- Udać to się może wygrać w totka - szybko reaguje Tomasz Wiktorowski, zwracając uwagę, jak trudne było dla Igi Świątek odbudowanie się po przegranym półfinale olimpijskim. Jasne jest, że 23-letnia Polka i jej sztab mierzyli w Paryżu w złoto. Oczekiwali tego też kibice i środowisko tenisowe. Skończyło się na brązie, który już wywołuje radość w teamie liderki światowego rankingu, ale jeszcze niepełną. - To musi jeszcze dojrzeć. Siedzi w nas jeszcze ten półfinał. Natomiast to się zmieni. Sam po sobie czuję, że coraz łatwiej mi pozytywnie spojrzeć na ten brązowy medal - zaznacza szkoleniowiec. I nie protestuje wobec wielkiej presji, z jaką mierzy się jego zawodniczka.
Tomasz Wiktorowski: I aż, i tylko. Wiadomo, że oczekiwania mieliśmy inne, ale cieszymy się z tego, że Iga jest medalistką olimpijską.
Bardzo ważny. Dlatego, że zdobycie brązowego medalu to również wygranie ostatniego meczu.
Dokładnie. Ten ostatni mecz został wygrany i z tego powodu wszyscy bardzo się cieszymy.
Zdecydowanie tak. Dlatego, że ten półfinałowy mecz był bardzo nacechowany emocjonalnie. Jestem w stanie jedynie sobie wyobrazić, co czuła Iga. Widziałem, jak się zachowywała, ale nie wiem, co dokładnie czuła i nikt tego do końca nie będzie wiedział. Ale wiem, że dużo ją kosztowało to, by wstać jeszcze tego samego dnia, a kolejnego wyjść znów na kort i zrobić wartościowe przygotowania, a następnie zagrać na takim poziomie, na jakim zagrała ten ostatni mecz.
To już nasza wewnętrzna kwestia.
Myślę, że ta radość i pozytywne emocje muszą jeszcze w nas dojrzeć. To wszystko przychodzi z czasem. Dlatego siedzi w nas jeszcze ten półfinał. Natomiast to się zmieni. Sam po sobie czuję, że coraz łatwiej mi pozytywnie spojrzeć na ten brązowy medal. I dochodzi do mnie fakt, że to historyczny, wyjątkowy moment, który będziemy pamiętać przez całe życie. Kibice też będą go bardzo długo pamiętać, bo to przecież pierwszy w historii medal olimpijski w polskim tenisie.
Tak, bo dopiero dziś Iga go dostała [rozmowa odbyła się w sobotni wieczór - red.]. Ale tak na poważnie, to tak. Coraz bardziej wpada on w złoty odcień.
Na pewno było w tym dużo szczęścia. Ale dlaczego ulga? Fakt, było wcześniej dużo emocji, ale taką mamy pracę i musimy sobie z tymi dawać radę. Każdy turniej jest nacechowany emocjami, a ten był wyjątkowy. Budzi w nas trochę inne emocje, momentami większe. Natomiast nie określiłbym, że pojawiła się tu ulga. Dążymy zawsze do następnego celu. Wiadomo, tu dążyliśmy do tego postawionego sobie przed turniejem, czyli olimpijskiego złota. Natomiast musieliśmy to zweryfikować, przemodelować, przeformatować i osiągnąć ten cel B. To się udało i z tego się cieszymy.
Jej się nie udało, ona to zrobiła. Tak do tego podchodzę. Udać to się może wygrać w totka ewentualnie. A tu trzeba wstać i wykonać konkretną pracę. Ona to zrobiła, by wstać, przygotować się do meczu i wygrać go.
Wiadomo, że złoty medal został przyznany długo przed tym turniejem. A po Roland Garros to już w zasadzie został zawieszony Idze na szyi. Zdawaliśmy sobie sprawę, jakie są oczekiwania, jak presja spoczywa na Idze czy na nas. Ale to część naszej pracy, musimy sobie z tym radzić i radzimy sobie na co dzień. Teraz rzeczywiście było tej presji trochę więcej. Te emocje były inne. Ale taki jest sport. Zdajemy sobie z tego sprawę. Skoro są takie oczekiwania i taka presja, to znaczy, że robimy coś wyjątkowego, a Iga jest wyjątkową osobą, wyjątkową tenisistką. To jest ta część tej układanki. Musimy sobie zdawać z tego sprawę i sobie z tym radzić.
Nie wiem, czy by było łatwiej. Nie sprawdzimy tego, nigdy nie będziemy tego wiedzieli. Ja się dziś cieszę z tego brązowego medalu i na tę chwilę niech tak zostanie.
Tego też nie wiem. Zastanawiałem się nad tym, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, a nie ma sensu gdybać.
Zrezygnowaliśmy z Toronto. W tym sezonie igrzyska były dla nas bardzo ważne. Powrót do rywalizacji zaczniemy w Cincinnati.