Iga Świątek przegrała z Barborą Krejcikovą 7:5, 6:7, 3:6 w niedzielnym finale turnieju w Ostrawie. Pasjonujący mecz oglądał z trybun komplet ponad ośmiu tysięcy widzów. Większość stanowili Polacy, mimo że turniej rozgrywano w Czechach i w finale rywalką Igi była Czeszka.
Jak polskich kibiców oceniają organizatorzy zawodów? Pamiętamy, że po wygranym półfinale z Jekatieriną Aleksandrową na pewne nieodpowiednie zachowania fanom zwróciła uwagę Iga Świątek.
Gabriela Załoga: Po sobotnim półfinale Iga powiedziała kilka słów do kibiców i byłam w szoku, jakim echem to się odbiło w polskich mediach. Bo Iga tylko zwróciła ludziom uwagę na pewne rzeczy, a media zrelacjonowały to tak, że zachowanie publiki było skandaliczne. Tymczasem absolutnie nie było tak, że ktoś się musiał za kibiców wstydzić. Ludzi, którzy zaczęli się interesować tenisem, po prostu trzeba edukować, bo na tym sporcie kibicuje się trochę inaczej. Polska to kraj sukcesu, wszyscy u nas podążają za sportem, w którym pojawia się świetny wynik i na pewno teraz w Ostrawie było mnóstwo takich ludzi, którzy byli na tenisie po raz pierwszy. Ale gdy w trakcie półfinału poprosiłam, żeby nie krzyczeli między pierwszym a drugim serwisem, to była duża poprawa. A później to samo powiedziała Iga. I po meczu jej podziękowałam za to wystąpienie.
- Przed finałem było w nas sporo niepewności. Jakiś czas przed meczem pisała do mnie jedna z osób z teamu Igi, że ludzie przyjechali z trąbkami, z wuwuzelami. Myślała, że może dobrze by było, żebyśmy przed meczem coś ogłosili, zasugerowali, że takich akcesoriów lepiej nie używać. Ale przedyskutowaliśmy to w gronie organizatorów i po konsultacjach z supervisorem uznaliśmy, że nie będziemy kreować problemu, dopóki go nie ma. Że zobaczymy, co się wydarzy i ewentualnie będziemy reagować. Tenis ma swoje specjalne zasady, ale też prawda jest taka, że niektórzy łatwo przesadzają i uciszają ludzi bez powodu. Tenisowi jest potrzebne żywiołowe kibicowanie. Przed finałem porozmawiałam z sędzią z Chorwacji, która go prowadziła, sprzedałam jej kilka polskich zwrotów, których w razie czego mogłaby użyć i uznaliśmy, że sobie poradzimy reakcyjnie. W trakcie meczu pytałam ją, czy uważa, że trzeba coś ogłosić, o coś poprosić, a ona mówiła, że jest naprawdę okej. Nie niepokoiła się, bo też ani Iga, ani Barbora nie prosiła ją o żadną interwencję.
- "Proszę o ciszę" opanowała w trakcie śniadania. A więcej tak naprawdę powiedziałabym ja, gdyby było trzeba, bo umówiłyśmy się, że w razie czego będę blisko. Okazało się, że w trakcie meczu był tylko jeden moment, w którym się zastanawiałyśmy czy interweniować. To się działo pod koniec drugiego seta.
- Tak, sama się śmiałam, że mi ucieka pociąg. Zdarzało się, że ktoś krzyczał do Igi, ktoś do Barbory. Zawsze znajdzie się ktoś, kto coś krzyknie. Najgorzej, gdy to się dzieje w momencie, w którym zawodniczka chce wznowić grę. Ale uznaliśmy to wszystko za na tyle normalną rzecz, że nie reagowaliśmy. Żeby w końcu nie zabić atmosfery. Pamiętam jak kiedyś wyglądał turniej w Katowicach. Była grobowa cisza, strasznie się tam sędziowało.
- Wiadomo, że klaskanie po błędzie rywala nie jest kulturalne. Nawet kiedyś na którymś z polskich turniejów prosiłam jako sędzia, żeby publiczność czegoś takiego nie robiła. Oczywiście słabe są też reakcje typu "ojej, ojej!" w trakcie wymiany, gdy komuś się wydaje, że zawodniczka nie dojdzie do piłki. A najgorsze jest, gdy ktoś sędziuje z trybun i zmyla zawodnika, na przykład wykrzykując aut. Ale tenisiści na najwyższym poziomie potrafią sobie z tym wszystkim radzić. Iga nawet powiedziała, że ona jest tak mocno skoncentrowana, że jej to wszystko nie przeszkadza. Iga tylko uwrażliwiła ludzi, żeby nie robili czegoś, co jest nieeleganckie wobec jej rywalki. Ale okrzyk "Iga, kończ, bo mi PKS ucieknie" to tylko zwykły żart. Taki jak kultowe pytanie "Steffi, czy wyjdziesz za mnie?" rzucone z wimbledońskich trybun do Steffi Graf.
- Tak było! To są po prostu fajne, zabawne sytuacje.
- Problemy pojawiają się zawsze wtedy, gdy nowa publiczność zaczyna się tenisem interesować. Musi minąć trochę czasu, zanim ci ludzie się nauczą, że czegoś nie wolno, że coś bardzo przeszkadza. W Polsce mamy teraz falę popularności tenisa i uczymy się, jak dobrze kibicować. Jeszcze raz powiem o turnieju, który kilka lat temu mieliśmy w Katowicach. Tam ludziom powiedziano, że trzeba kibicować zupełnie inaczej niż na siatkówce. Tak im powtarzano, że tenis lubi ciszę, że wszyscy bali się odezwać i kiedyś nawet mówiłam organizatorom, że przydałby się taki wodzirej, jakiego zatrudnia się na siatkarskie mecze, żeby tym ludziom pokazał, że jednak wolno im się bawić na tenisie, tylko żeby nauczył ich, jak się bawić. Generalnie dużo lepiej jest pozwolić ludziom żywiołowo dopingować i ewentualnie im wytłumaczyć, że czegoś nie powinni robić, niż kazać im być cicho.
Zawsze bardzo lubiłam sędziować w Australii, bo tam jest dużo żywiołowych reakcji. I choć zdarzają się takie, które przeszkadzają, to okazuje się, że nawet piosenki śpiewane o sędziach mogą zafunkcjonować i nic się nie dzieje. Tam ludzie się tak dobrze bawią, są tak wyluzowani, że czasami ktoś mówi "O rety, zachowują się, jakby byli pijani". A wiem, że alkoholu albo w tym nie ma, albo jest bardzo niewiele.
- Szczerze: nie mam takiego skojarzenia, że US Open to szczególnie trudny turniej ze względu na kibiców. Jasne, że zdarzały się różne rzeczy na meczach bohaterki miejscowych kibiców, ale to się dzieje wszędzie. We Francji jak grają Francuzi, to normalną rzeczą są gwizdy na rywali. Dla mnie francuska publiczność jest trudniejsza od amerykańskiej. Ale generalnie w Hiszpanii trudno się prowadzi mecz Hiszpana czy Hiszpanki, we Włoszech Włocha i Włoszki itd.
- Tak i wszystko działo się wokół tej afery. Wygrał ktoś inny, a wszyscy przeżywali awanturę Sereny.
- Nie miałam. Szybko nauczyłam się, czego nie robić.
- Nie mówić tego, czego ludzie nie chcą usłyszeć. Do kibiców trzeba przemawiać tak, żeby to ich zaciekawiło. Wtedy to do nich trafi. Miałam kiedyś taki mecz, w którym przestała działać tablica wyników. Ludzie zaczęli szemrać i w końcu krzyczeć, że nie znają wyniku, bo zepsuła się tablica. Wtedy powiedziałam: "Proszę państwa, zdaję sobie sprawę z tego, że tablica nie działa. Nasi technicy nad tym pracują, natomiast ja dla państwa komfortu po każdym punkcie podaję wynik". Żartem zwróciłam im uwagę na to, co przecież sędzia zawsze robi. Odwróciłam ich uwagę od tej tablicy, pokazałam, że tablica to na meczu tenisa nie jest świątynia. Albo zdarzało się reagować na dzwoniący komuś telefon tak, żeby podziałało. Zwykłe powiedzenie "proszę o wyłączenie telefonu" jest nudne, dużo lepszy efekt da coś w rodzaju: "proszę państwa, jeśli ktoś z państwa nie wie, jak wyłączyć telefon, to proszę zapytać jak to zrobić osobę siedzącą obok". Takie rzeczy ludzie chwytają, zaśmieją się, rozluźnią i to zadziała. Sędzia musi czasem przykuć uwagę.
- Że byli fantastyczni. Ujęło nas wszystkich choćby to, że ktoś przynosił do hotelu tiramisu i prosił o przekazanie deseru Idze. Wiadomo, że Iga tego nie jadła, bo nie czas na takie rzeczy w trakcie turnieju i też ona nie może przyjmować niczego z niepewnego źródła, mimo że ktoś na pewno przyrządził wszystko jak najstaranniej. Ale liczy się gest, który dużo mówi o przywiązaniu polskich kibiców. A na meczach momentami halę aż roznosiło. Zwłaszcza na finale, na którym podobno 70 proc. trybun zajęli Polacy, a resztę Czesi. Aż taki głośny doping to wyjątkowa sytuacja dla tenisa. Czechom przypomniały się mecze Pucharu Davisa i Fed Cup. W rozgrywkach drużynowych łatwiej o gorącą atmosferę na trybunach. Od piątku do niedzieli ludzie w Ostrawie byli naprawdę zachwyceni. A dyrektor turnieju - osoba neutralna, Włoszka - na finale siedziała cały czas z uśmiechem od ucha do ucha i później powiedziała, że na takim meczu nigdy wcześniej nie była.