Wykonał 45 testów w 21 dni, by wystąpić w Pekinie. Na lotnisku stracił bagaż. Był ostatni

Żeby wystartować na igrzyskach, wykonał 45 testów PCR w 21 dni. Do Pekinu doleciał 12 godzin przed wyścigiem, na lotnisku stracił bagaż i musiał jechać w pożyczonych łyżwach. Amerykański łyżwiarz Casey Dawson zajął ostatnie miejsce, ale i tak czuł się najszczęśliwszy na Ziemi.

Zimowe igrzyska w Pekinie piszą różne historie. Jedne są niezwykle szczęśliwe, jak brąz Dawida Kubackiego, inne dramatyczne, jak brak możliwości występu Natalii Maliszewskiej na 500 m w short tracku. Casey Dawson jest bohaterem historii szalonej.

Zobacz wideo Kubacki potrafi wstawać z kolan. "Większość zawodników by się nie podniosła"

Przegapił jeden wyścig

21-letni łyżwiarz szybki uzyskał w styczniu pozytywny wynik testu na COVID-19. Początkowo myślał, że wystarczą mu dwa negatywne testy z rzędu, by udać się do stolicy Chin, ale przepisy zostały zmienione. W podobnej sytuacji jak Dawson był m.in. Piotr Żyła. Wówczas sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego Jan Winkiel informował, że Żyła musi otrzymać cztery negatywne wyniki z rzędu, by polecieć do Pekinu. Taka sama procedura obowiązywała Dawsona.

Z tego powodu Amerykanin przegapił start na 5000 m. Napisał nawet na Instagramie: "Z przykrością muszę poinformować, że nie wystąpię w zawodach indywidualnych na igrzyskach w Pekinie". A jednak się nie poddał - nie chciał zrezygnować z wyścigu na 1500 m. Jak przyznał w rozmowie z BBC, w ciągu ostatnich trzech tygodni wykonał aż 45 testów PCR. Dopiął swego - w końcu został wpuszczony na pokład samolotu. Następnie odbył podróż z Salt Lake City do Pekinu przez Atlantę i Paryż. To prawie 10 tys. km pokonanych w 44 godziny!

 

Dawson wylądował w stolicy Chin na 12 godzin przed startem wyścigu na 1500 m. Wtedy pojawił się kolejny problem. - Nie było mojego bagażu rejestrowanego. Na szczęście miałem w bagażu podręcznym zapasowy kombinezon, ale moje łyżwy znajdowały się w walizkach, których brakowało - przyznał.

"Nie mógłbym być szczęśliwszy"

Wtedy uśmiechnął się do niego los. - Miałem szczęście, że inny zawodnik startujący na 1500 m, Łotysz Haralds Silovs, pożyczył mi swoje łyżwy - zdradził Dawson. Gdy w końcu dotarł na lodowisko, zajął ostatnie miejsce w swoim biegu eliminacyjnym. Miał czas o sześć sekund wolniejszy od rekordu życiowego na tym dystansie. Mimo to był radosny.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że w końcu tu jestem, ponieważ nie sądziłem, że w ogóle dotrę - powiedział 21-latek. - To nie był mój najlepszy wyścig ani wynik, ale nie mógłbym być szczęśliwszy, startując na igrzyskach - dodał. To był jego olimpijski debiut.

Ojciec nowożytnego ruchu olimpijskiego Pierre de Coubertin mawiał, że liczy się sam udział w igrzyskach. Rzadko kiedy to stwierdzenie pasuje tak dobrze, jak w przypadku Dawsona.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.