- Nie jestem osobą, która zaprze się i stwierdzi: To moje! Nikomu nic nie dam. Wprost przeciwnie. Jestem otwarty na wszelkie propozycje, byleby tylko one były poważne. Nie kupujemy i nie sprzedajemy klubu za pośrednictwem mediów - mówił Waldemar Kita w rozmowie z francuskim radiem RMC Sport. Urodzony w Szczecinie przedsiębiorca stoi na czele ekipy z Nantes od 2007 roku. Przeżywał z nią już awanse i spadki z Ligue 1, niewiele brakowało, by przed rokiem znów był świadkiem degradacji. Ten sezon jest jednak dobry. Nantes w maju zagra w finale Pucharu Francji przeciwko Nicei, a w lidze jest na 10. pozycji z szansami, by poprawić najlepszą za Kity siódmą lokatę. Tyle że klimat wokół polskiego przedsiębiorcy, który do Francji przeniósł się w latach 70., od dawna jest w Nantes fatalny.
Inscenizacja pogrzebu, cyrkowe plakaty i propozycja bramkarza
Kibice prowadzili już liczne protesty przeciw właścicielowi: inscenizowali jego pogrzeb, rozwieszali plakaty "Cyrk Kity", gdy ten zatrudnił na stanowisko 70-letniego trenera Raymonda Domenecha, zdecydowali się też na rozwiązania siłowe. Kilka lat temu tuż po meczu próbowali wedrzeć się na trybunę honorową, gdzie doszło do starć z ochroniarzami. Ich złość powodowana była słabymi ich zdaniem wynikami i złą polityką właściciela jednego z najbardziej utytułowanych klubów we Francji.
Kita już kilka lat temu pierwszy raz zadeklarował, że może odsprzedać klub. Potem prowadził dość posunięte negocjacje z angielskim funduszem inwestycyjnym LFE Football Group Limited. Jednak potem Francuzi poinformowali, że inwestor nie przedstawił niezbędnych gwarancji bankowych, więc rozmowy przerwano. Do tej pory temat sprzedaży klubu nie posunął się naprzód, a przynajmniej nie posunął się poważnie.
Kita w rozmowie z RMC zasugerował, że czasem ten proces nabiera infantylnego tła.
- Kilka lat temu do mojego gabinetu przyszedł Mickael Landreau. Powiedział, że ma szybki biznes. Zapytałem, czy chodzi mu o funkcję trenera drużyny? Odpowiedział, że trenerka go nie interesuje i że chce przejąć klub i zostać dyrektorem zarządzającym albo wiceprezesem. Że zrobi tu porządki, że wszystkich zwolni, w tym mojego syna, który jest dyrektorem generalnym. Podziękowałem mu za spotkanie i się pożegnaliśmy. Kilkanaście dni później widzę w gazecie, że został trenerem Lorient. To wszystko było niepoważne - opowiadał Kita informując, że do tej pory zachował tę historię dla siebie, ale ostatnio sprawy zaszły trochę za daleko.
Landreau gotowy na przejęcie Nantes. Kita: Traktujmy się poważnie
Kita opowiedział o wizycie legendarnego bramkarza FC Nantes (335 meczów) czy PSG (114), a także reprezentacji Francji (11), bo ten dalej kręci się wokół klubu. Działa w stowarzyszeniu "Collectif nantais", które chce przejąć Nantes. Landreau, który miesiąc temu też był gościem RMC Sport, oznajmił publicznie, że jeśli biznesmen chciałby sprzedać Nantes za 20-25 mln euro, to stowarzyszenie podołałoby takiemu wyzwaniu. W wywiadzie sam narzekał na politykę obecnego prezesa.
- To ciekawe, że Landreau, jasno oznajmił mi, że sam zająłby się kierowaniem i zwolniłby z klubu mojego syna, który ma zdany na piątkę dyplom z zarządzania - uśmiechał się Kita.
Prezes dodał, że nie myśli o sprzedaży Nantes byłemu bramkarzowi. - Nie będę sprzedawał klubu byle komu, to nie jest kwestia tylko pieniędzy. Nie jestem jakimś pionkiem, traktujmy się poważnie - zakończył Kita.