"Gdyby rządził Putin...". Żona Pieskowa kompletnie odleciała

Bartłomiej Kubiak
- Kolektywny Zachód zniszczył ducha olimpijskiego. Wypuścił swoje macki wszędzie, nawet w sport - mówi Walentina Matwijenko. Przewodnicząca Rady Federacji Rosyjskiej krytykuje MKOl, mimo że dopuścił on na początku grudnia sportowców z Rosji i Białorusi do udziału w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu. - Gdyby MKOl rządził Władimir Putin, nigdy nie zawiesiłby sportowców - dodaje Tatjana Nawka, była mistrzyni olimpijska w łyżwiarstwie figurowym i żona rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa.

- Miejmy nadzieję, że to dopiero początek zmian - mówiła na początku grudnia Tatjana Tarasowa, trenerka łyżwiarstwa figurowego, która komentowała dopuszczenie rosyjskich sportowców na igrzyska olimpijskie. MKOl podjął wtedy decyzję, że ci pod pewnymi warunkami będą mogli rywalizować w przyszłym roku w Paryżu. Bez krajowych flag, emblematów, hymnów oraz też bez żadnych związków z armią, co akurat może być szczególnie trudne do spełnienia, bo większość rosyjskich sportowców wywodzi się z klubów związanych z resortami siłowymi: czy to wojskowymi (CSKA), czy z policją i służbami (Dynamo).

Zobacz wideo Jak Polska zareaguje na dopuszczenie Rosji do igrzysk? "Bojkot byłby porażką"

Te warunki narzucone przez MKOl - dotyczące też Białorusinów - wciąż nie podobają się Rosjanom, którzy cały czas naciskają na to, by w Paryżu ich sportowcy wystąpili na pełnoprawnych zasadach. Za wszystko oskarżają oczywiście Zachód. Albo jak mówi się na to w Rosji: "kolektywny Zachód", czyli grupę państw, która ich zdaniem znajduje się pod silnym wpływem USA i która sprowokowała konflikt w Ukrainie.

"MKOl jest całkowicie zdyskredytowany"

To wyższy poziom absurdu, ale w Rosji to akurat nic nowego. Kremlowska propaganda - głównie na użytek wewnętrzny - wciąż robi co może, by wmawiać swojemu społeczeństwu, że to Rosja jest dobra i wielka. I że to Rosja ma niepodważalne argumenty, by nie tylko zwyciężyć w Ukrainie ("co najmniej drugą armię na świecie"), ale także poradzić z sobie całym Zachodem ("ceny ropy i gazu"), który z jednej strony za Rosją tęskni, a z drugiej się jej boi, bo przegrywa z nią na każdym polu, także w sporcie.

- Gdyby MKOl rządził Władimir Putin, nigdy nie zawiesiłby sportowców. Podczas działań wojennych żaden ze nich nie byłby zamieszany w ten cały bałagan. Wszystko byłoby jasne i bardziej rygorystyczne, bo Putin przestrzegałby zasad olimpijskich - mówi Tatjana Nawka, była mistrzyni olimpijska w łyżwiarstwie figurowym i żona rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa.

Krytyków MKOl w Rosji jest znacznie więcej. - To całkowicie zdyskredytowana organizacja - twierdzi przewodnicząca Rady Federacji Rosyjskiej Walentina Matwijenko. - Widzimy, jaki poziom osiągnęły upolitycznienie i rusofobia. To kolektywny Zachód zniszczył ducha olimpijskiego. Wypuścił swoje macki wszędzie, nawet w sport. On powinien być rzeczą świętą, ale nie jest, bo Zachód zniszczył to, co przez wiele lat tworzyła globalna, międzynarodowa społeczność, począwszy od historii pierwszych igrzysk olimpijskich - dodaje Matwijenko.

"Nasza decyzja jest przesądzona"

Obecnie na igrzyska zakwalifikowało się ledwie 11 sportowców z neutralnym paszportem - ośmiu z Rosji i trzech z Białorusi. Oddzielną drogą idzie też lekkoatletyka, czyli najważniejszy sport olimpijski, bo federacja World Athletics wciąż podtrzymuje bezwzględny zakaz dla lekkoatletów obu krajów. - Uważam, że międzynarodowe federacje powinny podejmować decyzje, które ich zdaniem leżą w interesie ich sportów. I tak postanowił nasz komitet. Być może zobaczycie w Paryżu sportowców z Rosji i Białorusi, ale nie w lekkiej atletyce. Nasza decyzja jest przesądzona - powiedział na początku grudnia prezes World Athletics Sebastian Coe.

Inne zdanie w tej sprawie ma Thomas Bach. Szef MKOl od wielu miesięcy specjalnie nie kryje się z tym, że z chęcią przyjąłby Rosjan z powrotem do świata sportu na starych zasadach. - Mamy nadzieję, że sportowcy ze wszystkich krajów będą rywalizować na przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu w warunkach szacunku i tych samych zasad. Zgodnie z duchem olimpijskim, co oznacza umożliwienie sportowcom z całego świata pokojowej rywalizacji. Liczymy, że uda się to osiągnąć. Tym bardziej teraz - w czasie, gdy jest to być może ważniejsze niż kiedykolwiek, bo wojen i konfliktów niestety tylko przybywa - mówił w październiku.

Bach poszedł wtedy o krok dalej, bo rosyjską napaść na Ukrainę porównał do sytuacji między Koreą Północną i Południową. Oba kraje są ze sobą skonfliktowane od lat, ale ten konflikt nie eskaluje aż na taką skalę jak od lutego 2022 r. w Ukrainie, gdzie rosyjskie wojsko równa z ziemią całe miasta i dokonuje nieludzkich zbrodni na ludności cywilnej. O tym już Bach zapominał albo raczej celowo nie wspomniał. Przypomniał za to, że sportowcy z obu Korei pojawili się w 2018 r. na zimowych igrzyskach w Pjongczangu. - Podobna sytuacja miała miejsce też trzy lata później w Tokio [tam akurat Korea Północna wycofała sportowców z rywalizacji], gdzie w igrzyskach uczestniczyli sportowcy z krajów, z których wiele niestety było i nadal jest w stanie wojny - podkreślał Bach.

Kilka dni temu - cytowany przez BBC - podtrzymał swoje stanowisko. - Indywidualni sportowcy nie mogą ponosić odpowiedzialności za działania swoich rządów. Konflikt w Ukrainie to tylko jeden z 28 konfliktów zbrojnych, które trwają na świecie - wskazał Bach. Igrzyska olimpijskie w Paryżu odbędą się w dniach 26 lipca – 11 sierpnia 2024 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.