M¦ siatkówka 2018. Bartosz Kurek mógł być kim chce i nie był nim przez całe lata. Teraz jest mistrzem ¶wiata!

Od czasu Mariusza Wlazłego nie było zawodnika, którego nazwisko aż tak elektryzowało media i kibiców. To na Bartosza Kurka spadły największe oczekiwania względem polskiej kadry. Na "przebudzenie" jego formy czekano od mistrzostw Europy 2009. Siatkarski mundial 2018 udowodnił, że wrócił na dobre.

- Naprawdę świetnie grał w koszykówkę. Przy jego warunkach fizycznych i motoryce, która wymagana jest do tej dyscypliny, myślę, że mógłby być dziś co najmniej zawodnikiem pokroju Marcina Gortata – mówił jeden z pierwszych trenerów Bartosza Kurka z czasów Nysy, Roman Palacz.

Wybrał jednak siatkówkę – tak, jak jego ojciec. Już w wieku 16 lat występował z nim w jednej drużynie – Stali Nysa. - Jego talent nie był czymś, co eksplodowało. On wszystko wypracował działaniem u podstaw, spokojnymi, systemowymi ćwiczeniami. W przypadku zawodników jego pokroju postęp zazwyczaj nie przychodzi zbyt szybko. Trening poskutkował i w wieku 16 lat Bartek zaczął występować wraz z ojcem w jednym zespole siatkarskim – dodał były szkoleniowiec Kurka. - Jak sięgam pamięcią, to w życiu nie widziałem chłopaka aż tak zdeterminowanego do osiągnięcia sukcesu - grania w siatkówkę na najwyższym poziomie. Wszystko temu podporządkował. To był facet, który pierwszy przychodził na trening i ostatni z niego wychodził – przyznał Roman Palacz.

Pierwszy smak medalu i Skra

Pierwszy kontrakt Kurka w siatkarskiej ekstraklasie to podpisanie umowy z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Był z nią związany od 2005 do 2008 roku. - Bartosz Kurek wraz z Grzegorzem Łomaczem, moim synem i Zbigniewem Bartmanem należał do grona bardzo zdolnych siatkarzy. Była to grupa zawodników, która wygrała mistrzostwo Europy kadetów w 2005 roku (Bartosz został wybrany najlepszym atakującym turnieju – przyp. red.), a następnie dzięki mądrym ruchom dobrze się rozwijała. Przez wiele lat w mniejszym lub większym stopniu decydowała o losach naszej reprezentacji - skomentował były trener, Maciej Jarosz. Kurek w 2007 roku dostał pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji. 1 czerwca zadebiutował w meczu Ligi Światowej z Argentyną (3:1). Jego kariera nabrała tempa, co poskutkowało podpisaniem kontraktu ze Skrą Bełchatów, którą reprezentował przez 4 lata.

Choć wielu wróżyło zmarnowanie jego talentu przez kilkukrotnego mistrza Polski, tak się nie stało. Duże ryzyko, które podjął Kurek w tak młodym wieku przechodząc do „złotej” Skry, się opłaciło. Z bełchatowskim klubem zdobył 3 mistrzostwa i Puchary Polski, dwa srebra Klubowych Mistrzostw Świata i medale Ligi Mistrzów. Po złocie na mistrzostwach Europy był gwiazdą, a 2012 rok okazał się dla jego kariery kluczowy. Biało-czerwoni wygrali Ligę Światową, a Bartosz w wieku 24 lat został wybrany MVP rozgrywek. Siatkarski świat stanął przed nim otworem. „Możesz być kim chcesz” przekonywał Bartek w reklamie Monte. Okazało się jednak, że ta dewiza nie jest tak łatwa do zrealizowania, i że przez lata raczej nie będzie tym, kim chciał się stać.

Zimna Rosja i umiarkowanie ciepłe Włochy

W Polsce Kurek nie mógł już zdobyć więcej. Naturalnym krokiem wydawał się transfer. Wyzwanie wybrał sobie duże – Rosję i Dynamo Moskwę. Dla wielu wyjazd do tak innej ligi i surowych warunków byłby czymś zbyt wielkim do udźwignięcia. Dla młodego Kurka również nie skończył się dobrze - podczas meczu z Iskrą Odincowo w ramach 2. kolejki rozgrywek ligowych doznał kontuzji.

Nie zraziło go to wyjazdów zagranicznych. Na kolejne dwa lata przeniósł się do Włoch, do Lube Banca Macerata. Tam też nie grał tyle, ile chciał. Z Italii wrócił jednak z jednym złotym medalem rozgrywek z 2014 roku. Nie zmienia to faktu, że „legenda” Kurka w Polsce stała się w tamtym czasie już nieco zakurzona. To, co miało się stać chwilę później, spowodowało, że siatkarz znów wrócił na języki mediów i kibiców. Niestety, nie z powodu swoich osiągnięć.

Konflikt, Francuz i mistrzostwa świata

Bartosz Kurek i Stephane Antiga grali ze sobą w PGE Skrze Bełchatów przez trzy lata. Nic nie wskazywało na to, że pomiędzy nimi dochodziło do jakichkolwiek konfliktów. Ot, Francuz był kolegą z drużyny Polaka, z którym przyszło mu świętować jedne z największych sukcesów w historii klubu.

Zaraz po zakończeniu kariery zawodniczej Antiga zdecydował się zająć trenerką. Jego pierwsze wyzwanie było sporych rozmiarów – przygotowanie polskiego zespołu do mistrzostw świata rozgrywanych nad Wisłą. Ostatnim medalem biało-czerwonych było wtedy złoto z Ligi Światowej z 2012 roku, a apetyty na kolejne trofea rosły z każdym kolejnym miesiącem.

Zatrudnienie Francuza było ryzykownym posunięciem ze strony Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Nie miał doświadczenia, ale miał za to, co innego – atut bycia kolegą największych gwiazd polskiej siatkówki. To Antiga namówił do powrotu do kadry Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego czy mierzącego się z ciągłymi kontuzjami Michała Winiarskiego. W swoim kadrowym projekcie widział też Kurka. Do czasu.

Ponoć zaczęło się od krytyki Kurka względem treningów. Konflikt był otwarty. - Osoby, które przez ostatnie miesiące były bardzo blisko reprezentacji, były świadkami kontestowania przez Kurka ćwiczeń i podobnych zachowań, na które żaden selekcjoner pozwolić sobie nie może – napisał dziennikarz Polsatu Sport, Jerzy Mielewski.

- U ciebie już nigdy nie zagram – miał zawołać do Antigi Kurek, ponoć niemogący pogodzić się z  rolą zmiennika. Te słowa poskutkowały wykreśleniem go z listy siatkarzy powołanych na mistrzostwa świata. Eksperci i kibice przecierali oczy z niedowierzania, przepowiadając klęskę biało-czerwonych na siatkarskim mundialu.

Polacy zdobyli na nim pierwszy od 40 lat złoty medal mistrzostw świata.

(Nie) Wielki powrót do kadry

To, że polska reprezentacja zdobyła złoty medal mistrzostw świata, a Bartosz Kurek oglądał ten mundial sprzed telewizora, nauczyło zawodnika sporej pokory. Rok później wrócił do kadry, a Stephane Antiga mówił o nim w samych superlatywach. - Nie wiem, kto będzie występował na ataku. Może Bartosz Kurek, który dopiero uczy się nowej roli? Mogę zapewnić, że teraz on bardzo się stara. Chce pokazać w każdym treningu, że zasługuje na grę w wyjściowym składzie. Jego zachowanie jest wzorowe – dodał francuski trener Polaków na początku stycznia 2015 roku.

Po długiej walce i kilku turniejach kwalifikacyjnych reprezentacji Polski udało się wywalczyć awans na igrzyska olimpijskie. Bartosz przeniósł się Asseco Resovii Rzeszów, czym wzbudził spore kontrowersje. Wcześniej przecież grał lata w Skrze. Wszystko układało się do momentu, kiedy drugi atakujący klubu, Jochen Schoeps, nabawił się urazu, który wyeliminował go z gry do końca sezonu. Bartosz został sam na placu boju. Grał cały czas. Choć wynik zespołu nie rozczarowywał, to styl, w którym rzeszowianie przegrali finały z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, już tak.

Wyeksploatowany do granic możliwości Kurek pojechał na zgrupowanie kadry. Dawał z siebie wszystko, nie narzekał, chciał być liderem, który poprowadzi biało-czerwonych do medalu na igrzyskach olimpijskich w Rio. Biało-czerwoni odpadli w ćwierćfinale, przegrywając z USA 0:3. - Całość była zła. Mam nadzieję, że to nie był najważniejszy mecz w naszych karierach – powiedział atakujący. Chyba jednak był jednym z ważniejszych, przynajmniej dla Kurka.

Wypalenie mentalne i Skra

Po klęsce igrzysk olimpijskich Bartosz Kurek postanowił wyjechać. Za cel obrał sobie Japonię i klub JT Thuders. Bajeczny kontrakt, odcięcie się od polskich mediów i możliwość bycia liderem zespołu – dla atakującego powinna być to sytuacja wymarzona.

Nie była. Podpisał kontrakt, ale go rozwiązał i wydał oficjalne oświadczenie. - Po igrzyskach rozczarowanie wynikiem było duże, ale cieszyłem się na nowe wyzwania w klubie, jednak reakcja mojego organizmu, z jaką przyszło mi się zderzyć we wrześniu po powrocie do treningów, przerosła moje oczekiwania. Zmęczenie skumulowane przez wiele lat ciągłego grania zaowocowało ogólnym narastającym osłabieniem organizmu i wypaleniem mentalnym, w efekcie czego straciłem pasję i chęć do grania – napisał zawodnik.

Cała polska siatkówka była w szoku. Ten, który miał być najsilniejszy i od zawsze chciał być najlepszy przyznał się do słabości. Słowa wsparcia i zrozumienia płynęły do Kurka z wielu źródeł. Do czasu.

Niecały tydzień po wydaniu oświadczenia stało się ono trochę nieaktualne. Atakujący podpisał kontrakt z PGE Skrą Bełchatów, co mocno nadwyrężyło wiarę w jego wcześniejsze słowa i poważne podejście do profesjonalnego sportu.

- Na pewno Bartosz inaczej podchodzi do swojej kariery niż wcześniej. Nie rozmawialiśmy na ten temat, ale widzę, że sporo o sobie decyduje. Każdy z zawodników jest dorosły i ponosi odpowiedzialność za to, co robi. Wyjazd, czy tak naprawdę „niewyjazd” do Japonii to znak, że coś u niego się nie układa. Myśli trochę inaczej, niż wcześniej - przyznał były manager Bartosza Kurka, Ryszard Bosek.

Po większości sezonu spędzonego w kwadracie dla rezerwowych, Bartosz Kurek wrócił na parkiet już jako przyjmujący. To w dużej mierze dzięki niemu zespół trenera Philippe'a Blaina w sezonie 2016/2017 zdobył srebrny medal PlusLigi. Choć wiele mówiło się o tym, że władze klubu ustaliły warunki przedłużenia kontraktu, to zawodnik finalnie się na nie nie zdecydował, przenosząc się do Ziraatu Bankasi Anakara.

W kadrze również powrócił na pozycję przyjmującego. Nie spisywał się najlepiej u ówczesnego selekcjonera, Ferdinando De Giorgiego. Do tego stopnia, że w ostatnim turnieju fazy interkontynentalnej Ligi Światowej Kurek większość czasu spędził na ławce rezerwowych. Miał jednak grać i doprowadzić Polskę do upragnionego medalu rozgrywanych nad Wisłą mistrzostw Europy. Zawiódł zarówno plan Włocha, jak i cały zespół biało-czerwonych. Odpadli w barażach po fazie grupowej.  Atmosfera zrobiła się gęsta, bo padały oskarżenia, że Bartosz Kurek, Michał Kubiak i Fabian Drzyzga „rozwalają kadrę od środka”, i że to oni byli w dużej mierze winni słabych wyników. Kurek wyjechał do Turcji.

Vital cudotwórca

Sezon spędzony w Ziraacie Bankasi Ankara nie był dla Bartosza Kurka łatwy. Najpierw mierzył się z kontuzją, a następnie w listopadzie musiał zastąpić na boisku... Dawida Konarskiego. Choć na początku klub prowadził w lidze tureckiej, z biegiem czasu zaczął „zjeżdżać” w dół tabeli, ostatecznie przegrywając Puchar CEV i zajmując 6. miejsce.

Znów bez medali Bartosz przyjechał na zgrupowanie polskiej kadry. Tam jako trenera zastał Vitala Heynena – belgijskiego „cudotwórcę”, który cztery lata wcześniej doprowadził reprezentację Niemiec do niespodziewanego brązowego medalu mistrzostw świata, a w 2017 roku dał Belgii 4. miejsce na mistrzostwach Europy.

- Mam pomysł na Kurka. W 2016 roku był jednym z najlepszych atakujących świata – mówił w wywiadach Vital Heynen. Eksperci pukali się w czoło, kibice nie zawsze chcieli dawać Kurkowi kolejną szansę. Nowy selekcjoner upierał się jednak przy swoim i dał Kurkowi grać na pozycji atakującego. - Przypadek Kurka nie jest dla mnie normalny, ponieważ nie można co roku żonglować tym, gdzie gra się na boisku. Trzeba podjąć decyzję, a nie raz po raz zmieniać zdanie – mówił wtedy o zawodniku były trener Polaków, Waldemar Wspaniały.

Rotacyjny skład zespołu, wieczny eksperyment, którym były rozgrywki Siatkarskiej Ligi Narodów, spowodowały, że nie wiadomo, jaka naprawdę jest forma biało-czerwonych przed zmaganiami zbliżających się mistrzostw świata. Bartosz Kurek zajął 117 miejsce w rankingu najczęściej punktujących zawodników turnieju SLN. Zdobył 52 punkty.

Mistrzostwa się rozpoczęły. Polacy wygrali 5 pierwszych meczów, wchodząc do drugiej rundy jako jeden z najlepszych zespołów. Bartosz Kurek miał dobre momenty. Potrafił zdobyć 17 punktów w meczu z Kubą czy 21 z Bułgarią. Potem jednak zdarzyła się zapaść. W pięciosetowym spotkaniu z Argentyną atakujący nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności, który spoczywał na nim pod nieobecność Michała Kubiaka. Zdobył 8 punktów, a dzień później, kiedy miał uratować zespół przed kompletną katastrofą w spotkaniu z Francją, wywalczył 7.

Przełamanie jednak nastąpiło. Był nim mecz „o życie” z Serbią, który miał dać awans do trzeciej rundy mistrzostw świata. Okazało się, że był to także mecz o „życie” Kurka. Skończyło się na 21 punktach i wpisach „Kurek killer”, przewijających się na Twitterze. Zagrał mecz, którego wszyscy oczekiwali od niego od lat, a on sam najbardziej.

Od tego momentu forma rosła. Potrafił zdobywać kilka punktów zagrywką, wbijać siatkarskiego gwoździe, o których jego rywal z Brazylii, Felipe Fonteles, mówił, że „po odbiciu od ziemi lecą 10 metrów w górę”, a jego atak określany był do końca turnieju jako jedna z największych broni biało-czerwonych. Nic nie było w stanie wybić go z rytmu. Był jak maszyna. Mistrzostwa świata skończył jako najczęściej punktujący zawodnik z bilansem 171 zdobytych punktów. Drugiego Matthew Andersona wyprzedził o 8. Polak został wybrany MVP siatkarskiego mundialu.

Legenda odżyła

Jak Vital Heynen dokonał aż takiej przemiany Kurka w ciągu godzin dzielących mecz z Francją od pierwszego spotkania z Serbią? To pozostanie jedną z największych tajemnic minionych mistrzostw świata. Jeśli jednak taka forma atakującego się utrzyma, to w kolejnym sezonie reprezentacyjnym Kurek w parze z Wilfredo Leonem będą jednym z najlepszych duetów świata.

- Jak to jest być mistrzem świata? Wiem, jak to smakuje. Przez cztery lata pytałem się o to chłopaków – żartował atakujący po zdobyciu złotego medalu. Teraz przed nim jednak nie lada zadanie. Wzorem 2009 roku, musi poradzić sobie z tym, że jest najlepszy. Wydaje się jednak, że droga, którą przeszedł, mu w tym pomoże. - Wiedziałem, że potrzebuję w czasu i zdawałem sobie sprawę z tego, jak ciężko trenowałem. Czułem, że to w końcu przyjdzie – dodał na zakończenie mistrzostw Bartosz Kurek.

>>> Bruno Rezende: Polska zasłużyła na zwycięstwo. Była lepsza, najlepsza

>>> Trener Brazylii: Michał Kubiak nas denerwował, nie mogliśmy go zatrzymać

>>> Vital Heynen zdradził następny cel reprezentacji Polski

>>> Wymowny wpis Piotra Nowakowskiego. 'Dziękuję wszystkim za podłożenie'

>>> Wpadka organizatorów podczas dekoracji reprezentacji Polski

>>> Wiadomo, ile reprezentacja Polski otrzymała za triumf w mistrzostwach

Więcej o: