Nie udał się Klaudii Kardasz start na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Reprezentantka Polski nie awansowała do finału pchnięcia kulą, mimo że poziom kwalifikacji - mówiąc delikatnie - nie stał na najwyższym poziomie.
Wynikiem, który dawał pewną kwalifikację, była odległość 19,15 m. Tyle pchnęły jednak zaledwie trzy zawodniczki: Kanadyjka Sarah Mitton (19,77 m), Nowozelandka Maddison-Lee Wesche (19,25 m) oraz Niemka Yemisi Ogunleye (19,24 m).
Pozostałe dziewięć miejsc zarezerwowane było dla zawodniczek z najlepszymi wynikami. Ostatecznie okazało się, że by awansować do finału, trzeba było uzyskać wynik 18,16 m. Na taką odległość kulę pchnęła 12. w kwalifikacjach Szwedka Axelina Johansson.
Kardasz uzyskała zaledwie 17,45 m i zajęła dopiero 19. miejsce w kwalifikacjach. Wynik ten Polka osiągnęła w ostatniej próbie. Pierwszą spaliła, w drugiej pchnęła kulę na odległość raptem 17,08 m. Nic więc dziwnego, że Kardasz była bardzo niezadowolona, gdy stanęła przed kamerą TVP.
- Mieć taką szansę i jej nie wykorzystać przez własną głupotę, to się trzeba nazywać Klaudia Kardasz. I tyle - gorzko zaczęła zawodniczka. A później było jeszcze mniej przyjemnie. - Nie wiem, co się dzisiaj stało. Wynik jest żenujący - dodała.
- Na pewno nie tego oczekiwałam. Nie tego oczekiwali kibice i rodzina. Muszę przeanalizować ten start i pomyśleć, co się stało. Bo naprawdę na razie nie mam pojęcia. Może gdybym zaczęła tak, jak skończyłam, to byłabym jeszcze w stanie się rozkręcić. Ale to pierwsze pchnięcie było totalnie nieudane, chyba na 15 m - kontynuowała Kardasz.
- Nie wiem, co się stało. To było żenujące. To są igrzyska olimpijskie i tu trzeba przywieźć najwyższą formę. Ja ją przywiozłam, ale jej nie pokazałam. Jak powiedział Piotr Żyła, forma jest, ale bezobjawowa - podsumowała swój występ Kardasz.