Mikrofon przejął dziennikarz z Sudanu, zapowiedział, że trochę mówi po francusku. Zaczął, a Deschamps jednak potrzebował wsparcia tłumacza. - Halo, halo… Puk, puk… - uderzał palcem w słuchawkę, gdy pomoc nie nadchodziła. - Możesz powtórzyć? - poprosił dziennikarza. Pytanie dotyczyło Roberta Lewandowskiego i planu, jaki mają Francuzi, by go zatrzymać.
- W przypadku Lewandowskiego trzeba jak najbardziej ograniczać jego wpływ na mecz. Separować od zespołu, nie dawać mu grać. Jest bardzo utalentowany, świetny technicznie i doskonale korzysta na boisku ze swojego ciała. Każdy ma na niego plan, a on i tak strzela gole. W poprzednich meczach nie dostawał jednak piłki zbyt często - zauważył Deschamps. W spotkaniu z Argentyną najlepsza w odseparowywaniu Lewandowskiego była bowiem Polska, która właściwie nie istniała w ataku i przez cały mecz nie oddała ani jednego celnego strzału. - Cały czas musimy być czujni, bo jemu wystarczy jedna sytuacja w meczu - przekonywał francuski selekcjoner.
Wcześniej w sali konferencyjnej w centrum medialnym w Dosze pojawił się Hugo Lloris, bramkarz Tottenhamu i kapitan Francji, mistrz świata sprzed czterech lat. - Zaczyna się zupełnie inny etap tego turnieju. Grasz dalej albo pakujesz walizki. Presja rośnie, emocji przybywa. Psychika będzie teraz odgrywała znacznie ważniejszą rolę niż dotychczas. My chcemy pozostać tutaj jak najdłużej i zrobimy w tym celu wszystko. Zespół dobrze się czuje, jest w dobrym momencie, ale jeszcze może się rozwinąć. Na tym etapie, o tym kto awansuje, decydują już najdrobniejsze szczegóły. Musimy wykorzystać pełnię naszych umiejętności, ale żeby to zrobić, musimy też mieć trochę luzu i spokoju. Nigdy nie zrealizujesz wszystkich zadań ani nie będziesz skuteczny, jeśli będziesz spięty - tłumaczył.
On także był pytany o swoje starcie z Lewandowskim, pochwalił go, ale komplementów nie szczędził też Wojciechowi Szczęsnemu. - Lewandowski to jeden z najlepszych napastników na świecie. Już od wielu lat tak jest. Jest bardzo ważny dla Polski, bo to drużyna, która dobrze broni, która lubi się męczyć w ten sposób i jeszcze z przodu ma jego, dlatego w każdej chwili może ci zagrozić. Ma też Szczęsnego - świetnego w tym turnieju. Gratuluję mu, bo broni znakomicie. Także dzięki niemu Polska wciąż jest na mistrzostwach - uważa.
Jeszcze zanim za konferencyjnym stołem zmienił go Deschamps, francuscy dziennikarze wrócili do meczu 1/8 finału ze Szwajcarią z ostatniego Euro. Kwadrans przed końcem meczu prowadzili 3:1, ale w ostatnich minutach stracili dwie bramki i ostatecznie przegrali 4:5 w rzutach karnych. Potencjał reprezentacji Polski wydają się oceniać podobnie, ten sam jest też etap turnieju, co naturalnie przywołuje złe wspomnienia. - Dużo rozmawialiśmy po tym Euro. W tak ważnym meczu ani przez chwilę nie możemy czuć się bezpieczni, nie możemy się zdekoncentrować. Jeśli się rozluźnimy, rywal może nad nami górować. Wszystko jest możliwe. Bardzo często powtarzamy sobie w szatni, że niezależnie jak będzie wyglądał mecz, nie możemy tracić koncentracji i grać do końca na tym samym poziomie. To wniosek - powiedział Lloris. A pytany, czy rzuty karne to loteria, stwierdził, że poniekąd tak.
- Mamy oczywiście wszystkie elementy potrzebne do przeprowadzenia analizy, ale w futbolu dużo jest przypadkowości. Czasami otrzymujesz jakieś wskazówki, trenujesz karne, wiesz, kto jak uderza, po czym podchodzi on do piłki i strzela zupełnie inaczej. Jako bramkarz muszę ufać swojemu instynktowi. Każdy ma jakieś swoje tajemnice dotyczące karnych: i piłkarze, i bramkarze. Ale pamiętajcie, że karne to ostateczność, wcześniej jest bardzo dużo czasu, by zamknąć mecz bez nich - uśmiechał się.
Deschamps do sali wszedł uśmiechnięty, jeszcze po drodze żartował z rzeczniczką prasową. Dobry humor nie opuścił go także w trakcie konferencji. Spoważniał tylko na początku, by oddać skalę trudności tych mistrzostw. - To inny etap turnieju. Zupełnie inny! Kompletnie! Najpierw masz trzy mecze i margines błędu, później już musisz wygrywać każdy kolejny. A skala trudności tylko się zwiększa. Teraz stajemy naprzeciwko Polski i musimy być do tego meczu gotowi. Nie myśleć o niczym innym - powtarzał jeszcze kilkukrotnie, zupełnie jakby zwracał się do swoich piłkarzy, a nie dziennikarzy. I on, i Lloris, kładli akcenty na to samo: koncentrację, spokój i przestrzeganie przed zbytnim zadowoleniem - już teraz i w czasie meczu.
Deschamps jednak do spotkania ze Szwajcarią nie chciał wracać. - Odnosicie się do przeszłości, a to nie jest dobre. Ci piłkarze, którzy wtedy tam grali, pamiętają o tym doskonale, więc ja już im o tym nie przypominam. Mamy fazę pucharową innego turnieju, zupełnie innego przeciwnika, część nowych zawodników w naszej kadrze. Ja niczego przed tym meczem nie będę zmieniał. Mam swoje rutyny, działania, które zawsze powtarzam Nie odejdę od nich, bo to by zestresowało moich piłkarzy - tłumaczył.
O Polsce mówił z dużym szacunkiem. Jedno zdanie wydaje się szczególnie ciekawe: "Reprezentacja Polski w poprzednich trzech meczach musiała się bronić i jest w tym bardzo dobra. Jej piłkarze chyba ten styl po prostu lubią" - mówił na podstawie swoich obserwacji. Z jednej strony, taka spójność dobrze świadczy o Czesławie Michniewiczu, który zdołał przekonać wszystkich piłkarzy, by realizowali na boisku jego defensywną i pozbawioną ryzyka wizję. Z drugiej jednak, coraz częściej sami piłkarze powtarzają, że powinni grać bardziej ofensywnie, by w pełni wykorzystywać potencjał najlepszych zawodników tej reprezentacji: Lewandowskiego i Zielińskiego. Wbrew słowom Deschampsa, nie lubią grać w ten sposób.
- Polska ma kilku naprawdę świetnych zawodników ze sporym doświadczeniem. Grali w mistrzostwach świata, w mistrzostwach Europy, najważniejszych meczach Ligi Mistrzów. Szczęsny, Glik, Krychowiak, Zieliński, Lewandowski… Świetni piłkarze. A do tego jest jeszcze kilku młodych, naprawdę dobrych. Trzeba pamiętać o ich dotychczasowych osiągnięciach na tym turnieju. Chociażby Szczęsny odegrał wielką rolę. Moi piłkarze, by wygrać, muszą dać z siebie wszystko. I spokojnie, my też mamy dobrych napastników - uśmiechnął się i w dalszej części konferencji żartował już na okrągło.
- Pewnie, że kocham moich piłkarzy. Wiesz, jako trener muszę ich lubić - śmiał się z jednego z pytań dziennikarzy, które dotyczyło jego relacji z zespołem. - Nie powołałbym zawodników, których nie lubię, bo to by nie działało. Doceniam ich umiejętności, ale muszę ich też poznać i zrozumieć ich myślenie, wiedzieć, jaką mają osobowość. Z większością zawodników znam się od wielu lat, mamy już do siebie spore zaufanie. Ale też wciąż jestem z nimi szczery i mówię im prawdę, co oczywiście czasami im się nie podoba. Wciąż jestem ich trenerem, a na tym ten zawód polega. Nie jestem ich przyjaciele, ojcem, a już na pewno nie dziadkiem, bo tak stary nie jestem! - znów Francuz zaczął się śmiać. - Chociaż… Wiecie co, powołałem tylu młodych piłkarzy, że gdybym wcześnie zaczął, to pewnie i dziadkiem mógłbym być. Ech, mniejsza o to. Zawsze pozostaję do ich dyspozycji, zawsze chcę ich bronić i im pomagać. Myślę, że o tym wiedzą - zakończył.
Mecz Polska - Francja o awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w niedzielę o godz. 16.