- To dla nas wielki sukces. Jest tym bardziej wyjątkowy, że został wywalczony w roku, w którym obchodzimy stulecie powstania klubu. Dla mnie - człowieka wychowanego w Pruszkowie - to naprawdę wielka sprawa. Trudno mi opisać słowami, jak szczęśliwy i dumny jestem - w rozmowie ze Sport.pl powiedział prezes Znicza Pruszków Marcin Grubek.
W niedzielę pruszkowianie wygrali na wyjeździe z Hutnikiem Kraków 1:0 i po sześciu latach przerwy wrócili do I ligi. Piłkarze trenera Mariusza Misiury dokonali tego w wyjątkowych okolicznościach. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek ich szanse na bezpośredni awans były minimalne. Paweł Mogielnicki z portalu 90minut.pl oszacował je na zaledwie 1,1 proc.
Znicz był wtedy czwarty w tabeli i tracił pięć punktów do wicelidera Kotwicy Kołobrzeg oraz dwa punkty do trzeciego Stomilu Olsztyn. Według wyliczeń Mogielnickiego większe szanse na bezpośredni awans miała nawet znajdująca się tuż za Zniczem Wisła Puławy. Znicz potrzebował cudu - i cud się zdarzył. Drużyna Misiury zakończyła sezon zwycięstwami 1:0 z Wisłą i Hutnikiem, ale awansu nie byłoby bez pomocy rywali. A ci okazali się wyjątkowo pomocni - Stomil zremisował mecze z Siarką Tarnobrzeg (1:1) i Radunią Stężyca (0:0). Kotwica najpierw przegrała z KKS 1925 Kalisz (1:4), a w niedzielę zremisowała z Pogonią Siedlce (1:1).
Po 34. kolejkach Znicz i Kotwica miały po 59 punktów. Razem z Polonią Warszawa do I ligi awansowali pruszkowianie, którzy mieli lepszy bilans meczów bezpośrednich z zespołem z Kołobrzega. Dla Znicza to trzeci w historii awans na zaplecze ekstraklasy i pierwszy po sześciu latach. - To dopiero początek. Zapewniam, że o Zniczu będzie jeszcze głośno - zapowiedział Grubek.
Dziś Znicz rzuca buńczuczne zapowiedzi, choć jeszcze półtora roku temu byli tacy, co obawiali się o jego przyszłość w II lidze. Klub, który 15 lat temu zasłynął dzięki golom młodego Roberta Lewandowskiego i zaciętej walce o awans do ekstraklasy, popadł w wieloletni marazm. Na marginesie: Znicz wciąż jest beneficjentem tego, że jego piłkarzem był Lewandowski - z transferu kapitana reprezentacji do Barcelony pruszkowskiemu klubowi z tzw. solidarity payment należy się 450 tys. euro.
W 2010 r. - raptem dwa lata po odejściu Lewandowskiego do Lecha Poznań - Znicz spadł do II ligi, gdzie utknął aż na sześć lat. Po drugim w historii awansie na zaplecze ekstraklasy w 2016 roku nadzieje na lepszy czas w klubie umarły po zaledwie kilku miesiącach. Już w pierwszym sezonie Znicz spadł z hukiem do II ligi, gdzie spędził kolejnych sześć lat.
Przez ten czas nie tylko ani razu nie zbliżył się do bezpośredniego awansu, ale nie zagrał też w barażach. Na półmetku poprzedniego sezonu niektórzy wieszczyli nawet spadek Znicza do III ligi. Po 20 kolejkach drużyna Misiury zajmowała 14. miejsce w lidze z ośmioma punktami przewagi nad strefą spadkową.
To był spory zapas, ale przyszłość Znicza była wielką niewiadomą, bo klub miał problemy finansowe i organizacyjne. W grudniu 2021 r. z funkcji prezesa zrezygnował Jacek Ochman, a jego miejsce zajął Grubek. - Mam panu gratulować, czy współczuć? - pytał nowego prezesa redaktor Wiesław Pośpiech z lokalnej telewizji kablowej Tel-Kab.
Grubek nie przestraszył się wyzwania. Wręcz przeciwnie, zapowiedział natychmiastowe działania i ogłosił plany na najbliższą przyszłość. Dla wielu utopijne. - Mamy świetnego trenera i sztab szkoleniowy. Ci ludzie mają wizję i ja będę ich wspierał. Wierzę w tych ludzi i wierzę w ten klub. Jestem ambitnym człowiekiem, dlatego marzę, by na stulecie Znicza znów wprowadzić go do pierwszej ligi - mówił Grubek.
Prezes spełnił marzenie, a zdaniem niektórych jego rola w awansie Znicza była równie duża jak piłkarzy i trenera. - Wszedł do klubu z wielką energią i dzięki temu pchnął go do przodu. W Zniczu dawno nie działo się tak dobrze. Zmiany są naprawdę widoczne - mówi pochodzący z Pruszkowa dziennikarz Eurosportu Mateusz Kalina, który od lat bacznie przygląda się sytuacji klubu.
- Współtworzyłem ten projekt, byłem częścią tej maszyny. Ale to nie ja biegałem po boisku, to nie ja strzelałem gole, to nie ja ustalałem taktykę i nie ja przeprowadzałem treningi. Największe słowa uznania należą się piłkarzom i sztabowi szkoleniowemu - skromnie dodał Grubek.
Głównym architektem sukcesu jest Misiura, który jako zawodnik rozegrał 11 meczów w ekstraklasie w barwach Pogoni Szczecin. 42-letni trener pierwszy raz trafił do Znicza już 19 lat temu, kiedy Pogoń wypożyczyła go na rundę jesienną sezonu 2002/03. Misiura wielkiej kariery piłkarskiej jednak nie zrobił. Znacznie ciekawiej wyglądała jego przeszłość w roli trenera, która zaprowadziła go nawet do Realu Madryt.
Pracę w zawodzie Misiura zaczął od roli asystenta Roberta Góralczyka w kobiecej reprezentacji Polski. Później wyjechał do Niemiec, gdzie na poziomie 2. Bundesligi również pracował z kobietami. Po tym etapie trafił do największego klubu świata.
- Dostałem telefon od agenta pracy z propozycją działania przy dziale technologii i nie przeszkadzało mi to, że nie będę miał swojej drużyny piłkarskiej, tylko będę doglądał przy dziale metodologii. Wiedziałem, że to mnie rozwinie w wielu aspektach. Ten okres 1,5 roku niesamowicie mi pomógł i wiedza z tamtych czasów ułatwia mi mocno pracę w Zniczu - mówił Misiura w rozmowie z portalem sport.tvp.pl.
Zanim Misiura wrócił do Polski, pracował jeszcze w akademii chińskiego klubu Guizhou HengFeng. Do Znicza trafił w czerwcu 2021 r., pół roku przed nominacją Grubka. - To człowiek tak samo ambitny jak ja, dlatego nasza współpraca układa się naprawdę dobrze - powiedział prezes Znicza.
- Dzięki Misiurze styl gry Znicza zmienił się diametralnie. Znicz w końcu mógł się podobać, grał ofensywnie i odważnie. Momentami można było przecierać oczy ze zdumienia. To była miła i najważniejsza zmiana. Wcześniej zdarzały się sezony, że na grę nie dało się patrzeć - mówi Kalina.
- Początki były trudne, ale od razu widać było, że Misiura miał konkretny pomysł na zespół. Wiedział, jak ma grać i konsekwentnie dążył do osiągnięcia celu. W końcu Znicz doczekał się momentu, w którym zdobywał punkty dzięki zorganizowanej grze, a nie przypadkowi - dodaje dziennikarz.
Chociaż dzięki pracy Grubka sytuacja finansowa Znicza poprawiła się, w klubie wciąż się nie przelewa. Najlepiej widać to po transferach, których w Pruszkowie w zdecydowanej większości dokonuje się za darmo. Latem zeszłego roku jako wolni zawodnicy do Znicza trafili m.in. Maciej Firlej, Mateusz Grudziński i Paweł Moskwik. Każdy z nich stał się ważnym elementem drużyny Misiury, a Firlej, który zdobył 21 bramek, został królem strzelców II ligi.
W Pruszkowie dokonywali nieoczywistych wyborów, stawiając na piłkarzy bez wielkich nazwisk, czasami nawet bez doświadczenia na poziomie centralnym. W Zniczu chcieli też promować wychowanków akademii. Przykładem jest 20-letni Tymon Proczek, który w minionym sezonie zagrał 30 razy. O jeden raz mniej wystąpił 18-letni Wiktor Nowak.
- Długo dyskutowaliśmy z trenerem o tym, jak skonstruowana miała być nasza kadra. Naszym priorytetem byli nie tylko piłkarze młodzi, ale przede wszystkim tacy, którzy chcieli coś osiągnąć i mieli coś do udowodnienia - powiedział Grubek.
- Podziękowania należą się nie tylko trenerowi, ale też jego asystentom. Nasz były zawodnik - Daniel Kokosiński - też wykonał w tym zakresie wielką pracę. Nasz sztab może nie jest bardzo rozbudowany, ale pracują w nim ludzie ambitni, którzy poświęcili się klubowi. Słowa podziękowania należą się też miastu, które pomaga nam, jak może, wspomagając pozytywną aurę, jaką chcemy budować w klubie i roztaczać wokół niego. Bez tej pomocy pewne ruchy nie byłyby możliwe - dodał.
- W klubie pokazali, że potrafią kompletować drużynę z zawodników bez kontraktów. Najnowszym przykładem był Jurij Tkaczuk, który przyszedł do Znicza zimą z trzecioligowego Ursusa Warszawa. Okazało się, że Ukrainiec dał drużynie dużo jakości, a stałe fragmenty gry wykonywał co najmniej na poziomie górnej części tabeli I ligi, a może i ekstraklasy - zauważył Kalina.
Znicz się rozwija, ale wciąż ma wiele do zrobienia. Szczególnie dużo w kwestii frekwencji na stadionie, promocji meczów, marketingu i infrastruktury. Przez tę ostatnią o Zniczu niedawno znów zrobiło się głośno. W przeciwieństwie do Lewandowskiego nie było to jednak pozytywne skojarzenie.
Stadion, który znajduje się zaraz obok koszykarskiej hali, ma tylko jedną trybunę. Z niej widać znajdujący się naprzeciwko park. Za jedną z bramek stoi hotel, a za drugą klatka dla kibiców gości. To właśnie przez nią tuż po Wielkanocy Znicz znalazł się na ustach kibiców w całej Polsce.
Postawiona zaraz po ostatnim awansie do I ligi klatka wygląda bardziej jak wybieg dla zwierząt, a nie sektor dla kibiców. W "Przeglądzie Sportowym" opisał ją Łukasz Olkowicz. "Klatka w Pruszkowie jest niewielka i przypomina zamknięcia znane z zoo. Z tą różnicą, że nie jest zakryta z góry, a w środku ustawiono pięć rzędów żółtych krzesełek – taki sportowy akcent. Postawiona w kącie za bramką, jakby za karę, kompletnie nie pasuje do otoczenia i jednej estetycznej trybuny w Pruszkowie wybudowanej dla miejscowych. Klatka jest na stadionie, ale jakby poza nim. Obce ciało z obcymi kibicami" - czytaliśmy.
I dalej: "Od frontu obudowano ją prętami wygiętymi w stronę środka, co w teorii ma utrudnić wydostanie się z niej. Tył zabezpiecza siatka. Takie atrakcje w cenie biletu – 20 złotych. Wchodzisz do środka i czujesz, jakbyś cofnął się o trzydzieści lat, kiedy podobne sektory dla kibiców gości na polskich stadionach nikogo nie dziwiły. Kto wtedy myślał o komforcie kibica? Czasy się zmieniły, stadiony wypiękniały, tylko klatka na stadionie w Pruszkowie wciąż straszy".
- Co tu dużo gadać, wstyd. Pani prezes Centrum Kultury i Sportu w Pruszkowie bardzo przejęła się tą sytuacją. Wiem, że od jakiegoś czasu zabiega w mieście o środki, by ta nieszczęsna klatka mogła zostać przebudowana, by nie urągała godności człowieka. Chciałbym, żebyśmy niedługo mogli powiedzieć, że mamy sektor gości, w którym można obejrzeć mecz w przyzwoitych warunkach. Prosiliśmy o pomoc pana prezydenta oraz radnych, więc wierzę, że wspólnie staniemy na wysokości zadania - zapewnił Grubek.
Jedną rzeczą jest stadion i jego infrastruktura, drugą - frekwencja. A ta w Pruszkowie od kilku lat leży i kwiczy. Według informacji z portalu 90minut.pl w minionym sezonie na obiekcie Znicza tylko cztery razy pojawiło się więcej niż 400 kibiców. We wrześniowy mecz ze Stomilem przyszło ich raptem 207. To wynik gorszy niż na niejednym stadionie w niższych ligach.
Niewielkie zainteresowanie Zniczem widać było zaraz po awansie do I ligi. Wracających z Krakowa piłkarzy pod stadionem witało raptem paru kibiców. - W Pruszkowie wciąż nie ma kibicowskiego klimatu, ale dzięki Grubkowi trochę się w tej kwestii zmieniło. Średnia frekwencja nieco się zwiększyła, wrócił zorganizowany doping. Na razie co prawda w małej liczbie, ale zawsze to krok naprzód - powiedział Kalina.
- Trudno znaleźć jeden konkrety powód, dlaczego mecze Znicza przyciągały tak małą liczbę ludzi. Przez lata popełniono wiele błędów i zaniedbano wiele rzeczy w kwestii promocji meczów. Naprawdę trudno było znaleźć na mieście choćby jeden plakat, który informowałby, że za kilka dni odbędzie się jakiś mecz. Klub nie radził sobie też w mediach społecznościowych. To chyba jedyny klub na poziomie centralnym, który nie korzystał z Twittera. Ostatni wpis na oficjalnym profilu zamieszczono prawie siedem lat temu - dodał.
- Wierzę, że awans przyciągnie kibiców na stadion. Jeśli drużyna będzie grała dobrze i osiągała zadowalające wyniki, frekwencja na pewno się poprawi. Ze swojej strony obiecuję, że bardziej przyłożymy się do promocji meczów. Coraz więcej osób wspiera nas w kwestiach marketingowych, wyglądamy lepiej niż dwa-trzy lata temu, ale nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego od razu. Będziemy się rozwijać na każdym polu. W kwestii marketingu mamy do zrobienia równie dużo jak na boisku. Ale wierzę, że w I lidze wypełnimy nasz stadion - stwierdził Grubek. Na plus klubu można natomiast na pewno zapisać, że jego boiska wypełniają się dzieciakami i nastolatkami, bo jeśli Znicz może się czymś pochwalić, to prężnie działającą na lokalnym rynku akademią.
Znicz nie zrobi wszystkiego na raz, ale Grubek przekonuje, że priorytetem pozostanie budowa drużyny. W Pruszkowie chcą zrobić wszystko, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed sześciu lat, kiedy tuż po awansie klub od razu wrócił do II ligi.
- Nie spoczniemy na laurach, nie zadowolimy się samym awansem. Mieliśmy chwilę na świętowanie, od wtorku zabieramy się do ciężkiej roboty - zapewnił Grubek. - Będziemy gotowi na grę w I lidze. Nie będę wchodził w szczegóły dotyczące transferów, bo to zostawiłem sztabowi szkoleniowemu. Trenerzy znają się na piłce dużo lepiej ode mnie. Ja znam się na zarządzaniu, organizacji i pozyskiwaniu pieniędzy. I tym będę nasz sztab wspierał - dodał.
- Kluczem do utrzymania w I lidze będzie utrzymanie szkieletu drużyny. Nie wiem, czy w Zniczu zostanie Firlej. Na razie nie słychać, by miał odejść, ale z drugiej strony trudno wyobrazić sobie sytuację, by król strzelców II ligi nie miał propozycji z silniejszych drużyn. Trudno powiedzieć, na ile Zniczowi pozwoli jego budżet - stwierdził Kalina.
- Postaram się, by budżet Znicza nie był najniższy w I lidze - ripostował Grubek. I zakończył: - Sześć lat temu Znicz nie miał tak dobrej drużyny jak dziś, nie miał trenera Misiury, a ja nie byłem prezesem. A ja nie pozwolę, by Znicz po jednym sezonie wrócił do II ligi. Obiecuję, że zrobimy wszystko, żeby walczyć o najwyższe cele. To jest sport i taka jest jego idea. Gdybym nie wierzył w sukces, nie zgodziłbym się zostać prezesem klubu piłkarskiego.