Tak gra przyszły mistrz świata. Porażka i strata gola wpisana w tytuł

Dawid Szymczak
Żaden z czterech ostatnich mistrzów świata nie wychodził z grupy z kompletem punktów, żaden nie był najbardziej efektowną drużyną tej fazy turnieju i żaden za wszelką cenę za tym nie gonił. Może więc przyszły triumfator gra tak, jak Brazylia, która przegrała z Kamerunem 0:1?

Pasję Brazylijczyków wyraźniej niż na boisku widać na trybunach. Podczas hymnu jak relikwię ściskają plastikowe repliki pucharu, przymykają oczy i zaczynają śpiewać z przejęciem towarzyszącym gorliwej modlitwie. Ale nagle z trasu wybija ich niesamowity tumult zagłuszający hymn. Oto na telebimach pojawił się kontuzjowany Neymar, któremu wszyscy chcą dodać otuchy. Uśmiecha się, więc hałas robi się jeszcze większy.

Zobacz wideo Brazylijczycy mają pewną wiadomość dla Messiego i reprezentacji Argentyny

Kibic siedzący na skraju sektora obok, tuż przed hymnem, rozpoczyna rozmowę wideo. Wyświetla się mężczyzna w średnim wieku z podpiętymi kroplówkami. Leży w szpitalu. Uśmiecha się. Lusail, 90-tysięczny stadion, zaprojektowany, by robić wrażenie, spełnia swoją funkcję. W przerwie dopytuję o to połączenie. - To mój przyjaciel. Miał wypadek tydzień przed wylotem na mistrzostwa. Powinien tutaj być ze mną, niezwykle żałuje. Liczyliśmy na wspaniały turniej, więc chcę mu dać chociaż jego namiastkę. Już prawie wszystko z nim dobrze, za kilka dni powinien zostać wypisany - mówi. - Kiedy Brazylia się wypisze? Idziemy do finału! Po szósty tytuł! - śmieje się. 

Na boisku natomiast wiele ciekawego się nie dzieje. Tite zdyscyplinował Brazylię. Najpierw jest u niego taktyka, dopiero później samba. A mecz z Kamerunem do końca wygląda tak, jakby jego piłkarze przede wszystkim mieli się nie zmęczyć. Dziewięciu z poprzedniego spotkania zostawił na ławce rezerwowych. Na prawej obronie wystawił Daniego Alvesa, który mając 39 lat i 210 dni, został najstarszym kapitanem w historii mistrzostw i najstarszym Brazylijczykiem, który kiedykolwiek na nich zagrał. To najlepiej obrazuje skalę rotacji. Wielu ekspertów i kibiców twierdziło, że Alves jedzie na mundial tylko dlatego, że jest najlepszym kumplem Neymara i ma się w Katarze troszczyć o jego dobry nastrój, a nie grać w piłkę. Wypadł przeciętnie - ani gorzej, ani lepiej od swoich kolegów. Tytuł najstarszego odhaczył, ale przyjechał tu po złoto. To kolekcjoner trofeów, najbardziej utytułowany piłkarz świata, ale bez tej perły w koronie.

Jeszcze przed meczem część dziennikarzy z Brazylii przekonywała, że to casting dla zmienników, którzy mogą wygrać miejsce w składzie na najważniejsze mecze. Cóż, nie wyglądało, by zawzięcie o nie zabiegali. Wyróżniał się jedynie Gabriel Martinelli, skrzydłowy Arsenalu, który każdą akcję chciał popychać do przodu, efektownie dryblował i oddał dwa groźne strzały. Ale akurat na jego pozycji gra Vinicius Junior z Realu Madryt, więc trudno uwierzyć, że Tite posadzi go na ławce. Brazylia grała w trybie energooszczędnym i zapłaciła za to w doliczonym czasie gry. Vincent Aboubakar wykorzystał świetne dośrodkowanie i strzelił głową jedynego gola w tym spotkaniu. Cieszył się tak bardzo, że zerwał z siebie koszulkę, za co dostał drugą żółtą kartkę. Brazylia przegrała, ale ani Tite, ani piłkarze, ani nawet brazylijscy kibice nie wyglądali na szczególnie zmartwionych. Dla nich ten turniej dopiero się rozpoczyna. 

Jak gra przyszły mistrz świata? Traci punkty i gole, przyspiesza dopiero później

Przechadzając się po Lusail, zanim zaczął się ostatni mecz fazy grupowej tych mistrzostw, podsłuchałem multum dyskusji, który zespół zrobił dotychczas największe wrażenie, który rozczarował i który po pierwszej części turnieju wygląda tak, jakby za dwa i pół tygodnia miałby go wygrać. Jak co cztery lata zdecydowanie przeceniamy tę fazę mundialu i próbujemy z niej wyciągnąć fundamentalne wnioski, mimo że nie ma to najmniejszego sezonu i wciąż więcej można wyczytać ze szklanej kuli niż z boiska. Żaden z czterech ostatnich mistrzów świata nie zdobył w grupie kompletu punktów ani nawet nie naprężył muskułów. Po trzech meczach raczej się w niego wątpiło niż przypisywało mu puchar. Żaden z ostatnich mistrzów świata nie był Brazylią ’70, która zachwycała od pierwszego do ostatniego gwizdka mundialu. Nie pozwala już na to intensywność meczów i napięty kalendarz.

Francja cztery lata temu zdobyła zaledwie trzy bramki w trzech grupowych meczach - jedną z rzutu karnego, drugą po samobójczym trafieniu, zagrała też bodaj najnudniejszy mecz całych mistrzostw - 0:0 z Danią. Hiszpania w 2010 r. na początek przegrała ze Szwajcarią 0:1 i też strzeliła tylko trzy gole w całej fazie grupowej. Przyszli mistrzowie byli zachowawczy, często wręcz nudni. Grali, jakby byli pewni, że i tak wyjdą z grupy i wtedy zaoszczędzone paliwo przyda im się, by dodać gazu. 

Nie zawsze też selekcjonerzy, którzy później byli uznawani za bohaterów, od początku wiedzieli, na jaki skład postawić. Nie mieli w głowie gotowy jedenastek na cały turniej. Wątpliwości już w 1998 r. miał Aimé Jacquet, który szedł przez turniej z młodym Thierrym Henrym na skrzydle, aż w ćwierćfinale zmienił ustawienie, by zmienić dwóch ofensywnych pomocników: Zinedine’a Zidane’a i Youriego Djorkaeffa. Cztery lata później Luiz Felipe Scolari zmieniał środkowych pomocników - najpierw u boku Gliberto Silvy grał Juninho, a od ćwierćfinału zastąpił go lepszy w defensywie Kleberson. Marcelo Lippi przez cały turniej w Niemczech zmieniał ustawienie, a Niemcy po niezbyt udanych pierwszych meczach przenieśli Philippa Lahma ze środka pomocy na prawą obronę i odeszli od "fałszywej dziewiątki" na rzecz Klose. Meusut Oezil przeszedł wtedy ze środka pola bliżej lewego skrzydła - bardzo podobnie jak Andres Iniesta cztery lata wcześniej w RPA. Ostatnie mistrzostwa Francja zaczęła bez Blaise’a Matudiego, a później doszła do finału z nim na lewym skrzydle.

Historia uczy też, że w fazie grupowej ważniejsza od ataku jest obrona. Sześciu ostatnich mistrzów świata w 24 meczach pucharowych zachowało w sumie aż 17 czystych kont. Hiszpanie zaszli po tytuł wygrywając cztery razy 1:0. Niemcy w trzech meczach zwyciężali jedną bramką i tylko 7:1 z Brazylią wygląda jak wybryk natury. Ale po fazie grupowej trudno nawet stwierdzić, kto tę silną obronę będzie miał. Żaden z ostatnich sześciu mistrzów świata nie zachował w grupie trzech czystych kont. Francja straciła jednego gola, Niemcy i Hiszpanie po dwa. A o tym, jakie szczegóły decydują o tym, kto zostaje mistrzem świata, świadczy fakt, że w XXI w. tylko Brazylia w 2002 r. i Francja w 2018 r. dotarły do finału bez rozgrywania dogrywki.

Słowem? W sobotę zaczyna się nowy turniej. Żaden zespół nie przystępuje do niego z kompletem punktów ani bez straty gola. Brazylia, mimo wpadki w ostatnim meczu, wciąż pasuje do klucza dla przyszłego mistrza: gra oszczędnie, nie traci wielu goli, a selekcjoner wciąż szuka idealnego składu i zastępcy dla wracającego do zdrowia Neymara. Wiemy, że nic nie wiemy, a emocje będą rosły.

Więcej o:
Copyright © Agora SA