Po porażce na własnym boisku 1:2, krakowianie przegrali w niedzielę w Soligorsku aż 0:3 i pożegnali się z PI już w pierwszej rundzie.
Wczoraj na lotnisku w Balicach trener Majewski nawet nie próbował ukrywać swojego rozgoryczenia. - Nie pamiętam, kiedy Cracovia straciła pięć bramek w dwóch meczach. Może mi panowie przypomną? - rzucił w kierunku dziennikarzy. Majewski soligorską przegraną (0:3) nazwał srogą lekcję, z której trzeba wyciągnąć wnioski.
Spokojniej do sprawy podchodzi Piotr Polczak, obrońca krakowian: - Mecze w rozgrywkach Intertoto nauczyły nas jednego: jeżeli jesteś nieprzygotowany, to lepiej nie graj, nawet z zespołami z II ligi.
Zupełnie inne zdanie ma trener Majewski. Szkoleniowiec uważa, że do momentu podyktowania rzutu karnego dla Szachtiora (70. minuta), rywale nie mieli żadnej sytuacji bramkowej. - Mamy problem z przygotowaniem psychicznym, nie fizycznym. Nie było widać różnicy między drużyną w środku sezonu a Cracovią po 10 dniach treningu. Mecz przegraliśmy w głowach.
W tej sytuacji Marcin Cabaj, bramkarz Cracovii, chciałby rewanżu z Szachtiorem jeszcze przed startem polskiej ekstraklasy. - Nie powiem, że przegraliśmy z lepszą drużyną, tylko z lepiej przygotowaną. Bardzo mi zależało na awansie - podkreśla Cabaj. - Kondycyjnie prezentowaliśmy się nieźle, nie było widać po nas dużego zmęczenia. Najgorzej wyglądała sprawa ze strzałami, których z naszej strony prawie nie było.
W niedzielę Cracovia otrzymała aż sześć żółtych kartek i jedną czerwoną. - Nie mogę sobie szukać dodatkowych przeciwników, mam myśleć, jak pokonać rywala, a nie walczyć z własnymi słabościami - mówił zdenerwowany trener i zapewnił, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Szkoleniowiec nie wykluczył też kar finansowych dla piłkarzy. Nieoficjalnie za każdą żółtą kartkę zawodnicy będą musieli zapłacić po dwa tysiące złotych.
Jeśli tak się stanie, to najgłębiej do kieszeni będzie musiał sięgnąć Cabaj. Został wyrzucony z boiska trzy minuty po regulaminowym czasu gry, za drugą żółtą kartkę. Bramkarz ze złości po utracie trzeciej bramki wykopał piłkę w trybuny. Pierwsze upomnienie zobaczył za dyskusję z arbitrem przed wykonaniem jedenastki. - Strzelec gola ustawił sobie piłkę obok wyznaczonego punktu, ponoć w samym środku był dołek. Ale co mnie to obchodzi? Piłka ma stać na wapnie, dyskutowałem z sędzią po angielsku, rosyjsku i po polsku, widać nie zrozumiał, o co mi chodzi.
Chwilę później bramkarz krakowian posypał jednak głowę popiołem. - Kartkę biorę na siebie, zrobiłem głupotę.
Na lotnisku w Balicach piłkarze "Pasów" minęli się z zawodnikami Wisły, którzy lecieli na obóz do austriackiego Bad Waltersdorf. Piłkarze Cracovii jak jeden mąż wstydzili się za postawę w Pucharze Intertoto. - Jak oglądałem Białorusinów na kasecie, to zastanawiałem się, czy będzie trzy, czy cztery zero dla nas. Rywale szybko sprowadzili nas na ziemię - zaznaczył Cabaj. - Jak tylko przeciwnicy odebrali nam piłkę, to od razu jechali z kontrą, stąd dwie bramki w ostatnich minutach. Nasi obrońcy stali na środku i nadziewaliśmy się na ataki trzech na jednego.
Po spotkaniu trener Majewski nie rozmawiał z piłkarzami. Wieczorny finał mistrzostw Europy każdy oglądał sam we własnym pokoju.
W Krakowie prosto z czarteru ekipa "Pasów" wsiadła do autokaru, którym udała się na zgrupowanie w Murskiej Sobocie. Trzech piłkarzy z konieczności zostało pod Wawelem i ich wyjazd do Słowenii stoi pod znakiem zapytania. Marcin Krzywicki ma poważny uraz mięśnia przywodziciela, Dariusz Pawlusiński po nieszczęśliwym upadku na głowę przeszedł badanie szyjnego odcinka kręgosłupa, a Bartłomiejowi Dudzicowi grozi nawet miesiąc przerwy z powodu kontuzji nogi. Na obóz pojechało za to kilku graczy Młodej Ekstraklasy: Jakub Kaszuba, Mateusz Klich, Tomasz Baliga, Łukasz Uszalewski, Maciej Łuczak i Mateusz Urbański.
W środę Cracovia zmierzy się z Hajdukiem Split, a 9 lipca na koniec zgrupowania zagra ze słowackim Rużomberkiem.
- Treningi po takiej klęsce nie należą do przyjemnych. Ale cóż, czeka nas dużo pracy - podkreśla Polczak.