Ten mecz był pochwałą zespołowości, świętem przygotowania fizycznego, pressingowym szaleństwem, gonitwą za jak najwyższym wynikiem, zemstą Philippe Coutinho na Barcelonie, gorzkim pożegnaniem Quique Setiena, wizytówką Hansiego Flicka. Rywalizacja Roberta Lewandowskiego z Lionelem Messim zeszła na dalszy plan. To nie był ich mecz. Futbol sam przypomniał ten truizm, że jest sportem drużynowym. Ale wreszcie - w 82. minucie Polak trafił do siatki. Miał gola i asystę, a Messi zgarbioną sylwetkę, posępną minę i ochotę zejść z boiska. Polak wygrał to starcie, bo miał za sobą znacznie lepszy zespół.
Nad tym czy Lewandowski jest dziś lepszy od Messiego, dyskutowali trenerzy Bayernu i Barcelony na swoich konferencjach prasowych, mówił o tym Thomas Mueller i Antoine Griezmann. Gazety na całym świecie tak zapowiadały ten mecz: Barcelona z Bayernem o półfinał Ligi Mistrzów, Lewandowski z Messim o uznaniowy tytuł najlepszego na świecie. I chociaż nie da się ich porównać jeden do jeden, bo należą do dwóch różnych parafii, to chęć uporządkowania futbolowej hierarchii kazała wziąć ich obu pod lupę. Przecież wreszcie pojawili się na jednym boisku, a nie tylko w tych samych zestawieniach.
W przywoływanych statystykach z całego sezonu Lewandowski miał więcej strzelonych goli, ale mniej asyst. U Messiego szło to w parze: 31 goli i 26 asyst tworzyło obraz piłkarza doskonałego. Ale to Lewandowski zaczął ten mecz od asysty. Jego telepatia z Muellerem zadziałała już w 3. minucie - przyspieszyli tak, że obrońcy Barcelony nie nadążyli śledzić piłki wzrokiem, a telewidzowie, by w pełni docenić ich techniczny kunszt, potrzebowali powtórek w zwolnionym tempie. Niemiec podał do Polaka, ten błyskawicznie zgrał i po sekundzie piłka była już w siatce. Żaden z nich nie przyjmował w tej akcji piłki. Nie było czasu - Lewandowski miał za plecami Frenkiego de Jonga, Mueller był otoczony piłkarzami Barcelony. Ten piłkarski ping-pong był jedyną drogą do wyjścia na prowadzenie.
Następnie główni bohaterowie - Messi i Lewandowski - zniknęli z ekranów: Barcelona wyrównała już po trzech minutach, gdy po dośrodkowaniu Jordiego Alby do własnej bramki trafił David Alaba. A później nadeszły minuty Bayernu, po których Barcelona już się nie odkręciła. Strata trzech goli w dziewięć minut była wstrząsem. Bayern atakował lewą stroną i cieszył się z gola Ivana Perisicia. Atakował środkiem i gola strzelał Serge Gnabry. Atakował prawą stroną i Mueller zdobywał swoją drugą bramkę w tym meczu. Nie minęło pół godziny, a było 4:1. Bayern odjechał Barcelonie nie wiadomo kiedy. Gniótł ją pressingiem, jak nikt w ostatnich latach. Na całym boisku, bez chwili zawahania. Doskok, odbiór i atak. Wszystko wyglądało na zaplanowane: pierwsze podanie rozpędzało akcję, która kończyła się dopiero, gdy piłka lądowała w bramce. Thomasowi Muellerowi mogło przypomnieć się spotkanie mundialu w Brazylii, gdy jego zespół w podobny sposób wygrywał 7:1 z gospodarzami turnieju. Od tamtej pory prawdopodobnie nie grał już meczu na takich rejestrach.
Tempo tego meczu było zachwycające - Bayern grał, jakby miało nie być jutra. I jakby nie miał za sobą tej szalonej ligowej końcówki, gdy wychodził na mecze co trzy dni. Koronawirus zmusił Uefę do wymyślenia Ligi Mistrzów w nowej formie, w której losy najlepszych drużyn sprowadzają się do jednego meczu. To pozbawiło futbol kalkulacji, odarło ze wstrzemięźliwości i zgotowało nieprawdopodobne emocje. Po wstrzymaniu sezonu baliśmy się o przygotowanie fizyczne piłkarzy, tymczasem w Lizbonie oglądamy w akcji wybitnych atletów: Alphonso Davies powinien się ścigać z Lewisem Hamiltonem, a nie Nelsonem Semedo. Leon Goretzka mógłby zderzyć się z czołgiem T-34 i nie wiadomo, która maszyna byłaby bardziej uszkodzona. Piłka jeszcze nigdy nie była tak szybka. Akcje bramkowe w tym meczu miały wspólny mianownik - dynamikę właśnie.
Barcelona zeszła do szatni z mnóstwem problemów, ale okazało się, że najgorsze było to, że Bayern nigdy nie jest syty, na ławce miał zranionego Philippe Coutinho i nie w pełni usatysfakcjonowanego Lewandowskiego. Taka specyfika najlepszych snajperów: zdrowy egoizm, przyzwyczajenie do strzelania goli, a nie tylko cieszenia się z trafień kolegów. Ale po przerwie piłka dalej lądowała pod nogami jego kolegów, więc zanim zdobył swoją bramkę, musiał jeszcze pogratulować gola Joshui Kimmichowi.
Jego kolej przyszła dopiero w 82. minucie. Świeżo wprowadzony Coutinho dośrodkował idealnie na jego głowę. Bramka była pusta, zadanie proste. Lewandowski trafił w kolejnym spotkaniu Ligi Mistrzów, miał na koncie 14. gola. Był w tym meczu lepszy od Messiego, ale przede wszystkim to Bayern był znacznie lepszy od Barcelony. Argentyńczyk w pierwszej połowie trafił w słupek, kilka razy celnie dośrodkował, ale to nie było znane od lat dźwiganie całego zespołu na plecach. I podobnie Lewandowski: po indywidualnym popisie z Chelsea w poprzedniej rundzie, zagrał koncert z całym zespołem. Był częścią zachwycającej całości, ale w sobotę więcej będzie się mówić chociażby o Coutinho, który w kwadrans wbił dwa gole i raz asystował. Na pytanie: Lewandowski czy Messi, odpowiadamy więc - przede wszystkim Bayern lepszy od Barcelony.
Komentarze (19)
To miał być popis Lewandowskiego i Messiego! Ale nic z tego. Więcej będzie mówiło się o kimś innym
Szczególne pozdrowienia i życzenia miłego weekendu dla >jark76< >kogut666< >Darek_coś tam< i innych hejterów Lewandowskiego.
Bigosmiszcz się skończył.