We wtorek Eileen Gu zdobyła złoty medal olimpijski dla Chin. 18-letnia narciarka dowolna była najlepsza w konkurencji big air. W Pekinie ma jeszcze realne szanse na kolejne dwa medale: w halfpipie i slopestyle'u. "Jednak najtrudniejsze będzie dla niej wznieć się ponad politykę i ożywioną ostatnio debatę o przyszłości świata" - pisze "The New York Times".
Wszystko dlatego, że 18-latka urodziła się w San Francisco, ale trzy lata temu zdecydowała się zmienić reprezentację. Porzuciła drużynę USA, wybierając Chiny - ojczyznę matki. Tam znana jest jako Gu Ailing.
Choć chciałaby uniknąć pytań o politykę, w czasach narastającej rywalizacji między Chinami a Ameryką jest to bardzo trudne. - Przesuwam granice ludzkich możliwości. Łączę ludzi w czasie zawodów sportowych. To nie jest polityczne - przekonuje.
Gu spędza dużo czasu w Szwajcarii. Tam każdy trik obserwuje jej matka, Yan, która 30 lat temu wyemigrowała z Chin, a w Stanach samotnie wychowywała córkę. Ich relacje są nadal bardzo bliskie, miały wpływ na decyzję o wyborze reprezentacji. Czy podobny wpływ miały także kwestie finansowe?
Gu przerywa treningi jedynie dla wydarzeń modowych i sesji. 18-latka jest modelką IMG - międzynarodowej agencji z siedzibą w Nowym Jorku oraz oddziałami w Londynie, Mediolanie, Los Angeles, Paryżu i Sydney. Niedawno prywatny odrzutowiec przewiózł Gu do stolicy Francji na imprezę Louis Vuitton w paryskim Luwrze. Kilka tygodni wcześniej wzięła udział w New York Fashion Week i Met Gala. - Bez względu na to, co robię, moje ciało jest częścią mojej pracy - mówi.
Jej głównymi sponsorami są nie tylko marki narciarskie oraz Red Bull, ale również m.in. Tiffany&Company, Victoria's Secret i szwajcarskie zegarki IWC. Przez lato i jesień jej twarz zdobiła okładki chińskich wersji "Elle", "Marie Claire" czy "Vogue". We wrześniu, w dniu 18 urodzin, które spędzała na jachcie w Dubaju, Gu ogłosiła współpracę z Cadillakiem oraz Luckin Coffee - chińskim konkurentem Starbucksa.
W Chinach narciarka ma również umowy sponsorskie z m.in. Estee Lauder, People's Insurance Company of China, Bank of China, China Mobile oraz firmą mleczarką Mengniu. Według portalu campaignasia.com, podpisanie kontraktu z Gu kosztuje co najmniej 2,5 mln dolarów.
"Definiują ją dwoistości. Jest narciarką czy supermodelką? Głupią nastolatką czy światową ikoną? Zdolną studentką uczelni Stanford (została przyjęta, odłożyła studia o rok) czy globalną influencerką? Wreszcie: jest Chinką czy Amerykanką?" - zastanawia się "The New York Times".
Z jednej strony nowa mistrzyni olimpijska chce zadowolić chińskie społeczeństwo oraz władze w Pekinie, z drugiej reklamuje się w USA i na całym świecie. Szpagat, który niełatwo wykonać nawet tak wysportowanej osobie, jak Gu. Krytycy zarzucają jej oportunizm. - To dla niej naprawdę trudna sytuacja - powiedział Zhao Ma, profesor współczesnej historii i kultury chińskiej na uniwersytecie w Saint Louis. - Nie ma miejsca na błędy - dodał.
Eileen Gu uczyła się jeździć na nartach na jeziorze Tahoe na granicy stanów Nevada i Kalifornia. Chińskie media często określają ją jako "córkę chińskiej matki i amerykańskiego ojca", czasem wspominając, że jest on absolwentem Harvardu. Nic więcej o nim nie wiadomo. Narciarka nie chce o nim rozmawiać. Jej matka studiował chemię w Pekinie, od lat pracuje w USA.
Gu mówi biegle po chińsku, od dziecka odwiedzała krewnych i przyjaciół w Pekinie. Matka wychowywała ją w ekskluzywnej dzielnicy Sea Cliff w San Francisco. Przyznała amerykańskim mediom, że mogłaby opowiedzieć o córce, gdyby nie zadawano jej pytań politycznych o Chiny. Agent nowej mistrzyni olimpijskiej Tom Yaps tłumaczył, że rodzina boi się, jak ich historia zostanie zinterpretowana w kraju pochodzenia.
A jest się czego bać. "New York Times" przypomina historię reżyserki Chloe Zhao, która zdobyła Oskara za "Nomadland". Jej wypowiedzi w ojczyźnie zostały jednak odebrane jako "niepatriotyczne". Efekt? Ani "Nomadland", ani najnowsze "Eternals" nie są dziś dostępne w Chinach. Dlatego Eileen Gu chce pozostać neutralna. Często powtarza: "Gdy jestem w USA, czuję się Amerykanką, ale gdy przebywam w Chinach, czuję się Chinką. Jestem dumna ze swojego pochodzenia i amerykańskiego wychowania".
W grudniu po zwycięstwie w prestiżowych zawodach w Kolorado Gu zgodziła się na wywiad. Gdy rozmowa zeszła na Chiny, a nie padły jeszcze pytania o Hongkong, Ujgurów czy zaginięcie tenisistki Peng Shuai, 18-latka szybko zakończyła rozmowę słowami: "Chodzi o to, by wszyscy czuli się jak najbardziej ze sobą zjednoczeni". - Nie sądzę, że jest gotowa zrezygnować ze wszystkiego, co ma w USA - stwierdził profesor Ma.
Gu mieszka i trenuje w Stanach. Nie chce też odpowiadać na pytania o jej status obywatelski. Chińskie prawo nie zezwala na posiadanie podwójnego obywatelstwa, podczas gdy prawo amerykańskie nie pozwala osobom poniżej 16. roku życia na zrzeczenie się obywatelstwa. Gu jako 15-latka miała zostać zarejestrowana jako obywatelka Chin. Miała, ale brakuje oficjalnych informacji, by zrezygnowała z paszportu USA, a zgodnie z przepisami nie mogła zostać obywatelką Chin, dopóki nie przestała być obywatelką Stanów Zjednoczonych.
Gu nigdy nie potwierdziła, czy zrzekła się amerykańskiego paszportu. Międzynarodowy Komitet Olimpijski wymaga od sportowców posiadania paszportu państwa, które reprezentują na igrzyskach. Nawet na tym polu 18-latka stara się balansować między dwoma światowymi supermocarstwami. Nie jest to łatwe. W grudnia USA jako pierwszy kraj ogłosiły bojkot dyplomatyczny igrzysk w Pekinie. Chińczycy odpowiedzieli słowami pogardy i irytacji.
Eileen Gu - lub Gu Ailing - trenuje narciarstwo od trzeciego roku życia. Początkowo miała też wiele innych zainteresowań. Była świetną uczennicą, uzyskała 1580 punktów na 1600 możliwych w SAT - egzaminie dla uczniów amerykańskich szkół średnich. - Jest niesamowicie inteligentna i lubi sprawiać, że narciarze czują się głupio - przyznają jej znajomi. O profesjonalnym uprawianiu sportu zaczęła myśleć dopiero później.
W styczniu 2019, mając zaledwie 15 lat i reprezentując Stany, Gu wygrała we Włoszech zawody Pucharu Świata w slopestyle'u. Amerykańscy trenerzy wiedzieli, że może być gwiazdą igrzysk w Pekinie. Ale nastolatka zdecydowała wtedy o zmianie reprezentacji. W ojczyźnie matki nazywana jest "Żabią Księżniczką" - od zielonego kasku z motywem żaby, który nosiła jako juniorka - lub po prostu "Śnieżną Księżniczką".
- To nie moja rola, by ją osądzać, ale Eileen pochodzi z Kalifornii, a nie z Chin, a jej decyzja wydaje się być oportunistyczna - powiedziała w rozmowie z "New York Post" była mistrzyni narciarstwa dowolnego Jennifer Hudak. I dodała, że bez treningów, do jakich jej młodsza koleżanka miała dostęp w Stanach, nie byłaby tą zawodniczką, którą jest obecnie.
"Rzadko zdarza się, aby czołowy amerykański sportowiec zmieniał reprezentację, a jeszcze rzadziej, by obywatel USA przechodził na stronę Chin. Wielu kwestionowało, czy Gu rozumiała konsekwencje tej decyzji. W mediach społecznościowych nazywano ją "zdrajczynią", oskarżano o motywacje finansowe i zgodę na wykorzystanie jako narzędzia politycznego przez chiński rząd" - czytamy na portalu ESPN.
18-latka może zostać jedną z największych gwiazd igrzysk w Pekinie. Choć zawody w stolicy Chin właściwie już mają jej twarz: na plakatach, w mediach społecznościowych, w chińskiej telewizji państwowej CCTV, która określą ją mianem "idealnego dziecka z sąsiedztwa". Narciarka zapewnia, że nie robi tego tylko dla siebie.
Tłumaczyła, że wybrała Chiny, by pomóc w rozwoju narciarstwa w tym kraju. "Możliwość zainspirowania milionów młodych ludzi w kraju, w którym urodziła się moja mama, to jedyna w swoim rodzaju okazja, aby pomóc w promowaniu sportu, który kocham" - napisała na Instagramie.
"Mam nadzieję, że poprzez jazdę na nartach będę mogła zwiększyć interakcję, zrozumienie i przyjaźń między Chińczykami i Amerykanami" - przyznała z kolei na chińskim portalu Weibo, gdzie śledzi ją już ponad 1,2 mln ludzi. A przed igrzyskami mówiła: - Czuję, że wyjdę na tor, aby zjednoczyć dwa kraje, które uważam za ojczyznę. Dzięki pasji i miłości mam nadzieję zatrzymać ten podział.
Gdy Gu podjęła decyzję o reprezentowaniu Chin, nie było jeszcze pewne, jak zdominuje rywalizację w narciarstwie dowolnym. W styczniu zeszłego roku wywalczyła trzy medale na X Games. Na "ekstremalnych igrzyskach" w ciągu 36 godzin zgarnęła złoto w slopestyle'u, brąz w big air i złoto w super pipe’ie. To był najlepszy występ debiutanta w historii zawodów. Do tego Gu dołożyła trzy medale na zeszłorocznych mistrzostwach świata: złoto w halfpipie oraz slopestyle’u oraz brąz w big air.
- Ma mnóstwo talentu i pasji. Jest pierwsza na treningu i wychodzi jako ostatnia - chwalą ją trenerzy. Pomaga jej także bycie nieustraszoną. - Chce podążać za facetami i wykonywać sztuczki, jakie były dla nich zarezerwowane. Jest przyzwyczajona do wypadków, a to w przypadku kobiet nie jest częste - przyznaje Elihaj Teter, dyrektor sportowy w Wy'East Mountain Academy w rozmowie z "The New York Post". Kilka lat temu Gu miała poważny upadek, doznała silnego wstrząśnienia mózgu. To uraz, który może budzić lęk u sportowców. Nie w przypadku nowej mistrzyni olimpijskiej, która potrafi pokonać strach.
Gu oczarowuje nie tylko sukcesami, ale także znajomością chińskiej kultury czy pekińskim akcentem. Spekulowano nawet, że podczas otwarcia igrzysk może nieść ogień olimpijski. Oczekiwania wobec niej są gigantyczne i wykraczają daleko poza sukces sportowy. - Kiedyś ludzie chcieli być Amerykanami, więc dlaczego nie zaakceptować, że teraz chcą być Chińczykami? - pyta chiński dziennik "Global Times China", opisując historię narciarki.
Przez kilka następnych tygodni każdy ruch Gu będzie analizowany przez Chińczyków i Amerykanów. To, czego nie powie, będzie komentowane równie głośno, jak to, co zrobi. Tym bardziej że w Chinach oczekuje się od sportowców jedynie dobrych wyników i zachowania milczenia, a w Stanach są oni proszeni o opinie na prawie każdy temat: pandemii, mediów, praw człowieka, polityki. - Przesuwanie się na granicy między tymi dwiema kulturami wymaga od Gu takiej sprawności, jak podczas wykonywania niebezpiecznych trików - zauważają Amerykanie. Każdy jej ruch może być bardzo kosztowny, jak w przypadku Peng Shuai.
Tenisistka zdecydowała się przyznać w mediach społecznościowych, że była wykorzystywana seksualnie przez dygnitarza Partii Komunistycznej. Do dziś jej los jest niejasny, a post opublikowany na Weibo był absolutnie bezprecedensowy. - Chińscy sportowcy, gwiazdy filmowe i muzycy muszą milczeć - mówi obrońca praw człowieka Teng Biao, cytowany przez ESPN. - Wiedzą, że jeśli skrytykują partię, stracą wiele - dodaje.
Dlatego przed igrzyskami Gu ograniczyła kontakty z amerykańskimi mediami. Jest w nich prawie nieobecna. Wyjątkiem są jedynie artykuły o modzie i urodzie, gdzie nie oczekuje się od niej odpowiedzi na pytania dotyczące drażliwych tematów geopolitycznych. Czy to się zmieni po zawodach w Pekinie?
Jesienią nowa mistrzyni olimpijska ma zacząć studia w Stanford. Zainteresowanie związane z igrzyskami osłabnie, ale eksperci nie mają wątpliwości, że decyzja o reprezentowaniu Chin wpłynie na resztę jej życia. - 15-latce bardzo trudno jest zrozumieć, co to znaczy zostać obywatelem Chin - mówi Teng. - Gu będzie musiała żyć w atmosferze cenzury przez całe życie - kończy.