Wielki powrót! Kulisy zmiany trenera w Legii. "Mioduski przyjął od razu"

Bartłomiej Kubiak
W poniedziałek Aleksandara Vukovicia w ciągu dnia długo nie było w Legia Training Center. W końcu się pojawił i ma tam pojawić się także wieczorem, a we wtorek poprowadzić pierwszy trening i rozpocząć próbę wyciągania drużyny z zapaści. Nie tylko w najbliższych meczach z Zagłębiem i Radomiakiem, ale też w kolejnych - po przerwie zimowej, aż do końca sezonu.

Aleksandar Vuković pojawiał się w ostatnich tygodniach na tej rozchwianej, zmieniającej się i improwizowanej giełdzie następców Marka Gołębiewskiego. Ale głównie dlatego, że wspominali o tym najpierw ludzie z jego otoczenia, a później wspominał o tym sam Vuković. Mówił, że to jest Legia i że gdyby była taka potrzeba, schowałby dumę do kieszeni i wrócił do niej w trudnym momencie. No i wraca, choć jeszcze kilka dni temu przy Łazienkowskiej wielu liczyło, że zimą Legię z kryzysu wyciągnie ktoś inny. Że będzie to Marek Papszun, czyli wymarzony przez prezesa i właściciela Dariusza Mioduskiego trener, który ma być w Legii pierwszym szkoleniowcem od lat zatrudnionym nie pod presją czasu, mediów i różnego typu ekspertów.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

Vuković już dwa razy trenerem Legii był tylko na chwilę - w 2016 roku przejął zespół po Besniku Hasim, a w 2018 r. po Deanie Klafuriciu. Trzeci raz objął drużynę po Ricardo Sa Pinto w 2019 r. i prowadził ją do jesieni 2020 r., zdobywając mistrzostwo Polski.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Teraz jako trener usiądzie na ławce Legii po raz czwarty. Nie na chwilę, ale też nie na długo, bo w Legii cały czas liczą na to, że latem zespół obejmie Papszun. Ale to Vuković ma teraz wyciągnąć zespół z potężnego kryzysu i ratować w tym sezonie, co tylko się da - europejskie puchary, do których drogą jest Puchar Polski oraz utrzymanie w ekstraklasie, jakkolwiek egzotycznie by to w tym momencie nie brzmiało.

"W klubie nadal są ludzie, z którymi nie chciałbym współpracować"

Jednocześnie Vuković wchodzi do Legii - klubu, któremu jako piłkarz i trener zawdzięcza wiele - nie bez złych emocji. Po tym, jak zwolniono go jesienią w 2020 roku, Serb wciąż jest na klubowej liście płac, ale Legia wywołuje w nim także złe wspomnienia.

- Praca w Legii? Mówiąc czysto hipotetycznie, niezależnie od goryczy, jaką odczuwałem po rozstaniu z klubem, gdyby taka propozycja się pojawiła, to schowałbym dumę do kieszeni i byłbym gotów pomóc Legii do końca sezonu. Mam kontrakt do czerwca 2022 roku, więc nie stawiałbym żadnych dodatkowych warunków finansowych ani żadnych innych. Choć miałbym prośbę związaną z pewnymi osobami, które nadal są w klubie, a z którymi nie chciałbym, ani nie mógłbym współpracować - mówił Vuković w połowie listopada w rozmowie z serbskim mozzartsport.com.

O kogo chodzi? Można się domyślać, że o szeroko pojętych doradców prezesa, którymi się otacza i których się słucha, czyli np. o Tomasza Zahorskiego, członka zarządu, który w Legii odpowiadał za budowę Legia Training Center, ale o którym też dużo ostatnio się plotkuje, że ma również wiele do powiedzenia w kwestii budowy i funkcjonowania pierwszego zespołu.

Mioduski rezygnację Gołębiewskiego przyjął od razu

To już był ten czas, gdy Legia przegrywała mecz za meczem. Ostatnio - z Górnikiem (2:3), Cracovią (0:1) i Wisłą Płock (1:3). Do tego przyszły porażki w Lidze Europy - z Leicester (1:3) oraz Spartakiem (0:1). Te porażki przedzieliły dwie wygrane w słabym stylu z Jagiellonią (1:0) oraz drugoligowym Motorem Lublin (2:1 w 1/8 finału Pucharu Polski). Każdy gorszy mecz, każda porażka wywoływała kolejne plotki i dyskusje - kto będzie kolejnym trenerem mistrzów Polski.

- Dla dobra zespołu rezygnuję - miał powiedzieć Marek Gołębiewski po niedzielnej porażce w Płocku. W szatni przez kilkanaście minut panowała wtedy kompletna cisza. Zresztą nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach, bo Gołębiewski nosił się z zamiarem odejścia od kilkunastu dni. Dopiero jednak ósma porażka w 11 meczach utwierdziła go w przekonaniu, że nie wyciągnie drużyny z zapaści.

Po meczu w Płocku Gołębiewski od razu zadzwonił do dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego, który, według relacji Legia.Net, nie odebrał od niego telefonu. W przypadku Kucharskiego to podobno normalne. Mówił o tym niedawno nawet Dariusz Mioduski, który przed meczem ze Spartakiem pojawił się na Twitterze, gdzie przekonywał kibiców i dziennikarzy, że Kucharski nie tylko ma problem z komunikacją na zewnątrz, ale także wewnątrz klubu.

Ale Mioduski w niedzielę był na meczu w Płocku. Przyjął więc rezygnację Gołębiewskiego od razu - ze zrozumieniem. I już wtedy zaczęło się nerwowe poszukiwania nowego trenera, który miałby poprowadzić Legię w kolejnych meczach. Nie tylko teraz z Zagłębiem i Radomiakiem, ale do końca sezonu, bo przy Łazienkowskiej już w ostatnich dniach można było usłyszeć dużo mniejszy optymizm w kontekście tego, że uda się sprowadzić Papszuna do Legii zimą, czyli pół roku przed wypełnieniem jego kontraktu z Rakowem.

Fatalny klimat do pracy

W niedzielę wieczorem na giełdzie nazwisk znowu pojawił się Leszek Ojrzyński, który w kwietniu został zwolniony ze Stali Mielec. To trener związany z Warszawą, z Mazowszem, który od lat przychodzi ratować kluby zagrożone spadkiem. - Jakiś tam kontakt był, ale komunikat klubu raczej nie będzie zawierał mojego nazwiska - powiedział nam w poniedziałek w południe Ojrzyński. O Vukoviciu nikt głośno wtedy nie mówił, ale przy Łazienkowskiej ostatecznie doszli do wniosku, że znający klubową specyfikę Vuković będzie lepszym rozwiązaniem niż Ojrzyński, który pracy przy Łazienkowskiej musiałby się uczyć.

Na dodatek przejęcie zespołu odbywa się w wyjątkowo fatalnym klimacie. Nie dość, że piłkarze nie są przygotowani do gry, że zespół przegrywa mecz za meczem i jest na dnie tabeli, to jeszcze w niedzielę wieczorem legijni chuligani wtargnęli do autobusu i pobili piłkarzy.

Vuković wraca do Legii, którą zna jak mało kto

Vuković ten niezdrowy klimat wokół Legii zna, jak mało kto. Poznał go najpierw jak zawodnik, a później jako asystent trenerów i trener. Cztery lata temu był na parkingu przy Łazienkowskiej, gdzie na legionistów po porażce z Lechem (0:3) też czekała grupa około 50 osób, która rzuciła się na zawodników, ale też ludzi ze sztabu. W tym m.in. właśnie na Vukovicia, który był wówczas asystentem Romeo Jozaka - chorwackiego trenera, który w Legii okazał się kompletną pomyłką.

- Może kiedyś Dariusz Mioduski zbuduje sobie jakiegoś trenera - zastanawiał się Vuković pod koniec października w rozmowie ze Sport.pl. To była rozmowa, w której często wracał do swojej sytuacji sprzed roku. Nietrudno było odnieść wrażenie, że ma żal o to, jak został potraktowany przez prezesa, bo o tym, że stracił pracę w Legii bez żadnego uprzedzenia, mówił wprost.

- Jeżeli chodzi o ocenę sytuacji mojego zwolnienia, nic się nie zmieniło do dzisiaj - mówił Vuković. - Od początku wiedziałem, że jest w tym jakieś drugie dno. Że kryje się za tym wszystkim coś więcej niż tylko porażka 1:3 z Górnikiem Zabrze. Oczywiście mam świadomość, że to jest tylko moja subiektywna ocena. Ale z drugiej strony cały czas mam też poczucie, że moja sprawiedliwość i szczerość wobec innych jest na bardzo wysokim poziomie. Także wobec siebie, co wydaje mi się, że kilka razy w życiu sobie udowodniłem.

Znów pojechać na tym samym wózku

- Zawsze cechowało mnie to, że moi zawodnicy - począwszy od Radka Cierzniaka, a skończywszy na Vamarze Sanogo - sami mówili o tym głośno, że traktowałem wszystkich na równi. Że nie było w drużynie świętych krów. Że było po prostu sprawiedliwie. Na tym mi bardzo zależało i tak było - wspominał Vuković.

Może nie wszystko mu wtedy w Legii wyszło, ale jedno wyszło na pewno. Zbudował drużynę, w której każdy ciągnął wózek w jedną stronę. Nie przypominamy sobie sytuacji, by w Legii po zwolnieniu trenera, drużyna nie chciała wyjść na trening i w ramach protestu piłkarze zaczęli rozjeżdżać się do domów. A tak było w Legia Training Center rok temu, po zwolnieniu Vukovicia.

W poniedziałek Serba w ciągu dnia długo nie było w LTC. W końcu się pojawił i ma tam pojawić się także wieczorem, a we wtorek poprowadzić pierwszy trening i rozpocząć próbę wyciągania drużyny z zapaści.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.