Małachowski to nie tylko dwukrotny wicemistrz olimpijski, ale też mistrz i dwukrotny wicemistrz świata oraz dwukrotny mistrz Europy. W sporcie trzyma go jeszcze marzenie o wygraniu igrzysk. Po raz ostatni chce o to powalczyć w Tokio. Jak się okazuje, nie zraża go przesunięcie igrzysk na następny rok.
Piotr Małachowski: Zostaję. Dalej trenuję. Nie zniechęciłem się.
- Na razie jestem z rodziną i martwię się o to, żeby wszyscy byli zdrowi i żeby wszystko zaczęło wracać do normalności. Wiadomo, że sytuacja nie jest dla mnie fajna i dla nikogo nie jest. Z drugiej strony: trudno, trzeba będzie się na spokojnie przygotować w innym terminie. A że stracimy na braku startów? Każdy przez koronawirusa straci. Najważniejsze musi być zdrowie.
- Tak, bo chodziło o to, żeby sportowcy wiedzieli, co mają robić. Czy trenować? Jeśli trenować, to jak wobec epidemii koronawirusa? I do czego trenować, na jaki termin szykować formę? Była jedna, wielka niewiadoma, robiło się coraz bardziej nerwowo. A teraz wszyscy już wiemy jak będzie, trzeba pozmieniać plany i tyle.
- Wynająłem siłownię.
- Nie, chodzi o sprzęt. Ogarnąłem sobie 190 kilogramów sprzętu. Treningi miałem na ogrodzie przed domem. Nie jest to wygodne, bo za każdym razem trzeba wszystko rozłożyć, później po treningu sprzątnąć, schować. Poza tym treningi na dworze oznaczają duże ryzyko kontuzji. Tak naprawdę to jest tylko trening zastępczy. Ale coś tam robiłem i dalej będę robił. Trzeba dbać o to, żeby ciało cały czas było w ruchu. Na duże obciążenia nie wejdę, bo w żadnym sporcie formy się nie buduje przez ponad rok. Najważniejsze teraz będą cisza, spokój, opanowanie.
- Porzucać byłem raz. Nie chciałem ryzykować. Koronawirus to nie jest zabawa. Ty czy ja możemy go przejść łagodnie, ale może wcale nie. A na pewno musimy uważać na najbliższych - na dzieci, na rodziców. Poza tym ludziom trzeba dawać dobry przykład, pokazywać, że trzeba siedzieć w domu.
- Jestem żołnierzem i jak dostanę rozkaz, to go wykonam. Mundur mam, więc jak będzie trzeba, to go założę i pojadę do swojej jednostki. Tyle. Ale oczywiście raczej wątpliwe jest, że ktoś nas, sportowców, wezwie.