- Dwa tygodnie temu zaczęliśmy mocniej trenować, intensywniej. I w ostatnich meczach wyglądaliśmy lepiej. Po remisie 1:1 w Neapolu mamy niedosyt. Ale jesteśmy na fali wznoszącej, gramy coraz lepiej i myślę, że właśnie przyszedł moment, w którym pokażemy, że możemy rywalizować z każdym - mówił kilka dni temu Robert Lewandowski.
Polski napastnik udzielił długiego wywiadu TVP Sport. Mówił w nim o tym, że zmienił swoje podejście do treningów. Sugerował nawet, że być może napastnicy - podobnie jak bramkarze - powinni być traktowani bardziej indywidualnie. Dużo chwalił selekcjonera Michała Probierza, zapewniał, że pojedziemy na Euro, ale też podkreślał, że w Barcelonie czuje się wyśmienicie. Jakby chciał zaprzeczyć wszystkim plotkom, że po sezonie miałby gdzieś stąd odchodzić.
Te plotki cały czas się pojawiają, bo Barcelona wciąż znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. A pensja coraz starszego Lewandowskiego, która w kolejnym sezonie jeszcze wzrośnie, może być dla niej ciężarem. Hiszpańskie media w ostatnich dniach zwracały na to uwagę, ale też podkreślały, że ten ciężar nie musi być aż tak duży. Że wiele w tym wypadku zależeć będzie od wtorkowego meczu z Napoli w Lidze Mistrzów, który może dać szokujący efekt przede wszystkim dla klubowej kasy.
"Wszyscy za jednego. To będzie najważniejszy mecz sezonu" - zapowiadał spotkanie z Napoli kataloński "Sport". Najważniejszy, bo jego stawką był nie tylko awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, lecz także duże pieniądze za grę w klubowych mistrzostwach świata, które od przyszłego roku zmieniają formułę. Łącznie - jak wyliczali w ostatnich dniach hiszpańscy i włoscy dziennikarze - to zarobek około 60 mln euro. Pieniądze, które we wtorek można było podnieść z boiska. W Hiszpanii liczyli, że pomoże w tym przede wszystkim doświadczenie Lewandowskiego, który w Lidze Mistrzów jest jednym z najskuteczniejszych piłkarzy w historii (93 bramki).
Lewandowski na przełomie lutego - po słabym styczniu i blisko dziesięciu godzinach bez gola - w końcu się przełamał. W trzech poprzednich spotkaniach bramki co prawda nie zdobył, a w weekend przeciwko Mallorce usiadł nawet ławce. O jego słabej formie w Hiszpanii nikt jednak ostatnio nie dyskutował. Bo i Barcelona zaczęła grać lepiej, i Lewandowski też sam zaczął notować liczby. Z Mallorcą pojawił się na boisku na ostatnie pół godziny. I to wystarczyło, by zaliczył asystę przy zwycięskim golu Lamine'a Yamala - szóstą w tym sezonie La Liga i już trzecią w tym roku.
Xavi szybko wyjaśnił, że w meczu z Mallorcą celowo posadził Lewandowskiego na ławce, by odpoczął przed spotkaniem z Napoli. We wtorek Polak grał już od pierwszej minuty. I od razu - zaraz po rozpoczęciu gry - sprintem ruszył w kierunku Juana Jesusa i próbował odebrać mu piłkę. Jako jedyny. Jakby chciał wszystkim pokazać, że to właśnie musi być taki mecz, w którym rządzić będzie wysoki pressing i ciągłe naciskanie na przeciwnika.
No i Barcelona naciskała - to momentami był szaleńczy pressing, szczególnie na początku, gdy piłkarze Xaviego szybko odbierali piłkę. Ale też po przechwycie zdarzały im się proste błędy. Już w czwartej minucie Lewandowski wymachiwał rękami. Był zły na Andreasa Christensena, że z własnej połowy zagrał niedokładnie w jego kierunku.
Nie o taką akcję chodziło Lewandowskiemu, ale po takich we wtorek Barcelona też była groźna. I skuteczna, bo po niespełna kwadransie prowadziła z Napoli już 2:0. Gdy w 15. minucie Fermin Lopez zdobył pierwszą bramkę, Lewandowski od razu zacisnął pięści. Gdy w 17. Joao Cancelo dobijał piłkę odbitą od słupka po strzale Raphinhi, szeroko rozłożył ręce. Z obu goli się cieszył i przy obu też miał swój udział, bo przy pierwszym trafieniu Lewandowski sprytnie przepuścił piłkę, a przy drugim ściągnął na siebie uwagę obrońców.
Widać było jednak, że chce więcej. Chce coś dołożyć do siebie. W 28. minucie Lewandowski znowu rozłożył ręce, gdy Ilkay Gundogan nie podał mu piłki i oddał strzał, który został zablokowany przez obrońców. A chwilę później skrzywił się, gdy w polu karnym sam nie doszedł do piłki. Barcelona w tym momencie prowadziła już tylko 2:1, bo w 30. minucie kontaktową bramkę dla Napoli zdobył Amir Rrahmani.
W pierwszej połowie Lewandowski oddał tylko jeden niecelny strzał. W drugiej było lepiej, i to mimo że Barcelona grała gorzej. Już nie miała aż tylu sił, by atakować wysokim pressingiem. Długimi fragmentami się broniła - momentami wręcz rozpaczliwie we własnym polu karnym - bo Napoli przejęło kontrolę, robiło dużo, by odrobić bramkę straty i doprowadzić do dogrywki.
Tak było do 83. minuty, bo wtedy Lewandowski trafił praktycznie do pustej bramki po kapitalnej akcji i idealnym odegraniu Sergiego Roberto. To był jego drugi celny strzał w tym meczu. Pierwszy, po którym Barcelona nieco się przebudziła, oddał w 68. minucie. Polak uderzył wtedy głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Alex Mertet sobie z nim poradził i choć po chwili piłka nawet wpadła do siatki, to gol nie został uznany - VAR potwierdził, że Yamal był na spalonym.
Gol Lewandowskiego w końcówce dał drużynie Xaviego coś najważniejszego - spokój. Nawet nie tyle w tym meczu, ile w kolejnych tygodniach. Dla Barcelony to pierwszy awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów od czterech lat. Nadal walczy na dwóch frontach. Także o mistrzostwo Hiszpanii, gdzie w tej chwili jest trzecia w tabeli - traci do prowadzącego Realu Madryt osiem punktów. To dużo, ale do rozegrania zostało jeszcze dziesięć kolejek. W najbliższej kolejce (w niedzielę o 21) Barcelona zagra na wyjeździe z Atletico Madryt. Wcześniej, bo już w piątek w samo południe, pozna kolejnych rywali w Lidze Mistrzów - w ćwierćfinale i później ewentualnie w półfinale.
Komentarze (7)
Lewandowski znowu wymachiwał rękami. Ale to było ważniejsze. Szokujący efekt