Tym samym Roger dołączył właśnie do pokaźnej już listy faworytów, których więcej w tym roku na Wimbledonie nie zobaczymy . Co się w tej Anglii dzieje? Jak tak dalej pójdzie wkrótce naprawdę nie będziemy miały komu kibicować.
Po pierwszej rundzie byłyśmy święcie przekonane, że Roger spokojnie acz pewnie zmierza po swój ósmy tytuł w Londynie. Nic nie zapowiadało tragedii.
Tymczasem wczorajszy pierwszy set meczu ze 116. w rankingu Sergiejem Stachowskim (wygrany przez Rogera po tie-breaku) pokazał, że mecz numer 2 może nie być wcale taki łatwy. Set drugi (tym razem wygrany przez Siergieja po tie-breaku) udowodnił, że będzie jeszcze ciężej. Set trzeci, w którym znów górą był Ukrainiec, wygrywając 7:5, był sygnałem ostrzegawczym dla Rogera.
I w końcu przyszedł pamiętny set czwarty, w którym znów dostałyśmy tie-breaka i znów górą był Siergiej (przepraszamy za zdawkowość tego podsumowania, ale wciąż pogrążone w bólu naprawdę nie jesteśmy w stanie napisać więcej).
Wtedy właśnie świat zatrząsł się w posadach, po czym meteoryt uderzył w Ziemię i wyginęły dinozaury nastąpił jego koniec.
I tak po raz pierwszy od 37 turniejów wielkoszlemowych (9 lat!) Roger Federer nie zagra w ćwierćfinale imprezy tej rangi.
Ponieważ wciąż mamy wielką gulę w gardle, która uniemożliwia nam przełykanie, łzy które zamgliły nam oczy skutecznie przesłaniają nam wizję, a ręce drżą w niemożliwych do opanowania konwulsjach, więc oddamy już lepiej głos bohaterom dnia wczorajszego:
źródło: sport.pl
Powtórzmy:
Ufff...