W sobotę Radunia Stężyca grała na gdańskim Ujeścisku mecz ostatniej kolejki V ligi z Zapro. Aby awansować do IV ligi potrzebowała wygranej. Wczoraj na łamach "Gazety" prezes Zapro Jerzy Tomkiewicz przyznał, że ktoś występujący w imieniu Raduni próbował go namówić do sprzedania meczu oraz przekupić kapitana jego zespołu Krzysztofa Bartoszuka. Piłkarz potwierdził, że otrzymał telefonicznie propozycję sprzedania meczu za dwa tysiące złotych (miał się podzielić z dwoma innymi piłkarzami). Tomkiewicz zasugerował, że skoro nie dali się przekupić, to pieniądze mogły trafić do sędziego Aleksandra Okonia. Prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Klocek poradził prezesowi Zapro złożenie doniesienia do prokuratury. - Jestem działaczem sportowym, dlatego priorytetem jest dla mnie złożenie protestu przeciwko stronniczej pracy sędziego - mówi Tomkiewicz. - Pewnie, że poznam człowieka, który składał mi propozycję, ale nie mam czasu i ochoty włóczyć się po sądach. Takie sprawy ciągną się w nieskończoność. Ja buduję ten zespół od podstaw, ale mam już powoli dosyć. Wolę jeździć na ryby niż sporządzać pisma i stawiać się co chwilę w sądzie - mówi Tomkiewicz, który nie zamierza złożyć w prokuraturze doniesienia o popełnieniu przestępstwa, na razie złożył tylko w Pomorskim Związku Piłki Nożnej pismo z protestem przeciwko pracy sędziego. - Szkoda, że prezes klubu nie chce złożyć zawiadomienia. Porozmawiam jednak ze zwierzchnikami i być może sami przyjrzymy się tej sprawie - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Konrad Kornatowski.
Prezes Raduni Marek Zarach zdecydowanie odrzucił oskarżenia, a trener Janusz Kupcewicz powiedział nawet, że to piłkarze Raduni dostali od Arki propozycję odpuszczenia meczu z Zapro, bo rezerwy Arki walczyły z Radunią o awans do IV ligi. Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Gazeta" inna wersja wydarzeń mówi, że prezes Tomkiewicz miał dostać od Arki 4 tysiące złotych za urwanie punktów Raduni. Zapro jednak przegrało i premia motywacyjna, którą miał przekazać wiceprezes Arki Grzegorz Gąsiorowski, przepadła. - Temu stwierdzeniu zaprzeczam - mówi Gąsiorowski. - Byłem na meczu po to, żeby na bieżąco informować o przebiegu meczu na Ujeścisku. W ostatnich minutach wcieliłem się w rolę komentatora radiowego i na bieżąco przekazywałem to, co działo się na boisku. Nie zamierzam także komentować pracy sędziego, mogę jedynie powiedzieć, że z niewiadomych przyczyn mecz rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem - tłumaczy Gąsiorowski.
- To są kompletne bzdury. Spodziewałem się, że po artykule w "Gazecie" zaczną się niestworzone historie na temat tego co robimy, że będą chcieli z nas zrobić jelenia - denerwuje się Tomkiewicz.