Przed tym meczem Śląsk Wrocław miał tylko trzy, a Zagłębie Lubin zaledwie jeden punkt przewagi nad strefą spadkową. To sprawiało, że niedzielne derby we Wrocławiu miał ogromny ciężar gatunkowy. Więcej do udowodnienia mieli gospodarze, którzy w ostatnich sześciu spotkaniach zdobyli tylko punkt, a do ich szeregów powróciła po niepowodzeniu transferu do Chin ich największa gwiazda - Hiszpan Erik Exposito.
Przewagę w tym spotkaniu miał Śląsk i to dość wyraźną, ale gdy przychodziło do stwarzania sobie okazji bramkowych, to tych nie brakowało po żadnej ze stron. Brakowało za to jednak skuteczności, szczególnie w 69. minucie, gdy kapitalnej szansy nie wykorzystał Martin Doleżal. Czeski napastnik Zagłębia otrzymał piłkę pięć metrów od niemal pustej bramki rywala, ale posłał piłkę nad poprzeczką.
Dobrych sytuacji nie potrafili zamienić na gola także Wojciech Golla i Robert Pich, a także po drugiej stronie boiska Kacper Chodyna i mecz we Wrocławiu zakończył się bezbramkowym remisem, który nie urządza żadnej ze stron. Strefa spadkowa jest wciąż bardzo blisko i Śląska, i Zagłębia.
W bezpośredniej rywalizacji o czwarte miejsce w tabeli, które może dać grę w europejskich pucharach, Radomiak Radom pokonał u siebie Lechię Gdańsk 2:0.
Rewelacyjny beniaminek z Radomia oba gole strzelił za sprawą rzutów karnych, które sędzia Sebastian Jarzębak dyktował dopiero po interwencjach VAR-u. W 33. minucie Filip Koperski zahaczył we własnym polu karnym Luisa Machado. I choć Karol Angielski z jedenastu metrów nie zdołał pokonać Dusana Kuciaka, to zdołał głową dobić swój strzał i otworzyć wynik meczu.
W 69. minucie z kolei bramkarz Lechii Dusan Kuciak powalił Mario Rondona. Tym razem z rzutu karnego Angielski już się nie pomylił i ustalił rezultat na 2:0. Dzięki tej wygranej Radomiak wyprzedził Lechię Gdańsk na czwartym miejscu w tabeli ekstraklasy, choć oba zespoły mają po 39 punktów.
Pierwszym niedzielnym spotkaniem było starcie Jagiellonii Białystok z Wartą Poznań, które zakończyło się remisem 1:1. Gospodarze musieli grać w dziesiątkę przez prawie 70 minut, gdyż w 24. minucie czerwoną kartkę obejrzał ich obrońca Bogdan Tiru. Rumun próbował uderzać przewrotką w polu karnym Warty, ale zamiast piłki trafił potężnie w głowę Michała Kopczyńskiego, nokautując swojego przeciwnika.
Jagiellonia musiała radzić sobie w osłabieniu, ale jej rywal zupełnie nie potrafił grać w ataku pozycyjnym. Mimo tak długiej przewagi jednego zawodnika Warta praktycznie nie stwarzała sobie okazji bramkowych. W całym meczu oddała ledwie osiem strzałów, w tym dwa celne. Mimo to w 63. minucie wyszła na prowadzenie. Po kontrataku gości Miłosz Szczepański efektownie ograł w polu karnym Michała Pazdana i uderzył w słupek, ale ze skuteczną dobitką zdążył sprowadzony niedawno z Sheriffa Tyraspol Frank Castaneda, zdobywając pierwszą bramkę w ekstraklasie.
Warta prowadziła jednak jedynie przez dwie minuty, bo już w kolejnej opcji Karol Struski wygrał przebitkę z obrońcą Warty Dawidem Szymonowiczem i po jego odważnej akcji płaskim strzałem z kilkunastu metrów trafił do siatki Tomas Prikryl.
Jagiellonia zremisowała z Wartą 1:1. Gospodarze oddalili się od strefy spadkowej na odległość siedmiu punktów. Warta z kolei jest dwa punkty nad "kreską".