Skandalista, alkoholik i dopiero na końcu skoczek. Tym gestem przeszedł do historii

Jakub Balcerski
Mija jedenaście lat, odkąd po fatalnym skoku w konkursie w Ruce Harri Olli pokazał do kamery środkowy palec i został zdyskwalifikowany. Gest stał się symbolem końca kariery wielkiego talentu fińskich skoków. Nigdy nie wrócił już do dobrej formy, choć wcześniej zdobył nawet medal mistrzostw świata. - Niestety, wybrał inną drogę - mówi Sport.pl ówczesny trener fińskiej kadry, Pekka Niemelae.

2007 rok. Harri Olli, wieczny talent fińskich skoków narciarskich, który od pięciu lat nie mógł przekuć tytułu mistrza świata juniorów na wyniki w Pucharze Świata, osiąga największy sukces w karierze. Zostaje wicemistrzem świata na Okurayamie w Sapporo, choć w PŚ nie stał jeszcze na podium. Tu zgarnia srebro zaledwie 0,2 punktu za wielkim Simonem Amannem w swoim debiucie w mistrzostwach świata. 

Zobacz wideo Falstart polskich skoczków w Pucharze Świata. Czy są powody do obaw?

Dziesięć lat później Olli po raz ostatni próbuje wrócić na skocznię i ostatecznie kończy karierę. Mówi, że już nie jest tym samym głupio zachowującym się młodym, któremu odbiło i nie zależy na sporcie. Mógł  w nim dosięgnąć szczytu, ale wszystko zaprzepaścił. Pewnej łatki, przypiętej zresztą słusznie, się już nie pozbędzie.

Impreza, alkohol, a potem lot na ponad 200 metrów. Ale forma ulatywała z kolejnymi skandalami

Fińskie media najwięcej pisały o alkoholowych wybrykach skoczka w 2008 roku. Wówczas wrócił z imprezy tak pijany, że nawet nie pamiętał, w którym hotelu zatrzymała się jego kadra. Poszedł praktycznie prosto na skocznię. I to mamuta w Oberstdorfie, gdzie odbywały się mistrzostwa świata w lotach narciarskich. I tak potrafił skoczyć ponad 200 metrów. Zawsze twierdził, że jego charakter, zadziorność i talent wystarczą. 

Halvor Egner Granerud podczas kwalifikacji w Ruce To dlatego Granerud "oddał" miejsce w konkursie Zniszczołowi. Pogrążył go jeden błąd

Jego wyniki faktycznie były lepsze, niż kiedykolwiek. Nic nie robił sobie z wyrzucenia z kadry narodowej po skakaniu tuż po balandze w zawodach Letniego Grand Prix, które zresztą wygrał. Zimą wygrał pięć konkursów, był w czołówce klasyfikacji generalnej PŚ, a na mamucie w Oberstdorfie bił nawet rekord skoczni niebotycznym lotem na 225 metrów. Miał być spokojniejszy, nie szaleć. Ale skandale się nie skończyły, bo rok później dwukrotnie stracił prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. I forma uleciała wraz z pojawieniem się kolejnych ekscesów. 

Harri Olli nikogo nie chciał się słuchać. "Problemy odbijały się na dyspozycji"

- Kiedy zacząłem pracę z kadrą wiosną 2010 roku Harri Olli po prostu nie był zawodnikiem fizycznie gotowym na Puchar Świata. Dlatego nie odnosił już sukcesów - mówi Sport.pl trener reprezentacji Finlandii w latach 2010-2014, Pekka Niemelae. - Jego osobiste problemy oczywiście odbijały się na jego dyspozycji. Ale głównym zarzutem było to, że podczas testów sprawnościowych nie uzyskał wyniku, którego wymagamy od zawodników powoływanych do kadry narodowej. Był sfrustrowany i nie miał odpowiedniego balansu, żeby osiągnąć taki sukces, jak w poprzednich latach, gdy był młodszy. Wtedy wszystko wyglądało inaczej - opisuje szkoleniowiec.

Niemelae próbował wskazać Olliemu rozwiązanie jego problemów: powrót do regularnych treningów. Ale ten czasem nie potrafił stawić się nawet na zgrupowaniu kadry. Tłumaczył, że będzie trenował indywidualnie z innym szkoleniowcem. Później i jego się pozbył i nie było wiadomo, co właściwie robi. Wszystkim się sprzeciwiał. Janne Vaatainenowi potrafił nawet grozić śmiercią. - Rozmawialiśmy ze sobą i mieliśmy nie tylko trudne, ale też dobre i pożyteczne spotkania. Starałem się przekonać go do normalnego treningu i wskazać, że talent nie wystarczy mu do zachowania miejsca w czołówce Pucharu Świata. Miałem nadzieję, że zrobi to, co dla niego najlepsze. Ale ze względu na słabą formę fizyczną już nigdy nie wrócił na tak wysoki poziom. Chciałem, żeby sam zdecydował, że trening zaprowadzi go na szczyt. Niestety, wybrał inną drogę - ocenia Niemelae.

Środkowy palec w Ruce. "To nie był jednorazowy gest. Było więcej takich zachowań wewnątrz zespołu"

Sezon 2010/2011 Olli rozpoczął w fatalnym stylu. 28 listopada 2010 roku zakwalifikował się do pierwszej serii konkursu w Ruce, ale w niej po błędzie na progu spadł na zaledwie 77. metr. Miał co prawda mocny, niesprzyjający wiatr z tyłu skoczni, ale wiadomo było, że jego słaba dyspozycja to nie tylko kwestia warunków na skoczni. Skoczek chyba nie chciał tego jednak przed sobą przyznać. Przed innymi też nie. Gdy po skoku w jego kierunku skierował się kamerzysta pracujący dla oficjalnego przekazu zawodów, Olli najpierw skierował w jego stronę ironicznie pokazany kciuk w górze, który po chwili zastąpił środkowy palec.

 

Po zdarzeniu Olli ostro wypowiadał się w mediach, atakował organizatorów, ale też sztab kadry i innych zawodników. Z konkursu został zdyskwalifikowany i przez blisko dwa miesiące nie zawitał na zawody najwyższej rangi. Wielu twierdziło, że zdecydował o tym Pekka Niemalae. - W zasadzie to FIS zakazał mu startu w kolejnych zawodach Pucharu Świata za ten gest. Bo widziały to miliony widzów przed telewizorami. Możliwe, że media i Olli na początku myśleli, że osobiście wyrzuciłem go za to z kadry. Naturalnie, zgodziłem się, że zrobił coś niewłaściwego i trzeba mieć jakieś ograniczenia w takich zachowaniach. Złość była naturalna, ale szacunek jest kluczowym aspektem w każdym sporcie - wskazuje trener.

- Harri wściekał się wtedy nie tylko dlatego, że może nieco gorzej mu powiało i spadł na bulę. Był zły, bo nie potrafił wejść na wyższy poziom swoich skoków. Pokazał frustrację tym środkowym palcem do telewizji. Nie wiem, może pokazywał go nawet do jury. I tak. Było więcej takich zachowań wewnątrz zespołu. To nie był tylko jednorazowy gest, żeby zobaczyli go widzowie - zdradza Niemelae. 

Sprzęt nie dojechał. Polscy skoczkowie mają wymówkę po nieudanych kwalifikacjach Sprzęt nie dojechał. Polscy skoczkowie mają wymówkę po nieudanych kwalifikacjach

"Skąd braki w treningu? Lepiej nie będę o tym mówił". Olli skończył być sportowcem

- Nigdy jednak nie zamknąłem mu drzwi do kadry - dodaje Fin. - Zawsze miał możliwość powrotu. Nawet dostawał szanse w Pucharze Kontynentalnym, czy PŚ w Sapporo. Ale problem wciąż nie zniknął. Skoro był słabo przygotowany i tego nie nadrobił, to jak miał dobrze wypaść? Miał poważne braki w treningach. Skąd? Lepiej nie będę o tym mówił. To jego osobista sprawa - kwituje.

- Do kadry narodowej trenerzy zawsze wybierają najlepszych zawodników. To naprawdę takie proste. A Harriego nie było wtedy w czołówce fińskich skoczków w treningach, czy zawodach. Dostał zatem szansę odbudowania formy, był w tym samym rzędzie, co inni. Nie wykorzystał tego - ocenia Niemelae. - Nasza relacja pozostawała względnie dobra. Czułem, że bardziej konfrontujemy się w wypowiedziach medialnych, niż w rzeczywistości. Mógł oczywiście wybrać inny sposób na odpowiedzi dla dziennikarzy. Jeśli chciał ich uniknąć, to raczej negatywne zachowanie przed kamerami nie mogło temu posłużyć - twierdzi.

Po zakończeniu sezonu Olli miał już dość skoków. Podjął decyzję o zakończeniu kariery. Próbował wrócić do nich dwukrotnie. W 2015 roku zdobył jeden punkt Pucharu Świata, ale już rok później ponownie rezygnował ze skakania. W 2017 nie dał sobie jednak nawet szansy na występ na arenie międzynarodowej. Jego kariera skończyła się pozwaniem fińskiego związku, który rozwiązał z nim kontrakt. To ze względu na nielegalny udział Olliego w reklamie, na którą nie zgodzili się działacze. Przegrał proces i musiał zapłacić federacji 12,4 tysięca euro. 

Marita Kramer podczas lotu w Niżnym Tagile Tak rywali deklasował tylko Małysz! Największa przewaga w historii PŚ i rekord skoczni Kramer [WIDEO]

Skończył być sportowcem. Przez wiele miesięcy był jego marną podróbką. Mówił, że chciał się dokształcić i zostać lekarzem. Kolejnych informacji z jego życia prywatnego nie brakowało. Zapewniał, że się zmienił, ale prawie nikt mu nie uwierzył. Olli nie zdecydował się zresztą nigdy wypowiedzieć dla mediów w szerszej rozmowie. Może wtedy przedstawiłby inny obraz swojej kariery i osobistych problemów. Inaczej nadal będzie się go pamiętać jako zmarnowany talent, który nie poradził sobie sam ze sobą.

Więcej o: