Powrót karetką z pacjentem, trup bez głowy przy drodze. "Grube historie" Fajdka z mityngu

Łukasz Jachimiak
- Inni zawodnicy przy drodze widzieli leżącego trupa bez głowy - mówi Paweł Fajdek. Czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem po mityngu w Nairobi ze stadionu do hotelu wracał karetką na sygnale. Z reanimowanym człowiekiem w środku. Stolica Kenii chce zorganizować lekkoatletyczne mistrzostwa świata w 2025 roku.

Startem w Nairobi Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki skończyli sezon. Zawody wygrał Fajdek. Brązowy medalista igrzysk olimpijskich Tokio 2020 rzucił 79.19 m i wyprzedził Nowickiego. Mistrz olimpijski uzyskał 77.99 m.

Zobacz wideo "Jeśli Fajdek zmieni szlafrok na habit, to wystartuje na IO w 2032 roku"

Łukasz Jachimiak: To prawda, że na mityngu w Nairobi ze stadionu do hotelu wracałeś karetką, w której z tyłu trwała akcja reanimacyjna?

Paweł Fajdek: Tak, ktoś tam z tyłu umierał! Wyszło tak, że rzut młotem był ostatnią konkurencją, a ja musiałem jeszcze długo po zawodach zostać na stadionie, żeby przejść kontrolę antydopingową. Robili ją tyle czasu, że w końcu nie było już żadnego transportu. Początkowo powiedzieli mi, że jest już po zawodach i nie mam jak wrócić.

Po prostu organizatorzy zapomnieli, że trzeba odwieźć czterokrotnego mistrza świata.

- Tak było. Nikt nic nie wiedział, więc w końcu wpakowali mnie do karetki. A zanim odjechała, przesiedziałem w niej pół godziny. I do hotelu musiałem nawigować panią, która tą karetką kierowała. Ona nie miała pojęcia, gdzie jechać, więc siedziałem w telefonie, patrzyłem na trasę i ją prowadziłem.

I w międzyczasie zajechaliście po tego ciężko chorego człowieka?

- Nie, wpakowali go do środka na stadionie. Nie mam pojęcia, kto to był i co mu się stało. W każdym razie w trakcie drogi źle się z tym człowiekiem działo. Słyszałem, jak krzyczy kobieta, która przy nim czuwa. Przez niewielkie okienko widziałem, że jest tam bardzo nerwowo. I jechaliśmy na sygnale.

Czy ten człowiek przeżył?

- Nie wiem. Sytuacja rozwinęła się tak, że najpierw odwieziono mnie do hotelu. Chyba więc było z nim już lepiej. Mam nadzieję.

Nairobi naprawdę chce zorganizować mistrzostwa świata w 2025 roku?

- Słyszeliśmy na miejscu, że propozycja jest aktualna.

I co Ty na taką propozycję? Wybierzesz się tam? Bo to, że będziesz jeszcze długo rzucał, ustaliliśmy już na igrzyskach w Tokio.

- Jeżeli będzie trzeba, to pojadę. Mam nadzieję, że czegoś się do tego czasu nauczą. Liczę, że już w przyszłym roku spiszą się lepiej. Cykl mityngów Gold Tour w 2022 roku zacznie się właśnie w Nairobi, 7 maja.

Czym jeszcze zaskoczyli Cię Kenijczycy? Widziałem na Twoim Instagramie, że na numerze startowym zamiast "Fajdek" wpisali Ci "Pawel".

 

- To jeszcze nic. Jaja były takie, że moje wyniki wpisywali Wojtkowi, a Wojtka wyniki - mi.

Nie czepiaj się - szło na konto Polaka!

- Jasne! Myliła im się też kolejność. Poza tym zrobili pięć kolejek i się dziwili, że się kłócimy o szóstą. Do tego źle wyznaczyli linie pokazujące odległości. I to tak naprawdę grubo źle. Na przykład linia, która powinna mieć 75 metrów, miała 77, a ta niby oznaczająca 80. metr, miała 82. Cały konkurs trwał aż dwie godziny, co się normalnie nie zdarza. Wpuszczono nas na stadion i o nas w trakcie mityngu zapominano. I jeszcze zanim nas wpuszczono, to wysłano nas na rozgrzewkę gdzie indziej, na zwykłe boisko. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Same rzuty w zawodach też zaliczali, jak chcieli. W szóstej kolejce rzuciłem 80.60 m, ale mi tego nie zaliczyli, bo młot dotknął linii promienia rzutu. Promienia oczywiście źle ustawionego. Fajnie, że mimo wszystko te zawody wygrałem.

Warunki pobytowe mieliście równie złe, jak sam konkurs i jak ten Twój nieszczęsny transport?

- Hotel był okej. Jak na warunki afrykańskie, było naprawdę dobrze. Klimatyzacja działała, łóżko było wygodne, a do jedzenia serwowano ryż, kurczaka i rybę. Na zakwaterowanie nie można narzekać. Plusem było też to, że z lotniska jechało się tylko 20 minut. Gorzej, że jazda po Nairobi to nie jest miłe przeżycie. Ja miałem szczęście, ale z rozmów innych zawodników wiem, że gdzieś przy drodze widzieli leżącego trupa bez głowy.

Niemożliwe!

- Palące się śmieci, brud, wszystko w budowie, wszystko porozkopywane, do tego smród - niestety, tak wygląda Nairobi.

Spodziewałeś się, że tak będzie wyglądało? Pewnie słyszałeś jakieś opowieści od naszej młodzieży, która niedawno startowała w Nairobi w mistrzostwach świata juniorów?

- Już kilka lat temu były tam pierwsze młodzieżowe mistrzostwa [MŚ U-18 w 2017 roku] i słyszałem różne grube historie. Jeden z kolegów opowiadał, że próg przy kole do pchania kulą nie był przykręcony, tylko przyklejony na klej i przez to jakiś młody Niemiec złamał sobie nogę. Chciał normalnie przyblokować pchnięcie, ale próg odpadł i noga się złamała. Dramat! Sam stadion i zaplecze rozgrzewkowe są super. Hotel jest okej. Ale organizacyjnie dzieją się takie rzeczy, jakich nigdzie indziej nie widziałem. Całe szczęście, że to był już ostatni start sezonu i każdy z nas miał więcej luzu, każdy był zadowolony, że zaraz kończy. I całe szczęście, że z Wojtkiem Nowickim wzięliśmy z Polski młoty, bo te dostępne na mityngu pozostawiały wiele do życzenia. Ogólnie Afryka odstaje. Byłem już w Marakeszu, w Rabacie, teraz w Nairobi i organizatorzy się najbardziej cieszyli, że po prostu udało im się zawody przeprowadzić, wyniki wpisać i wysłać je w świat.

Miejscowych zawody interesowały? A może nie mogli przyjść przez pandemię?

- Nie mogli. Trochę ludzi zgromadziło się tylko na jednej trybunie. Na inne był zakaz wstępu. Ale Mychajło Kochan [mistrz świata U-18 z 2017 roku] opowiadał, że wtedy po 60 tysięcy ludzi przychodziło na trybuny. Podejrzewam więc, że jeśli będą tam mistrzostwa świata i pandemia się uspokoi, to trybuny będą pełne. I już sobie wyobrażam ten afrykański klimat dopingu z użyciem wuwuzeli. Teraz mieliśmy próbkę. Trzeba się będzie przyzwyczaić. Oni na pewno są zmotywowani, żeby lekkoatletykę robić.

A płacą lepiej niż inni? Może to jest ich pomysł na przyciągnięcie zawodników?

- Nie. Po pierwsze - to jest rzut młotem. Po drugie - jest pandemia, więc każdy robi zawody po taniości. Myśleliśmy, że będzie lepiej, ale każdy w tym sezonie obcinał pieniądze. Mam nadzieję, że w przyszłym roku już będzie normalnie, że World Athletics wprowadzi z powrotem stałe stawki.

To o ile mniej zarobiłeś w pandemicznym roku 2021 niż w roku 2019, ostatnim przed covidem?

- O połowę.

To dobrze, że wpadła Ci nagroda za olimpijski medal. Domyślam się, że taki bonus się bardzo odczuwa, kiedy się jest młociarzem, a nie piłkarzem.

- Ha, ha! Zdecydowanie. Ale ta Kenia była mi potrzebna nie tylko dla kasy. Chciałem też sobie wylatać złotą kartę. Brakowało parę mil, więc trzeba się było gdzieś przelecieć i trafiła się okazja, żeby te mile zebrać. Ale jakbym miał lecieć sam, tobym nie poleciał. A że leciał Wojtek Nowicki, to wybraliśmy się razem i było raźniej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.