Przypomnijmy: Marcin Lewandowski nie dał rady dokończyć biegu półfinałowego na 1500 metrów na igrzyskach olimpijskich w Tokio z powodu kontuzji. W pewnym momencie Polak zaczął kuleć, po czym zszedł z bieżni na murawę stadionu, upadł i nie dokończył swojego biegu. Kontuzja wykluczyła go z dalszej rywalizacji o podium.
- Jestem po ostatecznej diagnozie i koniec końców, na szczęście, z mięśniem nie ma katastrofy. Natomiast wyszedł inny problem, dość poważny, a mianowicie okazało się, że mam zakrzep żylny w łydce prawej nogi - powiedział Lewandowski kilka dni po zakończeniu IO w Tokio portalowi "Interia Sport".
I dodał: - Wiadomo, że to niebezpieczne bardziej od zerwanego mięśnia. To, co teraz mi pozostaje, to około sześć tygodni całkowitego braku aktywności ruchowej, aby nie pobudzać akcji serca, żeby krew mocniej nie pompowała i, nie daj Boże, zakrzep się nie oderwał.
Marcin Lewandowski tuż po swoim wyścigu zaniepokoił kibiców informacją o stanie kontuzjowanej łydki. - Nie jest zerwana, ale jest krwiak na 15cm! Także sezon 2021 kończę z wielkim smutkiem - napisał w mediach społecznościowych lekkoatleta. Teraz okazuje się, że z powodu zakrzepu 34-latka czeka "sześć tygodni całkowitego braku aktywności ruchowej".
Co jeszcze musi zrobić atleta, aby wyleczyć kontuzję? Marcin Lewandowski przyznał, że rozpoczął rehabilitację, otrzymuje potrzebne zastrzyki przeciwzakrzepowe i szuka pozytywów. Zdaniem 34-latka jednym z nich jest to, że udało się ten problem tak szybko wykryć. - To nic innego, jak przymusowy urlop - oznajmił. Najważniejsze dla 34-latka jest, "aby nie pobudzać akcji serca, żeby krew mocniej nie pompowała i, nie daj Boże, zakrzep się nie oderwał".
Komentarze (8)
Marcin Lewandowski wyraził mrożącą krew w żyłach prawdę. "Wyszedł poważny problem"
Zrobił pan dla polskiego sportu bardzo dużo, ale może pański organizm powiedział DOŚĆ!