• Link został skopiowany

Mamy nieoficjalne stanowisko Legii! To dopiero początek burzy. Policja zarzuca kłamstwo

Bartłomiej Kubiak
- Trwa postępowanie. Prowadzimy czynności sprawdzające z piłkarzami, przedstawicielami klubu i innymi osobami, które można uznać za świadków zdarzenia - mówi Sport.pl rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak. I jednocześnie zaprzecza informacjom Legii, że drużyna w niedzielę po meczu z Wisłą Płock (0:1) była eskortowana przez policję.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

W poniedziałek po południu do siedziby Legii przy Łazienkowskiej zawitała policja. Komenda Stołeczna poinformowała, że w związku z pojawieniem się w mediach sprzecznych informacji dotyczących wydarzeń z udziałem chuliganów Legii, sama do sprawy zaangażowała policjantów z wydziału do spraw zwalczania przestępczości pseudokibiców. To oni pojawili się w siedzibie Legii, gdzie spędzili około godziny. - Postępowanie cały czas trwa. Prowadzimy obecnie czynności sprawdzające, włącznie z piłkarzami, przedstawicielami klubu i innymi osobami, które można uznać za świadków zdarzenia - powiedział nam we wtorek rano rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

Policja reaguje ws. ataku na piłkarzy Legii. "Opieramy się na faktach"

Z Marczakiem rozmawialiśmy też w poniedziałek. Wtedy nie potwierdził nam informacji o pobiciu piłkarzy, a także zaprzeczył, że policja została wezwana przez Legię. - Policjanci sami zaobserwowali sytuację i podjęli interwencję. W momencie, kiedy podjechali pod ośrodek w Książenicach, osoby się rozeszły i na tym interwencję zakończono - mówił Marczak.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

I dodawał: - Na tę chwilę nie mamy ani żadnego sygnału, ani zgłoszenia, które potwierdzałoby naruszenie nietykalności. A w przypadku przestępstw czy wykroczeń musimy mieć takie zgłoszenia, dokumenty czy skargi, by podjąć czynności. Niezbędna jest chociażby aktywność ze strony ewentualnych pokrzywdzonych, a na tę chwilę powtarzam: nie mamy żadnych materiałów czy zgłoszeń, że doszło do naruszenia nietykalności.

Legia wydała oświadczenie. Sprzeczna wersja z wersją policji

Legia w poniedziałek po południu wydała oświadczenie, w którym potwierdziła, że po przegranym meczu z Wisłą Płock (0:1) w drodze powrotnej do Legia Training Center w Książenicach doszło do incydentu z udziałem agresywnie zachowującej się grupy osób. "Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i podjętymi środkami ostrożności, autokar z piłkarzami wracał do ośrodka treningowego w eskorcie policji. Mimo tych zabezpieczeń doszło do chwilowego zatrzymania pojazdu, a następnie wejścia kilku osób do autokaru i przejawów agresji wobec piłkarzy" - przeczytaliśmy w oświadczeniu.

I tutaj pojawia się pewien rozdźwięk, bo to oświadczenie kłóci się z wersją policji. - Nie było żadnej eskorty - zaprzeczył we wtorek Marczak. - A nie było jej dlatego, że ona jest możliwa tylko i wyłącznie w konkretnie wskazanych sytuacjach - w autokarze Legii musiałaby być albo najważniejsza osoba w kraju, osoby z kierowniczych stanowisk państwowych, albo jakiś przedstawiciel państwa obcego w delegacji lub przedstawiciele innych organizacji międzynarodowych. A z tego co mi wiadomo, kogoś takiego w autokarze Legii nie było, więc nie ma takiej opcji, żebyśmy prowadzili jakąkolwiek eskortę. Nawet jeśli mówimy tutaj o najlepszym klubie w kraju - wyjaśnił.

Co na to Legia? Już w poniedziałek kierownik Konrad Paśniewski w rozmowie z WP SportoweFakty potwierdził informacje z oświadczenia klubu i powiedział, że nie tylko był w kontakcie z policją, ale że ta również jechała za autokarem. To samo usłyszeliśmy we wtorek rano w klubie. Że to wcale nie była nadzwyczajna sytuacja, bo często zdarza się, że radiowóz eskortuje Legię i nie tylko Legię. Że tak było chociażby podczas meczów w Lidze Europy, kiedy drużyny przyjezdne w eskorcie policji podjeżdżały pod stadion.

Policja zaprzecza, by w niedzielę eskortowała Legię do LTC, ale też nie chce udzielać wielu informacji. - Do momentu, kiedy nie zakończą się wszystkie czynności, nie chcemy podawać szczątkowych informacji, bo ich wypływanie z pewnością nam w żaden sposób nie pomoże - mówi Marczak.

Cztery lata temu doszło do podobnego incydentu

To nie pierwszy raz, kiedy piłkarze Legii mieli zostać pobici przez chuliganów. Do podobnej sytuacji doszło cztery lata temu. W październiku 2017 r. po porażce 0:3 z Lechem w Poznaniu. Wtedy do zdarzenia doszło na klubowym parkingu w Warszawie, gdzie na autokar z piłkarzami czekała grupa około 50 osób.

Według relacji "Przeglądu Sportowego" sytuacja wtedy wyglądała następująco: "Pseudokibice rzucili się na piłkarzy, uderzając głównie w tył głowy, z "liścia" w twarz. Tak, by czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Oberwał nawet asystent trenera Aleksandar Vuković [obecny trener]. Bez szwanku wyszedł za to ówczesny pierwszy szkoleniowiec Legii Romeo Jozak, który stał z boku i wszystkiemu się przyglądał".

Legia wtedy po kilkunastu godzinach wydała komunikat, że nie będzie tolerować "przekraczania granic", a na "podstawie wyciągniętych wniosków podejmie wszelkie możliwe działania, aby zapewnić zawodnikom i wszystkim pracownikom klubu pełne bezpieczeństwo". Ale też nie zawiadomiła policji. - Nie otrzymaliśmy od nikogo oficjalnego zgłoszenia - mówiła wówczas "Wyborczej" Ewa Sitkiewicz z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji.

Więcej o: