Grono pokrzywdzonych, grupa unikająca jasnych deklaracji i beneficjenci zapewniający, że wcale takiego przywileju nie chcieli. Formuła rozpoczętych w piątek mistrzostw świata siatkarzy od kilku dni jest jednym z częściej omawianych tematów dotyczących tej imprezy. Kontrowersje wzbudza bowiem reguła, za sprawą której znaczącą korzyść odnoszą współgospodarze, czyli Polska i Słowenia.
System turnieju zawierający elementy korzystne dla drużyny narodowej organizatora nie jest żadną nowością w sporcie i siatkówka nie jest tu wyjątkiem. Można tylko dyskutować, czy owa przewaga mieści się w akceptowalnych powszechnie ramach, czy też nie. Gwarancja rozstawienia z dwoma najwyższymi numerami dla biało-czerwonych i Słoweńców w przypadku awansu z fazy grupowej do 1/8 finału - niezależnie od wyników uzyskanych przez te ekipy w pierwszym etapie zmagań - zdaniem niektórych uczestników wykracza poza nie. Opinia taka prawdopodobnie jest powszechniejsza, ale część trenerów i siatkarzy po prostu woli dyplomatycznie unikać odpowiedzi.
Pierwszym, który w rozmowie z mediami nie gryzł się w język, był Igor Kolakovic. Stwierdził, że do takich rzeczy nie powinno dochodzić w imprezie tak ważnej jak mistrzostwa świata.
- To nie jest prywatny turniej. Dlaczego mają taką przewagę bez względu na to, jak pójdzie im w grupie? - zaznaczył trener Serbów w rozmowie z Interią.
Dodał, że ze względu na to, iż rozstawienie będzie decydowało o drodze od 1/8 finału do końca zmagań, może to sprzyjać kalkulowaniu. Nawiązał tu do rywalizacji grupowej obrońców tytułu z Amerykanami, którzy są wymieniani przez wielu fachowców jako główni faworyci.
- Jeśli Polska przegra, to Amerykanie będą rozstawieni w czołowej czwórce czy szóstce, a Polska uniknie ich w ćwierćfinale - argumentował.
Tego samego zdania są m.in. serbski przyjmujący Uros Kovacevic, amerykański libero Erik Shoji oraz szkoleniowiec Bułgarów Nikołaj Jeliazkow. - To niewłaściwe i niepotrzebne - powiedział trener grupowych rywali Polaków.
W rozmowie na ten temat Nikola Grbić na początku stwierdza, że to normalne, iż gospodarz ma pewnego rodzaju przywilej.
- Tak samo było w Lidze Narodów (gospodarze turnieju finałowego - u kobiet i mężczyzn - mieli zagwarantowane rozstawienie z numerem pierwszym niezależnie od wyników). Albo mistrzostwa świata we Włoszech w 2010 roku. To jest normalne dla mnie. I nie mówię tak dlatego, że teraz jestem trenerem Polaków i na tym korzystam. Tak już było wcześniej. Jako trener gospodarzy mogę wybrać np. porę treningu - wskazuje trener biało-czerwonych.
Na uwagę Sport.pl, że wybór godziny zajęć w hali ma jednak znacznie mniejszą wagę niż to, iż niezależnie od liczby wygranych meczów jego zespół będzie rozstawiony z jedynką lub dwójką, Serb zaczyna się nieco tłumaczyć.
- Nie prosiłem o to. Nikt nie pytał mnie o zdanie w tej sprawie. Może powinno się to przedyskutować wcześniej. Dowiedzieliśmy się o tym kilka dni temu. Co mogę zrobić w tej sprawie? Miałem powiedzieć: "Nie, nie, nie chcemy tego przywileju"? - argumentuje.
Dopytywany, czy jest w stanie zrozumieć mających zastrzeżenia szkoleniowców i siatkarzy, przyznaje zaś: - Jestem w stanie zrozumieć, że prawdopodobnie są tym urażeni.
Dość ostrożnie wypowiada się w tej sprawie prowadzący ekipę USA John Speraw. Mówi, że nie jest właściwą osobą do rozmowy na ten temat, a jego zadaniem jest przygotowanie własnego zespołu i myślenie o zwycięstwie w niedzielnym meczu z Bułgarią. Przyznaje jednak, że wprowadzona formuła sprawia, że w 1/8 finału i w kolejnej rundzie może dojść do wielu "szalonych zestawień". Jako przykład podaje właśnie możliwość konfrontacji własnej ekipy z biało-czerwonymi w fazie pucharowej, choć zagrają ze sobą jeszcze we wtorek w grupie.
- Czy spodziewam się kalkulacji przed ostatnią rundą spotkań fazy grupowej? Możliwe. Wiele scenariuszy jest możliwych. Wiem, że na razie nic nie mogę z tym zrobić. Nie będę wypisywał wszystkich możliwych opcji. Nie jestem taki - zapewnia.
Grbić chętniej niż sprawę rozstawienia omawia kwestię frekwencji w Lublanie na meczu Brazylia - Kuba. Podczas niewątpliwie atrakcyjnego ze sportowego punktu widzenia pojedynku, który otwierał MŚ o godz. 11, na trybunach zasiadło ok. 300 osób.
- W Polsce pod tym względem jest zbyt dobrze, bo 4 czy 5 tysięcy osób oglądało w Krakowie mecze towarzyskie rozgrywane przed naszymi. To, czego nie rozumiem zaś, to dlaczego mecz Brazylia - Kuba grano o tej porze. Tam są cztery spotkania dziennie. Rozumiem, że Słowenia gra ostatni mecz. Pojedynek tych konkretnych drużyn transmitowany jest, gdy w Brazylii jest godz. 5 rano. Jeśli telewizja jest głównym sponsorem, to powinno się ustawić go najpóźniej jak się da. Po meczu Słowenii, jeśli chcesz by ludzie go obejrzeli w hali - wskazuje.