Kamil Stoch otwarcie o problemie polskich skoków. "Trzeba o tym mówić"

- Jako nacja przespaliśmy moment, w którym warto było zainwestować w kobiece skoki, szukać i szlifować talenty - powiedział w TVP Sport Kamil Stoch, który w poniedziałek w konkursie mieszanym na skoczni normalnej zajął z polską drużyną szóste miejsce.

Kinga Rajda (80,5 i 73,5 metra), Nicole Konderla (75,5 i 72,5 metra) oraz Dawid Kubacki (96 i 101 metrów) i Kamil Stoch (99,5 i 102,5 metra). To polska czwórka w konkursie skoków mieszanych, która w poniedziałek w zawodach olimpijskich na skoczni normalnej w Zhangjiakou zajęła szóste miejsce. Za Austrią, Japonią, Kanadą, Rosją oraz Słowenią, która sięgnęła po złoty medal.

Zobacz wideo Kubacki potrafi wstawać z kolan. "Większość zawodników by się nie podniosła"

Kamil Stoch: Uważam, że trzeba o tym mówić

- Powiedz mi, czy wy jako ciągnący ten mikst czujecie trochę niedosyt - zapytał Stocha reporter TVP Sport, który od razu do swojego pytania wtrącił wyjaśnienie: - Nie nakłaniam cię absolutnie do jakichś trudnych wypowiedzi, tylko pytam o ciebie personalnie.

- Ja rozumiem, ale uważam, że trzeba o tym mówić, bo jako nacja - mówię ogólnie, bo nie ma sensu teraz nikogo tutaj wytykać palcami - przespaliśmy moment, w którym warto było zainwestować w kobiece skoki, szukać i szlifować talenty. Może teraz moglibyśmy walczyć jak równi z równymi z takimi drużynami jak Rosja czy Kanada. Tym bardziej przy takim konkursie jak dzisiaj, kto wie, co by się wydarzyło? - przyznał Stoch.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

I od razu dodał: - Ale z drugiej strony każdy walczy. Dlatego nie chcę tutaj mówić: "o jejku, jakie mamy kiepskie dziewczyny". Dały z siebie wszystko. Awansowaliśmy do drugiej serii, nie jest to co prawda szczyt naszych marzeń, ale każdy starał się, jak mógł.

Stoch byłby blisko brązowego medalu

Gdyby to był konkurs indywidualny, Stoch w poniedziałek zająłby czwarte miejsce, od brązowego medalu dzieliłby go tylko punkt. Ale to nie był konkurs normalny. To w ogóle był dziwny konkurs, bo już w pierwszej serii zawodów były aż trzy dyskwalifikacje czołowych zawodniczek za nieregulaminowy kombinezon: Japonki Sary Takanashi, Austriaczki Danieli Iraschko-Stolz oraz Niemki Kathariny Althaus. Wszystkie skoczkinie zdyskwalifikowała polska kontrolerka Agnieszka Baczkowska. W drugiej serii to samo spotkało z kolei dwie Norweżki: Annę Odine Stroem oraz Silje Opseth.

Polki w poniedziałek spisały się słabo. "Są najgorszymi skoczkiniami narciarskimi na świecie. To fakt potwierdzony wynikami igrzysk olimpijskich w Pekinie. W sobotę, w konkursie indywidualnym, nie przekroczyły nawet granicy 70. metra na normalnej skoczni w Zhangjiakou. Jak kadra Łukasza Kruczka znalazła się w tym miejscu? To konsekwencja złych decyzji, rozpadu drużyny i wewnętrznych konfliktów" - tłumaczył ostatnio na Sport.pl dziennikarz i ekspert od skoków narciarskich Jakub Balcerski >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA