- Myślę, że ten turniej może być przełomowy. Od teraz widzę tylko drogę do góry dla tej ekipy - zapewnia mnie Bartosz Kurek po wywalczeniu z reprezentacją Polski srebrnego medalu olimpijskiego. Prawie 36-letni siatkarz jak nikt inny z obecnych kadrowiczów doświadczył wcześniej przegrywanych seryjnie ćwierćfinałów i dlatego nie zamierza teraz ironicznie uśmiechać się na wspomnienie słynnej "klątwy". Na jedno pytanie dotyczące zakończonych właśnie igrzysk w Paryżu nie chce odpowiadać. Zdradza za to m.in., czy po zdobyciu brakującego w jego bogatej kolekcji olimpijskiego krążka czuje się spełnionym sportowcem.
Bartosz Kurek: Myślę, że już w sobotę też do nas dotarło - czy może raczej powoli docierało - jak wielką rzecz zrobiliśmy. Teraz już całe to napięcie z nas zeszło, poświętowaliśmy też nieco, więc poziom naszej energii fizycznej już trochę spadł. Emocjonalnie naprawdę jesteśmy mocno wydrenowani i ciężko będzie z nas wyciągnąć megapozytywne czy euforyczne reakcje.
Nie, raczej na spokojne. Bo wiemy, ile teraz obowiązków przed nami. Ale cieszymy się, że mogliśmy spędzić ten czas ze sobą, z naszymi bliskimi, z ludźmi, którzy bardzo ciężko pracowali, byśmy mogli tutaj być i spełniać swoje marzenia.
Bezapelacyjnie większe było obciążenie mentalne, emocjonalne niż fizyczne. Mecze, które graliśmy, były przeważnie długie. Ta lina przeciągana była w jedną i drugą stronę, ale jednak graliśmy co parę dni i był czas na odpoczynek. Pod koniec może ten turniej bardziej przyśpieszył, doszła też ta niefortunna mała plaga kontuzji i wpłynęła na to, że niektórzy zawodnicy musieli wziąć na siebie trochę więcej odpowiedzialności.
Może tak. To, jak ten mecz się układał, jak wyglądał od początku do końca, jak duży opór postawili nam Amerykanie - już to samo w sobie było bardzo trudne. A patrząc na to z perspektywy kontuzji Mateusza Bieńka czy urazu doznanego przez Pawła Zatorskiego i problemów Marcina Janusza, który nie dograł do końca tego spotkania - to tylko pokazywało, że jesteśmy bardzo mocną grupą i mamy na każdej pozycji gwarancję oraz jakość i zawsze ktoś może wejść w każdym momencie.
Nie, raczej nie.
(Kurek kręci przecząco głową)
Być może niektórym może to się wydać dziwne, ale nie zastanawiam się nad tym. Nie zastanawiałem się przed tym turniejem, nie zastanawiam się dzień po nim. Przyjdzie na to czas. Teraz przede mną cały sezon ligowy. A - jak już wcześniej wspominałem - nawet jeśli sam nie podjąłem jeszcze decyzji, to to może być ostatni turniej w mojej karierze ze względu na wybory trenera. Bo myślę, że moja warta się kończy i pojawiają się chłopaki, którzy będą dawali może trochę większą jakość. Nie wiem, nie wiem. Nie czuję, żeby była potrzeba, bym cokolwiek, komukolwiek ogłaszał, mówił. Nie sądzę, żeby ktokolwiek tego potrzebował. A na pewno nie ja.
Już parę osób mnie dziś o to pytało, ale zostawię to dla siebie.
Powiem inaczej - jeżeli moja żona jest na trybunach, moi rodzice mnie dopingują, jeżeli widzę rodziny moich kolegów, to każdy turniej nabiera innego wymiaru. Gra się trochę łatwiej, przyjemniej. Można się cieszyć po meczu z najbliższymi, to zawsze sprawia, że jest przyjemniej. Co do specyfiki igrzysk w Tokio, to ten etap, moment w historii jest już od paru lat za nami. Wróciliśmy już do normalności i oby tak już było zawsze.
To nie jest kwestia ironicznego uśmiechu. Te lata porażek, to się gdzieś tam kumuluje. Może nie tyle w naszej grupie, bo ona jest złożona głównie z chłopaków, którzy byli teraz pierwszy raz na igrzyskach oraz tych, którzy debiutowali w Tokio i tam poznawali, czym jest ta impreza. Ale wiem, że w całym środowisku skumulowała się taka - nie chcę powiedzieć, że trauma, ale jakaś taka zła energia otaczała te igrzyska dla nas. Myślę, że ten turniej może być przełomowy. Od teraz widzę tylko drogę do góry dla tej ekipy.
Tak działają igrzyska przed każdym meczem. Tutaj występuje trochę większy stres, bo gdyby to była impreza, którą za rok możemy powtórzyć, to by się nazywała PlusLiga, a nie igrzyska. I dlatego tym bardziej, na tej największej scenie, w najmocniej obsadzonym turnieju chyba od początku nowożytnych igrzysk dotrzeć do finału to wynik bez precedensu.
Zgadza się.
Sprawdź sama (Kurek podaje mi do ręki swój medal).
Czy w jednym medalu może zawrzeć się cała kariera sportowa? Nie wiem. Mam wrażenie, że podchodzę do tego jako do największej, najlepszej, najpiękniejszej przygody w moim życiu. A ja swoje złoto zdobyłem gdzie indziej.
Chyba nie. Bo wtedy to już pozostałoby mi tylko odwiesić buty na kołek.