Vuković zdradził, kto zadzwonił z propozycją powrotu do Legii. "Mogłoby mnie tu nie być"

Bartłomiej Kubiak
- Jeżeli w Legii jest pożar, to pali się także mój dom. Dlatego teraz tutaj jestem, choć mógłbym unieść się honorem i mogłoby mnie tu nie być - powiedział Aleksandar Vuković, który po 448 dniach znowu został trenerem Legii Warszawa.

Nie przy Łazienkowskiej, jak początkowo informowano, a w ośrodku Legia Training Center w Książenicach. W sali Saint-Etienne, która swoją nazwą nawiązuje do meczu z 1969 roku, kiedy Legia - dzięki wygranej 1:0 z mistrzem i zdobywcą Pucharu Francji - znalazła się w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Trzeba przyznać, że tło do przedstawienia nowego-starego trenera, klub przygotował ładne. To tam we wtorek Aleksandar Vuković spotkał się z dziennikarzami.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

- O, dzień dobry! Prawie wszystkich znam - uśmiechnął się Vuković, który wszedł do sali konferencyjnej lekko spóźniony. Ale chyba wszystkich nie znał, bo sala pękała w szwach. Na konferencji prasowej pojawili się także dziennikarze, którzy na co dzień nie zajmują się piłką nożną i we wtorek też mieli więcej pytań do rzecznik Legii Izabeli Kruk o zajścia po meczu z Wisłą Płock (0:1), kiedy pobici zostali piłkarze niż do samego trenera o słabą formę zawodników i motywy, jakie nim kierowały, że po 448 dniach znowu jest tu z powrotem, w Legii.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

- Zadzwonił do mnie dyrektor sportowy Radosław Kucharski. Sam ten telefon był dla mnie zaskoczeniem, bo przez długi czas nie rozmawialiśmy - opowiadał Vuković. - Ale już mówiłem wcześniej, że nie wracam tutaj ani dla dyrektora, ani dla prezesa, ani dla siebie. Wiem, że mogę teraz się poparzyć, ale jeżeli w Legii jest pożar, to pali się także mój dom. Dlatego teraz tutaj jestem, choć wiem, że mógłbym unieść się honorem i mogłoby mnie tu nie być. Mógłbym po prostu dalej siedzieć sobie na kontrakcie i tutaj nie przychodzić - przyznał Vuković, który z Legii został zwolniony we wrześniu 2020 roku, ale klub nie rozwiązał z nim umowy i co miesiąc wypłaca mu pensję.

Aleksandar Vuković: To jest Legia

Ten kontrakt wygasa latem, po sezonie. - Czy się zastanawiam teraz, co będzie wtedy? Nie, teraz myślę tylko o środowym meczu z Zagłębiem. Chcę, by ten zespół pokazał, że jest w stanie walczyć. Ja wiem, że on zacznie w końcu odpowiednio funkcjonować, ale na to potrzeba więcej czasu. Mam też świadomość, że po zakończeniu kontraktu, czyli 30 czerwca, już mnie w Legii nie będzie - dodał obecny trener Legii nawiązując do deklaracji Dariusza Mioduskiego, który już kilka tygodni temu otwarcie przyznał, że kolejnym szkoleniowcem mistrzów Polski - najpóźniej od nowego sezonu - będzie Marek Papszun z Rakowa.

Vuković już dwa razy trenerem Legii był tylko na chwilę - w 2016 roku przejął zespół po Besniku Hasim, a w 2018 r. po Deanie Klafuriciu. Trzeci raz objął drużynę po Ricardo Sa Pinto w 2019 r. i prowadził ją do jesieni 2020 r., zdobywając mistrzostwo Polski. Teraz o obronie tytułu może już tylko pomarzyć, bo Legia na półmetku jest ostatnia w tabeli, do prowadzącego Lecha traci już 26 punktów.

- Nie jestem nieświadomy tego, co się tutaj dzieje i jaka jest sytuacja. Ale to jest Legia, czyli miejsce, któremu trochę w życiu zawdzięczam i któremu sam trochę dałem jako trener i sportowiec - przyznał Vuković. I na koniec jeszcze sparafrazował słynne słowa prezydenta Johna F. Kennedy'ego. - Nie pytaj, co klub może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla klubu. Po to tutaj jestem, by pomóc, bo to jest Legia, a Legia to też jest mój dom - przypomniał.

Pierwszy test Vukovicia w roli trenera - w środę. Zaległy mecz z Zagłębiem Lubin rozpocznie się o 20.30.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.