Rok temu w ZakopanemDawid Kubacki zajął drugie miejsce, minimalnie przegrywając z Halvorem Egnerem Granerudem. Zwłaszcza po konkursie indywidualnym czuliśmy, że tylko przez pecha nie wysłuchaliśmy u siebie "Mazurka Dąbrowskiego". Wtedy sam Granerud mówił po wszystkim, że on miał szczęście do wiatru, a Dawid został puszczony na stracenie w bardzo trudnych warunkach. Dziś o takim pechu możemy tylko pomarzyć.
W piątek na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi zaczął się ostatni etap PolSKIego Turnieju. Po zawodach w Wiśle i Szczyrku (tam rozegrano tylko kwalifikacje, a konkurs odwołano z powodu zbyt silnego wiatru) w stolicy polskich Tatr ten mini cykl się skończy. Czy chociaż na koniec nasi skoczkowie pokażą coś więcej, niż pokazują przez cały sezon?
Wielkich nadziei nie powinniśmy sobie robić. Choć gdyby w niedzielę Kubacki powtórzył wyniki z piątkowych treningów, to już byłoby coś. W obu seriach najlepszy tego dnia z Polaków był dziewiąty. A jeszcze w żadnym konkursie tej zimy nie mieliśmy swojego skoczka w top 10.
W kwalifikacjach Kubacki wypadł trochę gorzej, zajął 18. miejsce. Ale jest zadowolony. "Czy to jeden z twoich lepszych dni tej zimy?" - zapytał go jeden z dziennikarzy w strefie mieszanej. "Jak nie najlepszy" - odpowiedział Dawid. Dlaczego tak sądzi?
- Trzy na trzy skoki były w bardzo solidnym zakresie, jeśli chodzi o jakość. Oczywiście to nie były super skoki, ale bardzo solidne i z tego jestem zadowolony. Robotę, którą na dzisiaj sobie przygotowaliśmy z trenerem, na skoczni zrobiłem, zadziałało to bardzo przyzwoicie, więc to jest duży pozytyw. I od jutra można pracować dalej - wyjaśnia Kubacki. - Metrowo też całkiem przyzwoicie to wyglądało [uzyskał kolejno 136, 128,5 i 135 m] i to jest fajne, bo mimo że wiaterek był cały czas w plecy, to dało się trochę polatać - dodaje.
Sumując wszystkie wyniki z piątku i wyciągając z nich średnie noty, Kubacki był 14. zawodnikiem dnia. Z niewielką stratą do top 10.
Oczywiście z tego powodu w Zakopanem nie strzelają szampany. Ale w tak mizernym sezonie z utęsknieniem czekamy na każdy sygnał zwyżki formy u któregokolwiek z naszych skoczków. Kubacki czeka na to u siebie. A właściwie nie czeka, tylko pracuje. I podkreśla, że zachowuje przy tym spokój i jest cierpliwy. Pytany, czy w sobotę (wtedy odbędzie się konkurs drużynowy) będzie chciał dołożyć jakieś kolejne elementy do swoich skoków, mówi: - Nie byłbym skłonny, żeby za dużo dokładać, bo nie ma co za dużo mieszać. Te skoki wymagają troszeczkę czasu, żeby automatyzm się wdrożył, bo to jeszcze na pewno nie jest skakanie na automacie. Te skoki wymagają jeszcze jednak mojej kontroli i uwagi, przez to też nie ma aż tak fajnej energii z progu. Ale jeszcze kilka takich skoków i automatyzm się zacznie pojawiać i wtedy będzie można myśleć nad innymi elementami. A też jak skoki zaczynają wchodzić w coraz lepszy automatyzm, to nic nie trzeba poprawiać, bo to się samo dzieje.
W sobotniej drużynówce (godzina 16, relacja na żywo na Sport.pl) Kubacki wystąpi razem z Kamilem Stochem, Aleksandrem Zniszczołem i Pawłem Wąskiem (kolejność: Stoch, Wąsek, Zniszczoł Kubacki). Niespodzianką jest brak w składzie Piotra Żyły, który w piątek na Wielkiej Krokwi miał duże problemy - w treningach był 28. i 54., a w kwalifikacjach - 30.
Żyła w rozmowie z dziennikarzami żartował, że wyrzuci do lasu belkę startową. Tłumaczył, że ta w Zakopanem jest dla niego wyjątkowo niewygodna, przez co ma on duże problemy z dobrym ustawieniem się na dojeździe do progu.
- Belka? Mnie pasuje. Nie wiem co on chce od niej - uśmiechał się Kubacki. A na żartobliwą uwagę, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, odpowiedział: - Tego to ja nie powiedziałem! Bo ja się później będę musiał z nim widzieć! Jest może troszkę wysoko, ale każda belka ma troszeczkę inny kształt, inne wysokości, szerokości - ja nie widzę żadnego problemu.
Komentarze (21)
Kubacki stanął przed dziennikarzami i ogłosił. Te słowa nie pozostawiają wątpliwości