- Tutaj ciężki nokaut wisi w powietrzu - mówili komentatorzy po pierwszej finałowej rundzie, w której najmocniejszy cios zadał "Balboa". W drugiej też trafiał. Nawet nie tyle mocno, ile celnie, czym jeszcze bardziej rozciął "Glebie" łuk brwiowy. - Trafił mnie raz, potem drugi raz, no i co? No i walka została przerwana. Czułem, że mogę to wygrać. Chciałem urwać mu głowę, za bardzo się popaliłem. Stało się, jak się stało - mówił niepocieszony "Gleba", który po kolejnym ciosie w drugiej rundzie był liczony, ale już w trakcie liczenia pokazywał sędziemu, że nie będzie w stanie kontynuować walki.
No i nie kontynuował. Wielki finał wygrał Bartłomiej "Balboa" Domalik. - Jak się za coś biorę, robię to na 100 procent. Przyjechałem tutaj z nastawieniem, że wygrywam ten turniej. No i wygrałem - mówił zwycięzca piątej edycji Gromdy, który zapowiedział, że bardzo chętnie zawalczy też na kolejnych galach. Zresztą tak samo, jak chwilę wcześniej jego rywal - pokonany w finale "Gleba" - który też mówił, że chce jeszcze wrócić do walk na gołe pięści.
Zero walki w parterze, jedynie gołe pięści. A wszystko na niewielkim ringu, blisko o połowę mniejszym od tego bokserskiego, bo tylko 4x4 metry. I ostatnia, piąta runda bez limitu czasowego. Oraz ośmiu śmiałków (nie licząc walk pokazowych): Piecia, Psycho, Balboa, Boyka, Gleba, Bochen, Mario i Bubu. Jednym słowem: Gromda. A więc pierwszy w Polsce turniej bokserski na gołe pięści. Zorganizowany przez Mateusza Borka i Mariusza Grabowskiego. Już po raz kolejny w ciągu 11 miesięcy, bo w piątek odbyła się piąta gala tej federacji.
Ćwierćfinały
Półfinały
Finał
Super walki