Robert Lewandowski przebił osiem sekund milczenia 675 razy

Antoni Partum
Słynna cisza Roberta Lewandowskiego po meczu z Włochami trwała osiem sekund. Ze Słowacją na Euro kapitan reprezentacji Polski milczał przez 90 minut. Jego bilans na mistrzostwach Europy i świata jest po prostu mizerny.

W pierwszej połowie - przegranej 0:1 - Roberta Lewandowskiego można było pochwalić za jedną akcję. W drugiej minucie skutecznie interweniował pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Poza tym w pierwszych 45. minutach ograniczał się do słabych strzałów (dwóch zablokowanych, jednego niecelnego) i pięciu (!) strat (według SofaScore). W starciach powietrznych z rywalami też był bezsilny. Wygrał tylko dwa z sześciu pojedynków.

Zobacz wideo "Robert Lewandowski miał mnóstwo pretensji do kolegi. Recenzował każdą jego akcję"

Tuż po zmianie stron Polacy wyrównali po bramce Karola Linettego i zaczęli nawet dominować, ale przeważali tylko przez kwadrans, bo po godzinie gry czerwoną kartką został ukarany Grzegorz Krychowiak. Dziesięć minut później na 2:1 podwyższył Milan Skriniar, stoper Interu Mediolan.

Zamiast 8 sekund ciszy, było 90 minut milczenia

W drugiej połowie występ Lewandowskiego wciąż był dyskretny. Tracił piłkę (znowu aż pięć razy). Oddał tylko dwa strzały - najpierw trafił w mur z rzutu wolnego. Później Mateusz Borek, komentator TVP, wykrzyczał jego nazwisko dopiero w 88. minucie, gdy Lewandowski mógł wyrównać po rzucie rożnym, ale nieczysto trafił głową w piłkę. W doliczonym czasie gry przytomnie wycofał piłkę do Karola Świderskiego, ale napastnik PAOK nie pokonał bramkarza. Skończyło się 1:2.

Pamiętacie słynne osiem sekund Lewandowskiego? Tyle trwała cisza Roberta, który po meczu z Włochami (0:2) dostał od reportera TVP pytanie, jaki był plan Jerzego Brzęczka na to spotkanie i jakie były wskazówki, by pokonać Włochów. Tym razem nie było ośmiu sekund ciszy: trwała ona 675 razy dłużej, czyli 90 minut milczenia.

Lewandowski a wielkie turnieje

Na mundialu w Rosji Lewandowski nie strzelił gola ani Senegalowi, ani Kolumbii, ani Japonii. Na Euro 2016 trafił dopiero w ćwierćfinałowym meczu z Portugalią. Była to jego pierwsza bramka na dużym turnieju od 2012 r., gdy strzelił Grecji w meczu otwarcia. Jego bilans na wielkich turniejach wygląda marnie. Dwa gole w 12 spotkaniach. Oczywiście, trzeba pamiętać, że w tych meczach bywał osamotniony w ataku i często musiał wracać do drugiej linii, by pomagać w kreowaniu akcji, ale to nie zmienia faktu, że od jednego z najlepszych piłkarzy świata trzeba wymagać więcej. Miniony sezon, w barwach Bayernu, zakończył przecież z 48 golami i dziewięcioma asystami w 40 meczach.

 

Euro 2020, czyli turniej napastników

Trzeba wymagać więcej, bo Euro 2020 to na razie turniej środkowych napastników. Dla Belgów dwie bramki zdobył Romelu Lukaku, a dla Czechów dwa razy trafił Patrik Schick. Po jednym golu strzelili także Ciro Immobile (Włochy), Wout Weghorst (Holandia). Gole strzelali także napastnicy słabszych reprezentacji: Roman Jaremczuk (Ukraina), Marko Arnautović (Austria), Breel Embolo (Szwajcaria), Kieffer Moore (Walia), Joel Pohjanpalo (Finalandia) czy Goran Pandev (Macedonia Północna).

Lewandowski dołącza do Harry'ego Kane'a, reprezentanta Anglii, który nie trafił w meczu z Chorwatami. Anglicy jednak wygrali 1:0, a teraz czeka ich starcie ze Szkotami, którzy zostali rozbici przez Czechów 0:2. A Polskę czeka bój z Hiszpanami. Przed Lewandowskim arcytrudne zadanie, ale z drugiej strony gwiazdor Bayernu nie może sobie wymarzyć lepszej okazji do rehabilitacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.