Drugiego marca 2019 roku w Glasgow Ewa Swoboda zdobyła złoty medal halowych mistrzostw Europy. Drugiego marca 2024 roku w tej samej hali zdobyła srebro mistrzostw świata.
Wtedy starty w dorosłej lekkoatletyce jeszcze łączyła z bieganiem w kategorii młodzieżowej. Teraz dziewczyna z Żor, z rocznika 1997, dorosła i pędzi po wielkie rzeczy.
W finale halowych MŚ Swoboda uzyskała świetny czas 7,00 i o 0,02 s przegrała tylko z Julien Alfred z Saint Lucia, która uzyskała wynik 6,98 s. Dokładnie taki rezultat Swoboda wybiegała w półfinale, bijąc rekord Polski. To jest 11. rezultat w historii lekkoatletyki. Tamto 6,98 s zaostrzyło apetyty nam wszystkim. Ewie chyba najbardziej. Ale naprawdę doceńmy to, co mamy!
- Dla mnie człowiek może mieć tatuaże na twarzy, może być łysy albo mieć różowe włosy - mówiła Swoboda w wywiadzie dla Sport.pl w 2020 roku, czyli w martwym sezonie zaraz po sezonie ze swoim największym sukcesem, czyli po złocie halowych ME.
- Wiele razy się przekonałam, że są tacy ludzie, którzy tylko czekają, żeby komuś się coś nie udało i wtedy robią z człowieka frajera, kogoś bez wartości, najgorszego. A już szczególnie dzieje się tak wtedy, gdy ktoś się czymś wyróżnia, na przykład tatuażami. Niestety, część naszego społeczeństwa inności nie toleruje i szuka okazji, żeby ją atakować. Nie rozumiem tego i trudno mi to zaakceptować - wyznawała nam Ewa.
Wtedy Swoboda przyznawała, że cieszy się, mogąc odpocząć od hejtu. A mogła, bo była pandemia i zawody sportowe się nie odbywały. Rodacy nie mieli więc okazji, by wbijać Ewie szpilki. Za to, że generalnie nie wpisywała się w jakieś oczekiwania.
Tamta Ewa bywała buńczuczna, ale tak naprawdę nie zawsze emanowała z niej pewność siebie. "Złoto z Glasgow to było wielkie wow" - mówiła w naszej rozmowie i naprawdę nieśmiało marzyła o bieganiu w finałach ważniejszych imprez: mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.
Teraz w Glasgow biegała inna Ewa Swoboda. Taka, która w ubiegłym roku zaczęła łamać 11 sekund w biegu na 100 metrów [rekord życiowy 10,94 s]. Taka, która pół roku temu wbiegła do finału setki na MŚ i zajęła w nim szóste miejsce. Taka, która chce coraz więcej i już teraz wie na pewno, że może coraz więcej.
Ci, którzy Swobodę dobrze znają, twierdzą, że przemiana zaszła w Ewie po igrzyskach olimpijskich w Tokio. Przesunięte z 2020 na 2021 rok zawody ją ominęły. Tamten 2021 rok był dla niej wyjątkowo trudny - najpierw z udziału w halowych ME w Toruniu i z bronienia tytułu z Glasgow wyeliminował ją covid. Następnie przyszła kontuzja, przez którą Ewa igrzyska oglądała, siedząc przed telewizorem.
- To ją bardzo mocno zabolało. Widziała, jak w finale biegną dwie Szwajcarki [piąte miejsce zajęła Ajla Del Ponte a szósta była Mujinga Kambundji], z którymi wiele razy rywalizowała i wygrywała. Zobaczyła, że finał igrzysk jest naprawdę realny i że możliwe jest powalczenie w nim o coś więcej. Teraz celem jest Paryż - mówił nam menedżer Swobody Marcin Rosengarten.
To wypowiedź z 2022 roku. Bo w rok 2022 po straconym roku 2021 mocno wbiegła nowa, lepsza Ewa. Swoboda wygrała wtedy kilka pierwszych startów w hali, pierwszy raz w życiu na 60 m złamała barierę siedmiu sekund (6,99 s), co zrobiła jako dopiero dziesiąta sprinterka w historii. I chociaż na halowych MŚ w 2022 roku w Belgradzie zajęła tylko czwarte miejsce, przegrywając brąz o dwie tysięczne sekundy! (z wynikiem 7,04 s), a później czwarta była też na ME na stadionie w Monachium, to naprawdę było widać, że te stracone szanse na medale jej nie załamią, a wręcz przeciwnie - jeszcze mocniej napędzą ją do ciężkiej pracy.
- Rozmawiając z Ewą, zauważyłem, że zmieniła się mentalnie. Stała się sprinterką z prawdziwego zdarzenia, bo wydoroślała. Przeszła metamorfozę. Na dobre wyszło jej to wszystko, co przeżyła - mówił nam wtedy Marian Woronin, wciąż - od 1984 roku - najszybszy Polak w historii (10,00 s na 100 m), wicemistrz olimpijski ze sztafety 4x100 m z 1980 roku.
A Rosengarten uściślał: - W Ewie zaszła diametralna zmiana, wiele łez musiała wylać i przewartościowała sobie wszystko. Widać to gołym okiem po niej, po sposobie jej wypowiadania się, po podejściu do wielu rzeczy. Tak jest, po sylwetce Ewy też - mówił, nawiązując do tego, że Swoboda sama publicznie policzyła kilogramy, które zrzuciła, mówiąc, że było ich aż dziewięć. - Ewa poukładała wszystkie rzeczy związane z higieną życia pozasportowego. To nieodzowne na najwyższym poziomie w dzisiejszym sporcie. Wszystko, co Ewa robi, jest bardziej profesjonalne. To widać - dzielił się ze Sport.pl swoimi spostrzeżeniami Marcin Nowak, srebrny i brązowy medalista ME ze sztafet 4x100 m z 2002 i 1998 roku.
Dziś wszyscy widzimy w Swobodzie po prostu profesjonalistkę, świetną sporstmenkę i liderkę. To ona napędza naszą sztafetę 4x100 m, która pół roku temu zajęła piąte miejsce na MŚ w Budapeszcie.
No właśnie - szóste miejsce na MŚ na 100 metrów indywidualnie i piąte w sztafecie, bieganie poniżej 11 sekund tam i bieganie poniżej siedmiu sekund tu, na 60 metrów. To wszystko są wyniki budzące najwyższy szacunek.
Teraz w Glasgow Swoboda zachwycała już od pierwszego startu. Swój eliminacyjny bieg wygrała ze znakomitym czasem 7,02 s i z przewagą nad rywalkami niemal tak wielką, jakie kiedyś nad rywalami miał Usain Bolt. W półfinale Ewa jeszcze przyspieszyła - pewne zwycięstwo z wynikiem 6,98 s pozwoliło jej o 0,01 s pobić własny rekord Polski sprzed dwóch lat i wyjść na pierwsze miejsce na światowej liście w 2024 roku. Do Glasgow Ewa przyjechała z wynikiem 7,01, a największa rywalka, Julien Alfred, z czasem 6,99. Przed finałem zanosiło się na ich pasjonujący pojedynek. Ale Magdalena Stefanowicz, która w półfinałach odpadła, stanęła przed kamerą TVP Sport i powiedziała z pewnością w głosie: "Ewa zdobędzie złoto i zbliży się do rekordu świata".
W półfinale Swobodzie do rekordowego 6,92 s Iriny Priwałowej z 1993 roku zabrakło tylko 0,06 s. Ale w finale to Alfred uzyskała czas 6,98, a Swoboda "tylko" 7.00. Tylko - tak ewidentnie czuje Ewa. Szybko zobaczyliśmy, że ona nie jest w pełni zadowolona. Że wyraźnie liczyła na to, co zapowiadała jej koleżanka z kadry.
- Liczyłam, że wygram. Byłam na to gotowa. Ale cieszę się. Tak naprawdę odbiłam sobie Belgrad, więc fajnie. Mocne trzy biegi dzisiaj były. Dałam radę, z tego się najbardziej cieszę. No dobrze, jest medal, jest fajnie. Na razie jestem bardziej zła. Mam nadzieję, że ten niedosyt da kopa do roboty - to jest zapis czegoś w rodzaju strumienia świadomości, jaki Swoboda wylała z siebie tuż po finale w rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim z TVP Sport.
Gdy reporter wskazywał Ewie, że osiągnęła duży sukces, ona przyznawała: - No, jestem w innym miejscu. Jestem druga na świecie, mamo, tato - mówiła z płaczem.
Swoboda przyznała, że prawdziwą przemianę przeszła po igrzyskach w Tokio. - Wtedy świetnie otworzyłam sezon halowy, tamto lato nie było super, ale ostatnie już było wspaniałe. Ja teraz wiem, po co tu jestem: po to, żeby zdobywać medale. Mam nadzieję, że przyniosę wam tego więcej. Widzimy się w lato! - zakończyła.
Tak, Ewa, widzimy się! W lato Swoboda skończy 27 lat. W lato będą mistrzostwa Europy w Rzymie i przede wszystkim będą igrzyska olimpijskie w Paryżu. Z dawnej Ewy w dzisiejszej Ewie został pazur. Ona wciąż lubi tatuaże, którymi wyraża swój charakter. Ona ma swoją estetykę, ale już też od tak długiego czasu trzyma się najwyższej etyki pracy, jakiej trzeba się trzymać, gdy się chce zdobywać medale.
Ten z Glasgow jest pierwszym, jaki Ewa zdobyła na światowej imprezie w dorosłym bieganiu (w juniorkach miała srebro na 100 m na MŚ w 2016 roku). I gdy teraz Ewa mówi, że przyniesie nam tego więcej, to naprawdę można wierzyć, że do tego dorosła.
Komentarze (28)
Swoboda zrobiła to po raz pierwszy. Co za słowa. "Jestem bardziej zła"