Polakom zabrakło 0,02 sekundy do chwały. A i tak jest się z czego cieszyć. "Szkoda, że pan tego nie widział!"

Łukasz Jachimiak
Jesteś Polską i jedziesz z wielkimi USA na remis 2:2. Ale do ćwierćfinału drużynówki na MŚ w narciarstwie alpejskim nie wchodzisz, bo sumę czasów masz gorszą od późniejszych mistrzów świata o 0.02 s. Co robisz? Klniesz siarczyście, po polsku? - Szkoda, że pan tego nie słyszał i nie widział - mówi w rozmowie ze Sport.pl Marcin Blauth, wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego ds. narciarstwa alpejskiego.

Piotr Habdas nigdy nie zdobył punktów Pucharu Świata, a na mistrzostwach świata w Courchevel i Meribel właśnie objechał Tommy'ego Forda, który w PŚ już wygrywał. Maryna Gąsienica-Daniel miała nie wstawać z łóżka z powodu grypy żołądkowej, ale uparła się, że wstanie i wstała, po czym pojechała na stok i też wygrała. A nawet więcej: rywalce - bywającej już w top 10 PŚ Ninie O'Brian - nie dała żadnych szans, na krótkiej trasie pokonywanej w 22-23 sekundy odjechała Amerykance na 0.43 s. Wow! - powiedzieliby Amerykanie. Niestety, hollywoodzkiego zakończenia nie było, bo suma czasów naszych zwycięzców to 45.61 s [22.94 Maryny i 22.67 Piotra], a suma czasów zwycięzców z USA to 45.59 s.

Zobacz wideo Adam Małysz pokazał, jak naprawdę wygląda jego codzienna praca w roli prezesa

- Ale to i tak jest bardzo dobry dzień polskiego narciarstwa alpejskiego - przekonuje Marcin Blauth. Po dziewiątym miejscu Polski w drużynówce na MŚ on widzi szklankę do połowy pełną. A nawet bardziej niż do połowy.

Shiffrin nie było, ale co z tego?

- Pokazaliśmy, że nasi zawodnicy po prostu świetnie jeżdżą na nartach. To jest coś, co jeszcze dwa-trzy lata temu bralibyśmy z pocałowaniem ręki. Oczywiście, że jest niedosyt. Ale nasz team świetnie się spisał, zabrakło troszkę szczęścia i chociaż to boli, to jednak nie mamy powodu, żeby się martwić. Raczej dostrzegamy, jak optymistyczna to jest dla nas prognoza na następne lata - tłumaczy Blauth.

Oczywiście najważniejszy w polskim narciarstwie człowiek od nart zjazdowych wie, że zaraz zostanie skontrowany. Jak? To łatwo przewidzieć. - Zawsze przy okazji drużynówek są głosy, że brakuje w nich wielu gwiazd. Ale to wynika z trudnej specyfiki. Tu trzeba łączyć umiejętności gigantowe, bo sprzęt jest gigantowy, ze slalomowymi, bo skręt jest krótszy. Tutaj szuka się odpowiednich zawodników właśnie do tego. My tutaj mamy potencjał - przekonuje Blauth.

Amerykanie, którzy wygrali z nami w 1/8 finału o zaledwie 0.02 s, a później dojechali do złota, jechali bez największej dziś gwiazdy w świecie narciarstwa alpejskiego, czyli bez Mikaeli Shiffrin. Ale czy w ich składzie nie było świetnych zawodników? Tommy Ford sensacyjnie pokonany przez Piotra Habdasa to podiumowicz z Pucharu Świata, podobnie jak Paula Moltzan, która wygrała z Zuzanną Czapską. River Radamus, który wygrał z Wojciechem Gałuszką, jest czwartym gigancistą ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich w Pekinie. - I dwukrotnym mistrzem świata juniorów - uzupełnia Blauth. - My ostro powalczyliśmy z takimi specjalistami, bo my się właśnie w tym chcemy i zaczynamy specjalizować. My nie mamy w Polsce kilometrowych stoków do trenowania, dla nas szansą są takie krótsze trasy i wyścigi równoległe - dodaje prezes.

Maryna, jedyna taka dziewczyna

Nam bardzo trzeba jeszcze chociaż jednej Maryny. To jedna z najlepszych gigancistek świata, a przede wszystkim to jest wielka liderka, dziewczyna twardsza niż stal. - Jeszcze rano była prawie podjęta decyzja, żeby Maryna nie jechała. Tylko dlatego, że ona twardo wyszła na stok, trener podjął decyzję o wystawieniu jej do przejazdu. Jak widać, wykonała swoją robotę świetnie - zachwyca się Blauth. - I to jest znakomity prognostyk przed indywidualnym slalomem równoległym - dodaje prezes.

W nim walka o medale odbędzie się w środę. We wtorkowych kwalifikacjach Maryna pewnie weszła do TOP 16, uzyskując szósty czas. - Już w eliminacjach była walka na śmierć i życie. Ale ja już przed mistrzostwami wiedziałem, że tutaj nasz potencjał jest olbrzymi i od dawna z myślą o tej konkurencji ściskam kciuki. Szkoda tylko, że Piotrek Habdas nie zmieścił się do kwalifikacji. W drużynie pokazał klasę, wszyscy widzieliśmy zawodnika, który świetnie jedzie i wierzę, że jeszcze wiele razy będzie to pokazywał, na następnych zawodach - mówi Blauth.

"Jesteśmy underdogiem"

To po przejeździe Habdasa i jego zaskakującym zwycięstwie nad Fordem okazało się, że przy remisie 2:2 zabrakło nam zaledwie 0.02 s, by kosztem teamu USA awansować do ćwierćfinału. Jakie były wtedy reakcje w polskim zespole? Czy padały siarczyste, polskie przekleństwa?

- Proszę mi wierzyć, że nie. Stałem obok prezesa Adama Małysza i obaj byliśmy pod wrażeniem. W ogóle bardzo się cieszę, że prezes, który kocha skoki i który ze skoków się wywodzi, bardzo zauważa nasze narciarstwo alpejskie. Razem podnosimy je do rangi sportu w Polsce coraz bardziej zauważanego. I obaj mówiliśmy sobie na gorąco, że nie ma co się obrażać na rzeczywistość, w której minimalnie nam zabrakło do Amerykanów. Owszem, to zabolało, ale taki jest sport. Owszem, mogliśmy mieć medal i on by ważył tak samo, jak medal z giganta czy ze slalomu, a my bardzo byśmy chcieli mieć medal. Ale przed nami jeszcze kolejne konkurencje, mamy szanse i jesteśmy na coraz wyższym poziomie, więc w końcu to zrobimy - mówi nam Blauth.

Już tu i teraz? Już na MŚ 2023 w Courchevel i Meribel? Nadzieja w Marynie, przed którą jeszcze jeżdżenie równoległe i jej koronny gigant.

Ale od prezesa słyszymy, że patrzymy nie tylko na tu i teraz. - Chociaż ten wirus jest wredny i chociaż mamy też inne problemy, bo Magdę Łuczak ze startu w drużynie wykluczył ból kręgosłupa, to myślimy sobie, że na wygranie z Amerykanami pewnie jest jeszcze troszkę za wcześnie, ale w naszej ekipie jest naprawdę wielki optymizm. Brakuje nam jeszcze drugiej Maryny, ale te młode dziewczyny, które mamy, będą coraz lepsze. Piotrek Habdas też. Szkoda, że pan tego nie słyszał i nie widział, jak bardzo wesoły stolik mieliśmy przy obiedzie po tej równej walce z Amerykanami. My jesteśmy underdogiem, dobijamy się do czołówki. My nie mamy żadnych punktów w męskim Pucharze Świata, a jednak w tej konkurencji potrafimy nawiązać walkę i jak to mówią, wstydu nie ma, a nawet możemy być z siebie dumni - podsumowuje prezes Blauth.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.