"Pani Igo, druga strona też żyje!". Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy

Agnieszka Niedziałek
- Pani Igo, druga strona też żyje! - krzyknął jeden z kibiców, którzy w ogromnej liczbie czekali na Igę Świątek w Domu Polskim w Paryżu. Chcieli powitać ją i zrobić sobie z nią zdjęcie lub zdobyć autograf po odebraniu brązowego medalu olimpijskiego. A ona - mimo że w pamięci ma wciąż bolesną przegraną w półfinale - wyraźnie już bardziej cieszyła się historycznym krążkiem. - To właściwie brązowe złoto. Pasuje do zegarka, wszystko się zgadza - żartowała.

Takiego tłumu w Domu Polskim - miejscu, w którym Polski Komitet Olimpijski organizuje spotkania z paryskimi olimpijczykami i medalistami - jeszcze nie było. Przeciśnięcie się z korytarza do głównej sali było nie lada wyzwaniem, a by widzieć to, co działo się na scenie, trzeba było stanąć na sofie lub krześle. I część osób z tej opcji korzystała. Bo wszyscy chcieli przywitać Igę Świątek, której kilkadziesiąt minut wcześniej zawieszono po raz pierwszy na szyi brązowy medal olimpijski.

Zobacz wideo Wojciech Nowicki po nerwowych eliminacjach: Poczułem się zbyt pewnie

"Czuję się co najmniej jak Taylor Swift". A zaraz potem Iga Świątek pytała o Ewę Swobodę

Wystarczyło, że w sobotni wieczór pod znajdujący się w Lasku Bulońskim Dom Polski podjechał samochód ze Świątek, a wśród czekających kibiców zapanowała euforia. Tenisistka tylko się pokazała, a zaczęło się skandowanie "Dziękujemy, dziękujemy". Sztab szkoleniowy 23-latki zniknął od razu w środku, a ona została, by rozdać kilka autografów i zrobić sobie parę pamiątkowych zdjęć. A czekający fani walczyli o jej uwagę.

"Pani Igo, druga strona też żyje!", "Pani Igo, uśmiech" - takie okrzyki można było wtedy wychwycić. Świątek zaś za nimi podążała. Gdy po kilku minutach zniknęła w środku, to tam czekało na nią jeszcze więcej osób i gdyby nie ochroniarze, to pewnie nie sposób by jej było przedostać się na scenę. Gdy już się na niej znalazła, to znów zaczęło się skandowanie - tym razem podziękowań i jej nazwiska. 

- Czuję się co najmniej jak Taylor Swift - podsumowała wtedy żartobliwie Polka, nawiązując do bardzo lubianej przez siebie i ogromnie popularnej na całym świecie amerykańskiej piosenkarki.

Nie zapomniała też o koleżankach i kolegach z olimpijskiej kadry. - Ewa Swoboda biegnie [Sprinterka miała wtedy wystąpić w półfinale igrzysk na 100 m - red.]? Więc wszyscy się odwróćmy i oglądajmy, bo ja już jestem po zawodach, już mam wakacje, ale są inni, których trzeba wspierać - podkreśliła tenisistka.

Znany polski sportowiec czekał na Świątek. Uporać się z wyjątkową presją

Po kolejnych kilku minutach Świątek zniknęła na jakiś czas - spotkała się z działaczami i osobami zaproszonymi przez PKOl. W kolejnej sali czekali zaś na nią głównie dziennikarze, choć nie tylko oni. Pojawił się też m.in. Kamil Syprzak. Szczypiornista reprezentacji Polski i Paris Saint-Germain, który regularnie pojawiał się w ostatnich latach na meczach pierwszej rakiety globu podczas Roland Garros, też czekał, trzymając na rękach swoje malutkie dziecko.

Liderka rankingu WTA, gdy tylko się pojawiła w tym pomieszczeniu, to udała się do studia stacji Polsat. Tam zawsze zaczynają obowiązki medialne olimpijczycy pojawiający się w Domu Polskim. Następnie Świątek porozmawiała chwilę z grupą pozostałych przedstawicieli prasy. Przyznała wtedy znów, że jest zadowolona z tego, iż podniosła się po bardzo bolesnej przegranej w półfinale, którą nazwała prawdopodobnie najtrudniejszym momentem w karierze. Gdy nieco później padło pytanie, czy lubi brązowy kolor, potwierdziła z uśmiechem i zerknęła wiszący na jej szyi krążek.

- Generalnie to brązowe złoto. Pasuje do zegarka, wszystko się zgadza - rzuciła żartobliwie.

A już bardziej poważnie dodała, że na ten pierwszy w historii polski medal olimpijski w tenisie złożyło się dużo pracy, wyrzeczeń i doświadczeń.

- Wiem, że niektórzy ludzie traktowali za pewnik, że wyjadę stąd z medalem, ale w tenisie i w żadnym innym sporcie to tak nie działa - zaznaczyła.

Gdy spytałam, czy mając obecną wiedzę zrobiłaby coś inaczej podczas tych igrzysk, nawiązała trochę do swoich piątkowych słów. Odparła bowiem, że liczy, iż do kolejnego występu w tej prestiżowej imprezie przystąpi, bazując na wyciągniętych wnioskach. Wskazała też na konkrety.

- Wiem, co mogłabym zrobić lepiej i poprawiłabym niektóre rzeczy. Zbyt wiele trzymałam w sobie, czego nie powinnam do końca robić. Bo niewiele osób w Polsce zmagało się z taką presją i warto byłoby, bym następnym razem czasem sama z siebie potrafiła się jej pozbyć. Poza tym myślę, że zrobiliśmy wszystko - mój zespół zrobił wszystko - bym mogła grać na jak najwyższym poziomie. Sama do siebie mogę mieć głównie pretensje o niektóre rzeczy, ale reszta była w porządku - oceniła 23-latka.

"Początek fajnej imprezy". Jedno pytanie nie spodobało się Świątek

Tuż po ostatnim meczu w paryskich igrzyskach Świątek zapowiedziała, że będzie chciała zostać nieco dłużej na miejscu i poczuć atmosferę tego sportowego święta. W sobotę w ramach tego odwiedziła wioskę olimpijską. Była to dla niej nowość, bo - by odciąć się od jej zgiełku i zachować swoje rutyny - w trakcie rywalizacji mieszkała w tym samym apartamencie, w którym zatrzymuje się podczas dorocznego Roland Garros. Gdy spytałam, jakie miała wrażenia z wioski, która jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów igrzyska, odparła, że została tam bardzo fajnie powitana?

- Praktycznie wszyscy z polskiej ekipy byli, by mnie dopingować. Była muzyka - wszystko wyglądało jak początek fajnej imprezy. A tak na poważnie, to otrzymałam bardzo dużo słów wsparcia i mogłam poznać wielu nowych wspaniałych sportowców. W pewnym sensie byłam od tego odizolowana w trakcie turnieju i było to niezbędne, bym mogła dobrze wykonać swoją pracę. Ale miałam taki cel - by po swoich zawodach zaczerpnąć trochę z tej atmosfery i polska misja zorganizowała to w taki sposób, że mogłam to zrobić - wspominała zadowolona.

Pojawiło się jednak też pytanie, które niezbyt przypadło jej do gustu. Jedna z dziennikarek zwróciła się do niej: "Tokio [Świątek tam debiutowała w igrzyskach] było po naukę, a Los Angeles [tam odbędą się kolejne letnie zmagania olimpijskie] będzie po złoto. Co ty na to?". 

- Może pani spróbować, jak ma pani ochotę - zaczęła tenisistka z dystansem. Po czym dodała: - Życie tak się nie układa, że można przewidzieć, co się wydarzy za cztery lata. Powiem tak - właśnie takie pytania sprawiły, że ten turniej był dla mnie bardzo wymagający. Zobaczymy, co będzie za cztery lata - zakończyła.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.