przyglądał, z całego zajścia wyszedł bez szwanku".

We wtorek Vuković też był pytany o zajścia, do których doszło w niedzielę po meczu z Wisłą, kiedy pobici zostali piłkarze. Według naszych informacji chuligani czekali wtedy z zasadzką w drodze do ośrodka. A przed Legia Training Center w Książenicach osobno zebrała się grupa kilkudziesięciu kibiców. W centrum treningowym była też policja, ale do ataku miało dojść wcześniej. Bandyci mieli wybiec z lasu i dostać się do autobusu, gdzie krzyczeli, przeklinali i domagali się większego zaangażowania. Z naszych informacji wynika, że ucierpiało przynajmniej kilku piłkarzy. W tym m.in. Mahir Emreli, ale przede wszystkim Luquinhas, czyli jeden z nielicznych zawodników, do którego w ostatnich tygodniach można mieć najmniej zastrzeżeń.

Co z tą eskortą?

- Nie miejmy do piłkarzy pretensji za to, jak to teraz komentują i tłumaczą. Wszyscy, jako społeczeństwo, powinniśmy kierować pretensje do kogoś innego. To, co się wydarzyło, na pewno nigdy nie powinno się wydarzyć. Ale ja dopiero po konferencji spotkam się jednak z piłkarzami. Jak najszybciej chcę do nich dotrzeć i poniekąd przekonać, że nawet w tej nowej sytuacji, kiedy to nie jest łatwe, musimy stawić czoła i podejść do tego odważnie. Pokazać przede wszystkim na boisku to, na co nas stać — mówił trener Legii na początku konferencji, kiedy głos zabrała także Kruk.

- Komenda w Grodzisku Mazowieckim prowadzi obecnie czynności wyjaśniające w tej sprawie. Jesteśmy z nią w bezpośrednim kontakcie, współpracujemy. Jest to bardzo delikatna sprawa, dlatego wszystko, co możemy teraz powiedzieć, znalazło się w opublikowanym w poniedziałek oświadczeniu. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, która wywołała dyskusję. Chodzi o kwestię eskorty — a nawet nie tyle eskorty, ile słowa eskorta. Całe nieporozumienie wynika z terminologii. W terminologii policyjnej eskortą określa się działanie do bardzo sprecyzowanej grupy. Mogę jednak potwierdzić ze strony klubu, że miało miejsce policyjne zabezpieczenie przejazdu autokaru przez radiowozy policyjne, co też potocznie można określić eskortą — dodała Kruk.

Są dwie wersje: Legii i policji

To właśnie tutaj pojawia się pewien rozdźwięk, bo słowa Kruk i oświadczenie klubu kłóci się z wersją policji. - Nie było żadnej eskorty — zaprzeczył nam we wtorek rano rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak. - Nie było jej dlatego, że ona jest możliwa tylko i wyłącznie w konkretnie wskazanych sytuacjach — w autokarze Legii musiałaby być albo najważniejsza osoba w kraju, osoby z kierowniczych stanowisk państwowych, albo jakiś przedstawiciel państwa obcego w delegacji lub przedstawiciele innych organizacji międzynarodowych. A z tego co mi wiadomo, kogoś takiego w autokarze Legii nie było, więc nie ma takiej opcji, żebyśmy prowadzili jakąkolwiek eskortę. Nawet jeśli mówimy tutaj o najlepszym klubie w kraju — wyjaśnił.

Co na to Legia? Już w poniedziałek kierownik drużyny Konrad Paśniewski w rozmowie z WP SportoweFakty potwierdził informacje z oświadczenia klubu i powiedział, że nie tylko był w kontakcie z policją, ale że ta również jechała za autokarem. To samo usłyszeliśmy we wtorek rano w klubie. Że to wcale nie była nadzwyczajna sytuacja, bo często zdarza się, że radiowóz eskortuje Legię i nie tylko Legię. Że tak było, chociażby podczas meczów w Lidze Europy, kiedy drużyny przyjezdne w eskorcie policji podjeżdżały pod stadion. I tak samo był w niedzielę wieczorem. Od samego Płocka do Warszawy, a właściwie do Legia Training Center w Książenicach, gdzie za autokarem Legii cały czas jechał radiowóz.

Policja zaprzecza, by w niedzielę eskortowała Legię do LTC, ale też nie chce teraz udzielać wielu informacji. - Do momentu, kiedy nie zakończą się wszystkie czynności, nie chcemy podawać szczątkowych informacji, bo ich wypływanie z pewnością nam w żaden sposób nie pomoże — powiedział Marczak.

Więcej o:

WynikiTabela