Griezmann miał stać się jednym z najlepszych na świecie. Teraz Barcelona musi ratować coś innego

Dwa lata temu Antoine Griezmann posadził się przy jednym stole z Cristiano Ronaldo i Leo Messim. Po roku w Barcelonie wydaje się, że nawet nie jest z nimi w jednej restauracji. W najważniejszym meczu z Bayernem ma usiąść na ławce. Barcelona myśli na razie o ratowaniu sezonu, dopiero później spróbuje uratować Griezmanna.

Kandydatów na tego trzeciego - obok Messiego i Cristiano Ronaldo - było już kilku. Właściwie od lat wciąż gonią ich ci sami piłkarze, tylko raz wydają się bliżej nich, raz dalej. Neymar, Lewandowski, Griezmann i Mbappe są teraz w jednym mieście. Polak w najlepszej formie w życiu, najbliżej piłkarskich Bogów. Ale Neymar, będący trochę na uboczu wielkiej piłki przez przedwczesne zakończenie sezonu we Francji, przypomniał o sobie w środę, gdy szesnaście razy minął obrońców Atalanty i pod rękę z Mbappe poprowadził PSG do półfinału Ligi Mistrzów. I tylko Griezmann wydaje się dziś nie pasować do tego stolika. Zresztą, to on posłużył się tym porównaniem w 2018 roku. Wtedy z ust mistrza świata "siedzenie przy jednym stoliku z Cristiano i Messim" brzmiało znacznie mniej zabawnie niż dziś, gdy w Barcelonie jest ciałem obcym. Nie jest nawet blisko stolika dla najlepszych, bo przez ostatni rok odsuwał się od niego tak, że wyszedł poza restaurację. Katalońskie dzienniki przewidują, że najważniejszy mecz w sezonie Barcelona rozpocznie bez niego. Zza szyby będzie patrzył, jak do Messiego dosiada się Lewandowski. 

Zobacz wideo

Lizbona to dziś miejsce spotkań. Są tam wszyscy piłkarze, którzy mieli w Barcelonie zastąpić Neymara w Barcelonie. Sam Brazylijczyk przygotowuje się już z PSG do półfinału. Ousmane Dembele, pierwszy, który miał wypełnić pustkę na lewym skrzydle, wraca po kolejnej długiej kontuzji. Philippe Coutinho zagra w piątek dla Bayernu, do którego został wypożyczony, bo w Barcelonie już po jednym sezonie przestali w nim widzieć zbawiciela. No i Griezmann - historia najnowsza. Setien robił sporo, żeby go odzyskać: zmieniał ustawienie całego zespołu i jego pozycję - wystawiał na skrzydle, na środku ataku, gdy brakowało Luisa Suareza i w parze z nim, gdy był już zdrowy. Wtedy Messi grał za ich plecami. Ale Francuz nigdzie nie spełniał oczekiwań. Nie odciążał Argentyńczyka, był raczej kolejnym zawodnikiem, który uwieszał się na jego plecach.

Dziennikarze "El Pais" usłyszeli z otoczenia Griezmanna, że nie jest łatwo dostosować się do gry w Barcelonie. - Neymarowi też było trudno w pierwszym sezonie - powtarzają znajomi Francuza i porównują ich statystyki: Neymar miał 15 goli i 15 asyst w 41 meczach. Griezmann - 15 goli i 4 asysty w 41 meczach. Różnił ich wiek i doświadczenie. Dla 21-letniego Brazylijczyka był to pierwszy sezon w Europie, z kolei Griezmann podchodzi pod trzydziestkę i od jedenastu sezonów gra w lidze hiszpańskiej. 

Antoine Griezmann sporo kosztował, ale niewiele daje

Kosztował Barcelonę dwa lata podchodów, sprawę sądową wytoczoną przez Atletico Madryt i wewnętrzne kłótnie w zarządzie, czy warto ściągać kogoś, kto rok wcześniej wystawiał klub do wiatru. Wreszcie - 120 milionów euro, bo jego jakość kazała Barcelonie zapomnieć o początkowych nieporozumieniach i dać jeszcze jedną szansę. Na Camp Nou przychodził mistrz świata, król strzelców Euro 2016, piłkarz następny po Cristiano Ronaldo i Lionelu Messim w głosowaniu France Football, strzelec 133 goli w 256 meczach w Atletico Madryt, gwiazda ligi hiszpańskiej, pierwszy uśmiech reprezentacji Francji, który miał teraz śmiać się razem z Messim. Wydawał się pasować. Tymczasowo na następcę Neymara, po tym jak nie podołał Philippe Coutinho, a docelowo na środkowego napastnika, gdy Luis Suarez zejdzie już ze sceny.

W pierwszym meczu na Camp Nou dał Barcelonie prowadzenie. To był już jego drugi gol w tym meczu. Griezmann podbiegł do chorągiewki, jeden z pracowników klubu podał mu konfetti, a on przywitał się jak niegdyś jego idol LeBron James. Złote konfetti spadało na lokowane włosy nowej gwiazdy. Fotoreporterzy mieli swoją chwilę. Piłkarze Barcelony dopiero dobiegali by go wyściskać. Takie były miłe złego początki.

"I jemu idzie słabo, i Barcelonie. Jest smutny, zgaszony, nie odczuwa radości, bo przerzucono na niego cały ciężar za niepowodzenia. Stał się kozłem ofiarnym. Nigdy nie znalazł tam swojej pozycji" - powiedział Martin Lasarte, trener, który dał Griezmannowi zadebiutować w Realu Sociedad. "Inni piłkarze i przyjaciele mówili mu, że pasuje do Barcelony, tiki-taki i tego wszystkiego, ale mnie nie podoba się jego wydajność. Widać, że ma problemy i nie jest szczęśliwy" - dodał Eric Olhats, odkrywca jego talentu. "Szczerze mówiąc w Barcelonie oczekiwałem od niego trochę więcej. Łatwo jest wyrażać swoje zdanie z zewnątrz, ale kiedy ma się obok siebie Messiego, to zawsze to na ciebie wpływa" - stwierdził Meho Kodro, jego trener z akademii Realu Sociedad. Sam Griezmann miał wyznać "France Football", że w Barcelonie czuje się samotny i ignorowany przez Messiego, który do tego samego namawia pozostałych zawodników. Katalońskie dzienniki zaprzeczały tym informacjom, sam klub prosił francuski magazyn o opublikowanie sprostowania, ale na niespełnionych prośbach się skończyło. Niesmak pozostał. Plotkowano dalej. 

A Griezmann jak słabo grał, tak gra. W pięciu sezonach w Atletico zawsze był najlepszym strzelcem zespołu: pierwszy i drugi sezon skończył z 22 golami, kolejne z 16, 19 i 15. W Barcelonie ligowych goli ma zaledwie 9. W Madrycie gra była podporządkowania jemu - koledzy szukali go podaniami, Diego Simeone wiele wymagał, ale i pewne elementy taktyki dostosował do niego. W Barcelonie jest inaczej. Tu wszyscy piłkarze odwracają od niego głowę, bo po drugiej stronie boiska stoi Leo Messi. A Gerard Pique już kiedyś Neymarowi wyłożył, że tutaj to Argentyńczyk był, jest i będzie najważniejszy.

Linia boczna Camp Nou wydaje się ograniczać jego największe atuty - dobre wykończenie, grę między liniami, wyczucie w polu karnym, swobodę w grze na małej przestrzeni. Naturalnie ma też mniej okazji bramkowych. Ale sama pozycja i niedopasowanie do systemu Barcelony nie tłumaczy wszystkiego. Griezmann miał osiem okazji, głównie pod nieobecność Suareza, by zająć miejsce na środku ataku, ale do siatki i tak trafił tylko raz. Nie był przyklejony do obrońców jak Urugwajczyk, nie przepychał się z nimi i wolał tradycyjnie szukać miejsca między liniami pomocy i obrony. Tam zgarnąć piłkę i szturmować z nią pole karne. Słowem - wchodził Messiemu w paradę. W Barcelonie to jest jego teren, a cały zespół gra tak, żeby kapitan mógł się w tym miejscu boiska realizować. Suarez absorbuje uwagę obrońców, środkowi pomocnicy robią miejsce, prawy obrońca gra jak skrzydłowy. Messi schodzi do środka i w pojedynkę wygrywa mecze. Pomocy Griezmanna nie potrzebuje.

Barcelona musi uratować sezon, dopiero późnej spróbuje uratować Griezmanna

Stwierdzenie, że Francuz po prostu nigdy nie pasował do stylu gry Barcelony, zaczyna być powtarzane jak refren piosenki. Pytanie, co zostało z dogmatycznego stylu Barcy i czy przypadkiem dzisiaj cały jej pomysł na grę ostatecznie nie sprowadza się do podania piłki Messiemu i czekania, co z nią zrobi. Być może bliższy prawdy byłby więc wniosek, że Griezmann tak długo nie znajdzie miejsca na boisku, jak długo będzie grał Leo Messi. Bo to co ekscytująco wyglądało na papierze, na boisku się ze sobą kłóci. Ich najlepsze cechy są podobne, grają na tych samych rejestrach, najchętniej poruszaliby się w tej samej części boiska. Kiedyś Jorge Sampaoli, trenując reprezentację Argentyny, stwierdził że Paulo Dybala jest świetny, ale musi siedzieć na ławce, bo jest zbyt podobny do Messiego. W Barcelonie na razie nikt otwarcie nie przyznał tego w kontekście Griezmanna i w większości meczów dalej próbuje się ich ustawiać po dwóch stronach boiska. 

Quique Setien jeszcze niedawno powtarzał, że podoba mu się jak Griezmann walczy o odzyskanie piłki i jak dużo biega. Przekonywał, że Francuz jest znakomitym piłkarzem i miejsce na boisku mu się należy. Ale jego słowa zweryfikują czyny - katalońskie media przewidują, że Barcelona rozpocznie mecz z Bayernem bez Griezmanna, a swój los powierzy Messiemu. On jest największą nadzieją na szczęśliwe zakończenie beznadziejnego sezonu. Jest błogosławieństwem Barcelony, najważniejszym piłkarzem w jej historii, ale jego posiadanie ma też wady. To jak ze świetnym samochodem - szybko jedziesz, ale dużo płacisz za paliwo. Barcelona płaci cenę za luksus posiadania Messiego, gdy przychodzi jej kupować innych napastników. Alexis Sanchez na pierwszym treningu w klubie podszedł do Andoniego Zubizarrety, dyrektora sportowego, by podziękować mu, że go kupił. - Tutaj mogę wygrać Złotą Piłkę - powiedział, a zdanie to stało się przekleństwem. Kolejny był Zlatan Ibrahimović. Napastnik z wielkim ego i chęcią wygrywania. Też odbił się od Messiego i szybko z Camp Nou odszedł. Nawet Neymar, który z tego grona najlepiej znosił bycie w cieniu Argentyńczyka, w końcu odszedł do Paryża, by z tego cienia wyjść. - Ważne jest, żeby Messi pomógł Griezmannowi. Oddał mu jakiś rzut karny w meczu, który już będzie wygrany. To prosty gest, który może sporo zmienić, bo uwierzcie mi, nieskuteczność podcina skrzydła i odbija się na pewności siebie. Kiedyś robił już to z Luisem Suarezem - zauważa Rivaldo, były reprezentant Brazylii. Ale ćwierćfinał z Bayernem nie będzie miejscem na takie gesty. Barcelona musi ratować sezon, dopiero później spróbuje uratować Griezmanna.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.