Ewa Swoboda nie awansowała do finału biegu na 100 m na igrzyskach olimpijskich. Tym samym polska sprinterka nie osiągnęła swojego celu na paryską imprezę. W pierwszym półfinale nasza zawodniczka uzyskała czas 11.08 s i zajęła czwarte miejsce w swoim biegu.
To oznaczało, że Swoboda musiała czekać na kolejne dwa biegi, by poznać swoją najbliższą przyszłość. O ile po drugim biegu ta nadzieja wciąż była żywa, tak po trzecim - niestety - umarła. Do finału awansowały po dwie najlepsze zawodniczki z każdego biegu oraz dwie z najlepszymi czasami.
Jako siódma do finału awansowała Mujinga Kambundji (11.05 s), która biegła ze Swobodą. Jako ósma zakwalifikowała się do niego Twanisha Terry z ostatniego półfinału, która wyprzedziła naszą zawodniczkę o 0,01 s.
Kilka chwil po ostatnim półfinale Swoboda zabrała głos w rozmowie z Eurosportem. - No trudno, walczyłam, jak mogłam - powiedziała nasza zawodniczka w rozmowie z Kacprem Merkiem.
- Nie widziałam tego biegu, więc nie powiem, czy było mega super, czy nie. Ale czas 11.08 s mówi, że było do dupy. Trudno, ja jeszcze będę trenować za cztery lata, także na pewno w Los Angeles mnie zobaczycie. Dzisiaj kończę jako dziewiąta, mogło być dużo gorzej. Dziękuję za kibicowanie, widzimy się za cztery lata na igrzyskach - dodała.
Niedługo później Swoboda stanęła przed kamerą TVP i porozmawiała z Aleksandrem Dzięciołowskim. Tu już nasza sprinterka z wielkim trudem powstrzymywała łzy. - Cześć, mamo. Cześć, tato - zaczęła Swoboda. - Czułam, że może być dużo lepiej. Ale jestem dziewiąta na igrzyskach olimpijskich. Znowu zabrakło mi niewiele. Za cztery lata na pewno będzie dużo lepiej. Za cztery lata na pewno będzie finał - dodała.
- Za bardzo się skupiłam na tym, żeby trzymać, żeby mocno biec. Ale powiało mocno na mecie i nie dałam rady. W półfinałach jest największy stres, bo o najwięcej tu walczymy. Mimo wszystko jestem z siebie zadowolona. Cieszę się, że mogłam się sprawdzić na tak wielkiej imprezie. Bo to jest wielka impreza - kontynuowała Polka.
- To było dla mnie coś nowego, bo nigdy nie biegałam na stadionie, gdzie jest tyle ludzi, taki gwar i szum. To kolejna lekcja. Obiecałam sobie, że dotrenuję do tego Los Angeles. Obiecałam Klaudii Wojtunik, że pojedziemy razem na kolejne igrzyska - mówiła.
9. miejsce Swobody to najlepszy wynik polskiej sprinterki od 1968 r., kiedy na igrzyskach olimpijskich w Meksyku brązowy medal zdobyła Irena Szewińska. - Nie wiem, czy mam sobie coś do zarzucenia. Przyjechałam tu walczyć o marzenia, ale ich nie spełniłam. Mimo wszystko jest to coś dużego. Cieszę się, że dałam radę - powiedziała Swoboda.
- Zanim tu przyjechałam, nie miałam na nic ochoty, nie potrafiłam się w sobie zebrać. Wczorajsze 10.99 s pokazało mi, że mogę szybko biegać, że może być wszystko dobrze. Ale to to tylko sport, to tylko 100 m. Błędów na razie się nie doszukuję, bo nie widziałam swojego biegu. Ale wiem, że mama i tata są ze mnie dumni, a to jest najważniejsze. Finał będzie za cztery lata - dodała.
Na koniec Swoboda powiedziała, czego nauczyły ją igrzyska olimpijskie w Paryżu. - Jak dobrze utrzymać nerwy na wodzy. Jak skupić się na sobie i tym, po co się tu przyjechało, a nie na otoczeniu. Nie zabrakło mi niczego. Dzisiaj byłam na 11.08 s, jutro może bym była na 10.95 s. Nie wiemy. Powiedzmy, że jestem zadowolona. Przyjechałam tu po to, by się dobrze bawić. I poza momentem oczekiwania bawiłam się świetnie - podsumowała nasza zawodniczka.