• Link został skopiowany

Co za mecz Legii! Zagrali, jakby motywował ich Fornal

Dawid Szymczak
Legia Warszawa zagrała, jakby motywował ją Tomasz Fornal - przeciwko Broendby dwukrotnie odrabiała straty, by w samej końcówce wyjść na prowadzenie 3:2. Ciosem odpowiadała na każdy cios. Chwilami się chwiała, ale nie dała się znokautować. I przed rewanżem jest w położeniu, o którym w przerwie meczu mogła tylko pomarzyć.
Legia Warszawa zagrała, jakby motywował ją Tomasz Fornal - przeciwko Brendby dwukrotnie odrabiała straty, by w samej końcówce wyjść na prowadzenie 3:2
Screen Sport.pl

Słowa wykrzyczane przez polskiego siatkarza, w czwartym secie półfinału igrzysk olimpijskich przeciwko Stanom Zjednoczonym, mogą stać się w naszym sporcie kultowe. "Dawać, k***a, nap********y, się z nimi, k***a!" - przekaz jakże prosty i trafiający w sedno sportowej rywalizacji, jakże uniwersalny i wykraczający daleko poza sport, jakże pojemny i adekwatny do sytuacji! Fornal, w trudnej chwili, zmotywował kolegów i ośmielił. Wrócili na boisko i wygrali, choć ledwie chwilę wcześniej wydawali się kompletnie rozbici. Sprowokowali do krzyku tych, którzy zwykle w milczeniu gapią się w telewizor. Napisali historię, w którą trudno byłoby uwierzyć, gdyby jakiś śmiały reżyser uwiecznił ją na filmowej taśmie. W sporcie nie ma scenariuszy naiwnych, niewiarygodnych i nazbyt dramatycznych. Nie ma przerysowanych bohaterów i zbyt prostych zwrotów akcji. Dlatego zwycięstwo Polaków tak zachwyca.

Zobacz wideo Malarz: Feio jest konkretnym i wymagającym trenerem

I dlatego jeszcze po wielokroć będzie wykorzystywane w rozmaitych porównaniach. Stanie się punktem odniesienia na lata. Argumentem dla tych, którzy powtarzają, że wierzyć trzeba do końca. Meczem-symbolem, jak finał w Stambule z 2005 r., w którym Liverpool przegrywał 0:3 z Milanem, by ostatecznie triumfować po rzutach karnych. Patrząc na Legię Warszawa dzień po historycznym dla polskiej siatkówki meczu, skojarzenia nasuwały się same. Zupełnie inna stawka, inny prestiż i co za tym idzie inne emocje, ale sam przebieg obu meczów był zbliżony. Też chodziło o to, by nagle się pozbierać i odrobić straty.

Legia Warszawa wygrywa z Broendby! Świetny wynik przed rewanżem

Legii też nie szło. Też przegrywała 1:2 i wydawała się zmierzać do straty na 1:3, by nagle wskoczyć na najwyższe obroty i wygrać 3:2. Też naprzeciwko miała rozpędzonego rywala i długo nie znajdowała sposobu, by się przeciwstawić. Też straciła ważnego zawodnika, mającego znaczący wpływ na obraną taktykę - Jurgen Celhaka był niespodzianką, jaką przygotował na ten mecz Goncalo Feio, ale już po kwadransie doznał kontuzji i został zmieniony. Też wygrała dzięki zmiennikom. W kadrze na igrzyska wielu zaskoczyła obecność Grzegorza Łomacza, który w kluczowym momencie pomógł rozegrać Amerykanów, a w Warszawie miało już nie być Blaża Kramera, który poleciał do Turcji podpisać kontrakt z Konyasporem, przeszedł nawet badania medyczne, ale ostatecznie nie porozumiał się w sprawie warunków kontaktowych i wrócił do Polski. W pół godziny przeciwko Broendby zdążył asystować przy dwóch golach.  

Wcześniej jednak, przez godzinę, Legia była dla Broendby tłem. To Duńczycy znacznie swobodniej rozgrywali piłkę, mieli absolutną kontrolę nad meczem, co kilka minut stwarzali zagrożenie w polu karnym i tylko lepszego wykończenia im brakowało, by już w pierwszym meczu pozbawić legionistów nadziei na awans. Piłkarze Feio zaciskali zęby, walczyli, zasłaniali bramkę własnym ciałem, ale w typowo piłkarskich aspektach odstawali ewidentnie. Problemem było wymienienie kilku celnych podań z rzędu i wygranie pojedynków z rywalami. I tak mieli sporo szczęścia, że w 24. minucie odgryźli się dobrą kontrą, którą skutecznie wykończył Tomas Pekhart.

Do przerwy i tak było 2:1 dla Broendby, które atakowało z większym rozmachem. Najpierw - w 19. minucie - wielopodaniową akcję płaskim strzałem domknął Filip Bundgaard, a ponadto w końcówce pierwszej połowy świetnie dograł do Mathiasa Kvistgaardena. Drugą połowę też lepiej rozpoczęli zawodnicy Brondby. Legia, choć niewiele to zapowiadało, ocknęła się po godzinie. Zaczęła groźnie kontratakować. Poprawiła pressing. Częściej odbierała piłkę w okolicach środka boiska. Pomogło wejście Kramera i Pawła Wszołka. Gole strzelali Luqunihas i Ryoya Morishita, ale bardziej niż ich wykończenie podobać się mogło samo rozegranie obu bramkowych akcji. Doskok do rywali i wykorzystanie błędu w rozegraniu przed golem na 2:2, a także znakomite, prostopadłe podanie Miguela Alfareli, które otworzyło szansę na zdobycie trzeciej bramki. 

Legia wycisnęła z tego meczu wszystko, co się dało. Po bardzo nierównym występie, pełnym błędów w obronie i problemów z rozegraniem akcji, wraca do Polski z bardzo dobrym wynikiem. Jeśli w rewanżu zagra podobnie jak przez ostatnie pół godziny, powinna awansować do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Jeśli powtórzy występ z pierwszych 60 minut, może znaleźć się w tarapatach. Na pewno - podobnie jak polscy siatkarze - najważniejszy mecz ma dopiero przed sobą.

Więcej o: